Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Rhyme pomyślał w pierwszej chwili, że pewnie znaleźli ciało Mary Beth i że Garrett rzeczywiście ją zabił. Następną myślą było to, jak ogromnie załamie to Amelię. Tak bardzo wierzyła w słowa Garretta. Jednak Bell ogłosił mu inną wiadomość. - Strasznie mi przykro, że przychodzę z takimi wieściami - rzekł szeryf. - Chciałem zadzwonić, ale doszedłem do wniosku, że lepiej będzie powiedzieć ci to osobiście. Chodzi o Amelię. - Co się stało? Mów! Co jej się stało? - Rich Culbeau dostał się razem ze swoimi kumplami do aresztu. Nie wiem, o co im chodziło, ale pewnie nie miał dobrych zamiarów. Kiedy tam weszli, znaleźli Nathana Groomera zakutego w kajdanki. Cela Garretta była pusta. Rhyme wciąż nie mógł zrozumieć, o co chodzi. -Co, do diabła... Bell przerwał mu: - Twoja Amelia zakuła Nathana i wyciągnęła Garretta z aresztu. To poważna sprawa. Są teraz zbiegami, uzbrojonymi, i nikt nie ma pojęcia, gdzie mogą być. BIEGŁA. Nogi ją już bolały Ociekała potem. W głowie kręciło jej się z gorąca i odwodnienia. Garrett biegł obok niej przez las rozciągający się za Tanners Corner. Kiedy Amelia Sachs weszła do pomieszczenia obok celi Garretta i wręczyła mu "Miniaturowy świat", na widok książki twarz chłopaka się rozjaśniła. Wtedy, jakby kierowana jakąś zewnętrzną siłą, sięgnęła przez kraty i chwyciła go mocno za ramiona. Chłopak odwrócił wzrok. - Spójrz na mnie! - poleciła mu. Zrobił to dopiero po długiej chwili. Przyjrzała się uważnie jego twarzy, plamom na skórze. - Garrett, muszę znać prawdę. To zostanie między nami. Czy to ty zabiłeś Billyego Staila? - Nie, przysięgam, nie zabiłem go. Widziałem człowieka w brązowym kombinezonie. To on zabił Billyego. Widziałem go w zaroślach. Zbiegłem z szosy w dół. Mary Beth płakała i była przerażona. Chwyciłem łopatę. Teraz już wiem, że nie powinienem był tego robić. Ale wtedy nie myślałem logicznie. A potem zabrałem stamtąd Mary Beth, żeby nic złego jej się nie stało. Taka jest prawda! - W takim razie, dlaczego porwałeś Lydię? - Bo ona też była w niebezpieczeństwie. Blackwater Landing to bardzo niebezpieczne miejsce. Tam giną ludzie. Chciałem ją tylko ochronić. Zgoda, Blackwater Landing jest niebezpiecznym miejscem, pomyślała Amelia. Ale czy przypadkiem nie z twojego powodu? - Lydia twierdzi, że chciałeś ją zgwałcić. - Nie, nie, nie! Rzuciła się do wody. Zamoczyła i podarła fartuch. Widać jej było piersi. Trochę się... podnieciłem. Ale nic więcej. Amelia Sachs przyglądała mu się z uwagą przez dłuższą chwilę. W końcu spytała: - Gdybym wyciągnęła cię stąd, zaprowadziłbyś mnie do Mary Beth? Garrett zmarszczył brwi. - Jeśli to zrobię, zabierzesz ją do Tanners Corner. A tutaj może jej się stać coś złego. - Zadbamy o to, by była bezpieczna - Lincoln Rhyme i ja. - Na pewno? - Tak. Jeśli się natomiast nie zgodzisz, długo nie wyjdziesz na wolność. A jeżeli Mary Beth umrze przez ciebie, będzie to zabójstwo, tak samo, jak gdybyś ją zastrzelił. Dostaniesz dożywocie. Garrett spojrzał przez okno. - Dobrze. - Jak daleko stąd jest Mary Beth? - Na piechotę zajmie nam to osiem, dziesięć godzin. Co robić, zastanawiała się Amelia gorączkowo, opierając się o kraty. - Jesteś w porządku. Podobasz mi się - powiedział w tym momencie Garrett. Zrobił to w tak rozbrajający, niewinny sposób, że Amelia, zapominając przez chwilę o powadze sytuacji, roześmiała się głośno. - Poczekaj tu - przykazała mu, po czym wróciła do biura. Sięgnęła do szafki po swój pistolet i wbrew rozsądkowi oraz temu, czego ją na uczono, wycelowała w Nathana Groomera. - Przykro mi, że muszę to robić - wyszeptała. - Daj mi klucz do jego celi, a potem załóż ręce za oparcie krzesła. Nathan zrobił wielkie oczy. - Słuchaj, robisz najgłupszą rzecz w swoim życiu - wyjąkał. - Klucz! Nathan otworzył szufladę i rzucił klucz na biurko, po czym założył ręce za oparcie. Przypięła mu jego własne kajdanki i wyrwała gniazdko telefonu ze ściany. Następnie pobiegła uwolnić Garretta i jemu także założyła kajdanki. Tylne drzwi aresztu były otwarte, ale wydawało jej się, że słyszy kroki i odgłos pracującego silnika. Zdecydowała, że wyjdą głównym wejściem. Nie zauważeni przez nikogo, uciekli z budynku. Teraz, półtora kilometra od centrum miasteczka, pędziła śladem Garretta wśród zarośli i drzew. Po półgodzinnym truchcie przez las Amelia poczuła, że grunt pod nogami staje się coraz bardziej miękki. W powietrzu unosił się zapach gnijącej roślinności. W pewnym momencie dotarli do bagniska. Garrett skręcił w stronę asfaltowej drogi. Przeszli na drugą stronę i pobiegli dalej, między zaroślami porastającymi jej pobocze. Minęło ich kilka samochodów. Amelia spoglądała na nie z zazdrością. Ucieka dopiero niecałą godzinę, a już czuje ukłucie w sercu, widząc normalność życia innych ludzi i rozumiejąc, na jakim zakręcie własnego właśnie się znalazła. SIEDZIELI u Harrisa Tomela, w ładnym sześciopokojowym domku w stylu kolonialnym, w którym Tomel nigdy nawet nie posprzątał. W odróżnieniu od Culbeau, który utrzymywał swój dwupoziomowy dom w idealnym porządku, oraz OSariana, poświęcającego mnóstwo czasu na podrywanie kelnerek, które sprzątały mu jego przyczepę mieszkalną, Tomel zapuścił dom i ogród w niewyobrażalny sposób. Był to jednak jego własny problem. Nie po to spotkali się teraz w trójkę, by omawiać zagospodarowanie ogródka. Ściągnęło ich tu jedno - wspaniała kolekcja broni, którą Tomel odziedziczył po ojcu. Poszli do wyłożonego boazerią pokoju, spoglądając na karabiny, pistolety i rewolwery. OSarian wybrał czarnego kolta AR-15, cywilną wersję M-16. Tomel sięgnął po wspaniałego browninga, a Culbeau po winchestera