Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Sorbanne ponownie skrzywiła się boleśnie — tym razem powodem była dysproporcja sił obu stron. I to nie uwzględniając zasobników... — Jak ciężkie straty poniosła komodor Yeargin? — spytała po chwili. — Ma’am... — Dorcett umilkła,przełknęła ślinę i oświadczyła rzeczowo: — Musiałam się nieprecyzyjnie wyrazić, pani admirał. Poza moimi trzema niszczycielami zniszczone zostały wszystkie nasze okręty przebywające w systemie Adler. Pozostałam tam najstarszym rangą oficerem... Wiceadmirał Sorbanne nie odezwała się. Siedziała nieruchomo, wpatrując się w Dorcett i próbując dojść do ładu z tym, co właśnie usłyszała. To, że przeciwnik użył w końcu zasobników holowanych, było niemiłą niespodzianką, ale nie aż takim zaskoczeniem. Każdy myślący oficer wiedział, że Ludowa Marynarka musiała gorączkowo opracowywać własny projekt i wdrożyć go do produkcji, gdy tylko przekonała się, jak skuteczna jest to broń w takim zastosowaniu, jak zrobił to Sojusz. Natomiast to, że przeciwnik wreszcie jej użył, w połączeniu ze sposobem, w jaki to zrobił, oraz efektem, jaki osiągnął — to przekraczało w pierwszym momencie granice pojmowania. I było zupełnie nieoczekiwane. A wpływ, jaki to wywrze na morale, będzie po prostu katastrofalny. Powoli opadła na oparcie fotela, nadal patrząc na Dorcett, ale tak naprawdę jej nie widząc. Przed oczyma miała bowiem twarz Frances Yeargin... zawsze zbyt pewnej siebie i aroganckiej, a ostatnimi czasy w dodatku pełnej pogardy dla przeciwnika... Była to swego rodzaju zemsta losu... głównie za głupotę i lenistwo: skoro wiedziała, że ma za mało sond, należało dziury zatkać niszczycielami. A ta idiotka zachowała się, jakby została do Adler wysłana na wakacje! Co w tej chwili było już i tak bez znaczenia. Yeargin była martwa, ale jej niesława, a właściwie hańba dopiero się rozpoczęła. Historycy nie zostawią na niej suchej nitki, bo w dziejach Royal Manticoran Navy nie było podobnej do tej klęski... Następne pokolenie analityków będzie badać najdrobniejsze nawet aspekty bitwy o Adler z bezstronnością naukowców, ale z tego, co już usłyszała, wynikało, że nie ma najmniejszej wątpliwości, kto jest winny. Nie trzeba było szukać kozła ofiarnego. 190 To zresztą także chwilowo nie było ważne. Ważna była utrata wszystkich okrętów oraz prawie wszystkich ludzi — użycie zasobników z zaskoczenia i na małą odległość musiało spowodować masakrę, gdyż załogi w większości nie były w skafandrach próżniowych, a przy tak błyskawicznym zniszczeniu okrętów do kapsuł ratunkowych mogło udać się bardzo niewielu. W tym momencie uświadomiła sobie coś jeszcze i natychmiast wróciła do rzeczywistości, ponownie koncentrując wzrok na stojącej przed biurkiem Dorcett. — Skoro została pani dowódcą placówki i jest pani tutaj, to kto pozostał w systemie Adler, komandor Dorcett? — spytała. — Nikt, ma’am. Miałam trzy niszczyciele i uznałam, że najważniejsze jest jak najszybsze zawiadomienie jak największej liczby systemów, przez które przelatują dostawy i uzupełnienia. Dlatego Windsong przybył tu, a pozostałe dwa poleciały do Quest i Tre-adway. — Rozumiem — odparła prawie mechanicznie Sorbanne i Dorcett poczuła, jak coś łapie ją za gardło. Próbowała nad sobą zapanować, ale gdy Sorbanne potrząsnęła ze smutkiem głową, zrozumiała, że jej się nie udało. — To nie pani wina, komandor Dorcett — westchnęła Sorbanne, masując nasadę nosa. — Założyła pani, że większą korzyść przyniesie nam jak najszybsze zaalarmowanie jak największej grupy dowódców w sąsiednich systemach, by jak najmniej naszych okrętów i statków wpadło w pułapkę, jaką stał się Adler. I założyła pani, że będzie to lepsze niż uciekanie przed okrętami Ludowej Marynarki po obrzeżach systemu, prawda? Dorcett przytaknęła bez słowa. — To była właściwa decyzja podjęta na podstawie dostępnego pani stanu wiedzy. — Sorbanne przestała masować nos i opuściła rękę. — I tak też napiszę w raporcie do Admiralicji. Niestety popełniła pani błąd... a raczej przybyła pani za późno. — Za późno,ma’am? — powtórzyła komandor Dorcett, czując coś lodowatego w żołądku. — Pięć dni temu Clairmont opuścił konwój złożony z siedemnastu statków w eskorcie sześciu okrętów. W ciągu najbliższych dwunastu godzin powinien on dotrzeć do Adler, a ponieważ nie zastanie tam nikogo, kto mógłby go ostrzec... — Sorbanne umilkła i wzruszyła wymownie ramionami. A na komandor Dorcett spadły równocześnie: zrozumienie i poczucie winy. Alistair McKeon siedział u szczytu stołu, obserwując przebieg posiłku i gości. Ten pierwszy był smaczny i dobiegał powoli końca, ci drudzy zajęci byli winem i prowadzo- 191 nymi symultanicznie rozmowami na rozmaite tematy. McKeon poczuł przyjemne zadowolenie gospodarza z udanego spotkania towarzyskiego