Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Pan siê boi. Podniós³ obie piêœci na wysokoœæ barków i potrz¹sn¹³ nimi - wielkimi gruz³ami koœci i musku³ów. Potem opuœci³ je wolno i westchn¹³ g³êboko. - Tak. Bojê siê - przyzna³. - Nie wiem, jak sobie z ni¹ poradziæ. Ci¹gle jakiœ nowy facet i za ka¿dym razem jakiœ œmieæ. Swego czasu pewnemu goœciowi o nazwisku Joe Marty da³em piêæ tysiêcy, ¿eby siê od niej odczepi³. Do dzisiaj jest na mnie wœciek³a z tego powodu. Spojrza³em w okno. Patrzy³em, jak deszcz uderza o szyby, rozlewa siê i sp³ywa gêstymi falami. Zbyt wczesna pora roku jak na taki deszcz. - Dawanie forsy tego rodzaju facetom prowadzi donik¹d - stwierdzi³em. - Móg³by pan to robiæ do koñca ¿ycia. Zatem doszed³ pan do wniosku, ¿e to ja powinienem okazaæ siê twardy wobec tego Steinera. - Proszê mu powtórzyæ, ¿e skrêcê mu kark! - Nawet nie bêdê próbowa³ - odrzek³em. - Znam Steinera. Sam chêtnie bym mu go skrêci³, gdyby tylko mog³o to w czymkolwiek pomóc. Pochyli³ siê i chwyci³ mnie za rêkê. Jego oczy przybra³y dziecinny wyraz. W ka¿dym pokaza³a siê szara ³za. - Niech pan pos³ucha. M'Gee mówi, ¿e z pana równy goœæ. Powiem panu coœ, czego nie wyjawi³bym nikomu, nigdy. Carmen w ogóle nie jest moim dzieckiem. Znalaz³em j¹ w Smoky - ma³¹ dziecinê na ulicy. Nie mia³a nikogo. A mo¿e j¹ porwa³em, co? - Na to wygl¹da - powiedzia³em i musia³em siê wysiliæ, by uwolniæ ramiê, a potem je wymasowaæ. Ten mê¿czyzna mia³ chwyt, który móg³by zmia¿d¿yæ s³up telegraficzny. - Powiem uczciwie - odezwa³ siê ponuro, lecz z czu³oœci¹. - Przyjecha³em tu i dobrze mi siê wiedzie. Ona dorasta, a ja j¹ kocham. - Aha, to zupe³nie naturalne - odrzek³em. - Pan mnie nie rozumie. Ja chcê siê z ni¹ o¿eniæ. Popatrzy³em na niego. - Robi siê coraz starsza, coraz m¹drzejsza. Mo¿e zechce wyjœæ za mnie, hê? W jego g³osie zabrzmia³ ton b³agania, jakbym by³ w stanie rozwi¹zaæ ten problem. - Prosi³ j¹ pan o to? - Bojê siê - powiedzia³ pokornie. - Czy s¹dzi pan, ¿e ona czuje miêtê do Steinera? Skin¹³ g³ow¹. - Ale to nic nie znaczy. By³em sk³onny w to uwierzyæ. Wsta³em z ³ó¿ka i jednym ruchem podnios³em przesuwany segment okna. Przez minutê pozwoli³em kroplom deszczu spadaæ na moj¹ twarz. - Wyjaœnijmy sobie co nieco. - Opuœciwszy okno, wróci³em na ³ó¿ko. - Mogê usun¹æ Steinera z pañskiej drogi. To proste. Tylko nie wiem, co pan dziêki temu zyska. Znów chcia³ mnie chwyciæ za rêkê, ale tym razem by³em dla niego zbyt szybki. - Przyszed³ pan tutaj naje¿ony, wymachuj¹c fors¹ - ci¹gn¹³em. - Ale wyjdzie pan sflacza³y. I nie z powodów, o których wspomnia³em. Pan wiedzia³ o nich wczeœniej. Nie jestem Dorothy Dix i tylko czasami bywam g³upcem. Ale je¿eli naprawdê pan tego chce, to zajmê siê tym Steinerem. Podniós³ siê niezgrabnie, obróci³ kapelusz i spojrza³ mi pod nogi. - Proszê siê nim zaj¹æ tak, jak pan powiedzia³. On i tak do niej nie pasuje. - Móg³bym przy okazji zraniæ i pana. - W porz¹dku. W³aœnie o to chodzi - odrzek³. Zapi¹³ p³aszcz, wbi³ kapelusz na sw¹ du¿¹, zaroœniêt¹ g³owê i wyszed³. Zamkn¹³ cicho drzwi, jakby wychodzi³ z pokoju chorego. Pomyœla³em, ¿e jest zwariowany jak para myszy tañcz¹cych walca, ale spodoba³ mi siê. Schowa³em forsê w bezpieczne miejsce, przygotowa³em sobie du¿ego drinka i usiad³em w jeszcze ciep³ym fotelu. Popijaj¹c zastanawia³em siê, czy facet wie, na czym polegaj¹ machinacje Steinera. Steiner posiada³ zbiór bia³ych kruków i ksi¹¿ek o sproœnej tematyce, które wypo¿ycza³ nawet za dziesiêæ dolarów dziennie - oczywiœcie w³aœciwym ludziom. II Pada³o przez ca³y nastêpny dzieñ. PóŸnym popo³udniem siedzia³em w sportowym chryslerze zaparkowanym przy Boulevard, ukosem do w¹skiego frontonu sklepu, na którym zielony neon obwieszcza³: "H. H. Steiner". Krople deszczu odbija³y siê od chodnika, bryzga³y na wysokoœæ kolan i wype³nia³y rynsztoki, a wielcy gliniarze, w b³yszcz¹cych jak lufy pistoletów nieprzemakalnych p³aszczach znakomicie siê bawili, przenosz¹c dziewczynki w jedwabnych poñczochach i ³adnych kaloszach przez ró¿ne zalane miejsca i œciskaj¹c je do woli. Deszcz bêbni³ w maskê chryslera, szarpa³ brezentowy dach i przenika³ do œrodka w miejscach zapiêcia, tworz¹c na pod³odze ka³u¿e, ¿ebym mia³ gdzie trzymaæ stopy. Mia³em przy sobie du¿¹ flaszkê szkockiej. Ucieka³em siê do niej wystarczaj¹co czêsto, by zachowaæ zainteresowanie. Steiner robi³ interesy nawet przy takiej pogodzie, a mo¿e zw³aszcza przy takiej