Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Później, gdy byłem we Francji, przeczytałem nieoczekiwanie w gazetach francuskich depeszę ze Szwajcarji, donoszącą o wyroku sądu niemieckiego, skazującym mnie zaocznie za moją broszurę zurychską na karę więzienia. Wywnioskowałem z tego, że broszura trafiła w samo sedno. Sędziowie Hohenzollerna wyświadczyli mi tym wyrokiem, z którego honorowaniem nie spieszyłem się wcale, niemałą przysługę. Dla szlachetnych wysiłków oszczerców i szpiclów z pod znaku Entente’y, starających się udowodnić, że w gruncie rzeczy jestem agentem niemieckiego sztabu generalnego, wyrok sądu niemieckiego był zawsze kamieniem obrazy. Nie przeszkodziło to jednak władzom francuskim do zatrzymania na granicy mojej książki przez wzgląd na jej ,,niemieckie pochodzenie”. W obronę przed francuską cenzurą wzięła broszurę gazeta Gustawa Hervé, w której umieszczono dwuznaczną wzmiankę. Sądzę, że wzmiankę tę napisał niepozbawiony pewnego rozgłosu Ch. Rappaport, będący sam prawie marksistą, a w każdym razie – autorem największej ilości kalamburów, jaką kiedykolwiek spłodził człowiek, który poświęcił tej twórczości swe długie życie. Po rewolucji październikowej, pomysłowy nakładca z Nowego Jorku wydał moją niemiecką broszurę w postaci solidnej książki amerykańskiej. W myśl relacji nakładcy, Wilson zażądał od niego z Białego Domu przez telefon, aby przysłał mu odbitki korekty: prezydent fabrykował podówczas swe 14 punktów i, jak utrzymują wtajemniczeni, nie mógł strawić tego w żaden sposób, że 164 bolszewicy uprzedzili najlepsze jego tezy. Książka rozeszła się w Ameryce w ciągu dwuch miesięcy w ilości 16.000 egzemplarzy. Ale nastały dni pokoju brzeskiego. Prasa amerykańska wszczęła szaloną nagankę na mnie, dzięki której książka odrazu zniknęła z rynku. W tym samym czasie moja broszura zurychską osiągnęła w republice Sowieckiej szereg wydań, służąc za podręcznik do studjowania metody marksowskiej w zastosowaniu do wojny. Z ,,rynku” Międzynarodówki komunistycznej wycofano ją dopiero po roku 1924-ym, kiedy dokonano odkrycia „trockizmu”. W chwili obecnej jest to utwór zakazany, jakim był przed rewolucją. Widzimy więc, że i książki mogą naprawdę przechodzić zmienne koleje losu. 165 ROZDZIAŁ XIX PARYŻ I ZIMMERWALD Dnia 19 listopada przyjechałem do Francji, jako korespondent wojenny „Kijewskoj Myśli”. Zgodziłem się na propozycję tej gazety tem chętniej, że dawała mi możność przyjrzenia się wojnie zbliska. Paryż był smutny, ulice wieczorami tonęły w ciemnościach. Zeppeliny często napadały na miasto. Po zatrzymaniu armjj niemieckich nad Marną, wojna stawała się coraz bardziej wymagająca i bezlitosna. W nieskończonym chaosie, pożerającym Europę, w obliczu milczących mas robotniczych, oszukanych i zdradzonych przez socjaldemokrację, maszyny zniszczenia rozwijały swą automatyczną siłę. Cywilizacja kapitalistyczna doprowadzała siebie ad absurdum, usiłując przebić grubą czaszkę ludzkości. W owej chwili, kiedy Niemcy zbliżali się do Paryża, francuscy zaś patrjoci burżuazyjni opuszczali go, dwuch emigrantów rosyjskich założyło w Paryżu małą gazetkę codzienną w języku rosyjskim. Zadaniem jej było tłumaczenie znajdującym się w Paryżu Rosjanom wydarzeń bieżących i podtrzymywanie ducha solidarności międzynarodowej. Przed ukazaniem się pierwszego numeru, w ,,kasie” wydawnictwa znajdowało się całego kramu 30 franków. Żaden „rozsądny” człowiek nie uwierzyłby, że z takim kapitałem można wydawać pismo codzienne. I rzeczywiście, raz w tygodniu przynajmniej gazeta, mimo bezpłatnej pracy redakcji i współpracowników, przechodziła, jak zdawało się, ostateczny kryzys. Wyjście z sytuacji zawsze się jednak znajdowało. Oddani swej gazecie zecerzy przymierali z głodu, redaktorzy uganiali się po mieście w poszukiwaniu kilkudziesięciu franków – i następny numer ukazywał się. W ten sposób, pod ciosami deficytu i cenzury, znikając i natychmiast ukazując się pod nową nazwą, gazeta istniała przez dwa lata, t. zn. aż do rewolucji lutowej 1917 roku