Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Podłoga w gościnnym pokoju została ułożona z ciemnych, szczelnie połączonych desek. Po lewej od kominka w ścianie bez okien widniały jeszcze jedne niewielkie drzwi, a nad samym kominkiem wisiał gobelin z wizerunkiem wysokiego starca o królewskiej postawie, z długimi, rozpuszczonymi włosami, odzianego w śnieżnobiałe ubranie, z czarnym kosturem w ręku i długim mieczem w niebieskiej pochwie przy pasie. Stał na pół odwrócony, ale zwracało uwagę poważne i przenikliwe spojrzenie niemal żywych oczu. Twarz mężczyzny wyrażała zmęczenie i smutek. Oczarowany Folko nie wytrzymał i zaczął od pytań. - Och, to doprawdy zadziwiające - powiedział Teofrast z wyraźnym zadowoleniem. - To jest, szanowny hobbicie, sam wielki mag Gandalf Szary! - Kronikarz rzucił szybkie, pełne satysfakcji spojrzenie na oszołomionych gości. Po chwili kontynuował: - Nieznany artysta przedstawił go na tle Szarych Przystani, krótko przed tym, jak wszechpotężny czarodziej porzucił nasz świat. Gobelin ten otrzymał Wielki Król, następnie panujący wnuk Elessara Elfa nagrodził nim waszego pokornego sługę. - Lekko rozłożył ręce i ukłonił się uroczyście. - Od tego czasu wisi tutaj, nad moim kominkiem. Ale dlaczego stoimy? - oprzytomniał nagle. - Proszę, siadajcie przy ogniu, nabijajcie fajeczki i zacznijmy rozmawiać. Rozsiedli się i wydobyli kapciuchy. Wkrótce po pokoju rozpłynął się aromatyczny dymek. Teofrast, uśmiechając się, mierzył gości przenikliwym spojrzeniem. Widząc, że fajki rozpaliły się bez kłopotów, nieoczekiwanie zwrócił się do hobbita: - Jaką miałeś podróż ze stolicy swojego pięknego kraju? Jak się mają sprawy w Hobbitanii? Nieczęsto udaje mi się porozmawiać z kimś z waszego ludu - do Annuminas hobbici trafiają rzadko, a ja sam jestem już za stary na długie podróże. Tak więc, co się wydarzyło u was w ostatnich latach? Szczerze mówiąc, Folko był zaskoczony. Ale spokojny głos starego kronikarza i przytulność jego domu sprawiły, że odzyskawszy kontenans, zaczął opowiadać Teofrastowi o wszystkim, co działo się w Hobbitanii za jego krótkiego życia i co zapamiętał z hobbitańskich kronik, które hobbici zaczęli prowadzić po Odnowieniu Hobbitanii. Teofrast spokojnie pociągnął za sznurek ukryty w draperii. Gdzieś w głębi domu zadźwięczał dzwonek. Za niewielkimi drzwiami, znajdującymi się, jak zauważył Folko, z lewej od kominka, rozległy się lekkie kroki i do pokoju gościnnego weszła dziewczyna, która otworzyła im drzwi. Niosła w ręku gruby zeszyt w oprawie z miękkiej czarnej skóry. - Satti pomoże mi lepiej zapamiętać twoją opowieść, czcigodny hobbicie. Teofrast usiadł w wolnym fotelu, a dziewczyna stanęła za pulpitem. Folko odetchnął i kontynuował. Nawet nie zauważył, jak za oknami zgasł purpurowy zmierzch; stopniowo przeszedł z historii Hobbitanii na własne losy, żeby - tak jak uzgodnił z Torinem - doprowadzić rozmowę do wydarzeń w Mogilnikach. Teofrast słuchał bardzo uważnie, wolno głaskał smukłymi palcami rzeźbiony podłokietnik i przez cały czas patrzył hobbitowi w oczy. Powoli opowiadanie doszło do opisu spotkania z Torinem; co prawda, Folko rozważnie opuścił prawdziwą treść ich nocnych rozmów. Opowiedział o Bucklandzie, o Starym Lesie i w końcu doszedł do Mogilników. Kątem oka widział, jak krasnolud nieznacznie kiwa głową - wszystko szło zgodnie z ustaleniami. Torin najpierw zamierzał sam zacząć rozmowę, ale hobbit poradził sobie nadspodziewanie dobrze. - I teraz chcielibyśmy prosić cię, czcigodny Teofraście - wtrącił się do rozmowy krasnolud, gdy Folko na chwilę przerwał, by odetchnąć i zwilżyć gardło łyczkiem piwa ze stojącego na stole dzbana - czy nie mógłbyś wyjaśnić nam, co się dzieje w Polach Mogilników? To, co widzieliśmy, jest dziwne i... straszne, powiedziałbym. Same upiory by wystarczyły! Dziewczyna drgnęła i podniosła zaokrąglone, dziecinne w tym momencie szare oczy. Natomiast Teofrast spuścił wzrok, a jego brwi odrobinę zbliżyły się do siebie. - Pewnie to jeden z tych zagadkowych śladów ciemnej przeszłości, pozostawionej nam przez Wielkie Ciemności - powiedział cicho. Wydało się, że nawet drwa w kominie zaczęły trzeszczeć ciszej i jakby bojaźliwie. - Nikt dokładnie nie wie, jak to się zaczęło. Wiadomo, że w Mogilnikach pochowani są zabici w licznych wewnętrznych wojnach królowie Kardolanu, niewielkiego królestwa na południowych rubieżach włości Północnego Berła. Wtedy to Arnor był podzielony na kilka części, których władcy walczyli ze sobą, przelewali krew rodaków i zaczęli skłaniać się ku złu. W archiwach Elronda Półelf a, władcy Rivendell, który odszedł za Morze - wiecie, gdzie to jest? - znalazłem legendę o tym, że władcy owi nie znaleźli spokoju za Morzem, a wspierani wielką siłą Saurona, przekształcili się w złe, bezcielesne duchy, odżywiające się ciepłem i krwią żywych. Jednakże były one stworzone - czy też powstały samorzutnie - zanim został wykuty Jedyny Pierścień, i nie były mu podporządkowane, jak rozumiem. Zapewne stwory te nie mają teraz swojego pana... A może istnieje inne wytłumaczenie. - Wzruszył ramionami. - Sądzę, że tylko Kirdan wie, a i to nie jest pewne, bo on nigdy nie interesował się sprawami Śródziemia, zdecydowanie woli podporządkowane jego narodowi Morze. Tak, te upiory są straszne, więc czcigodny nasz hobbit wykazał się wyjątkową odwagą! Folko zarumienił się przy tej pochwale. - Ale nie jesteście pierwszymi, którzy pytają mnie o Mogilniki - oświadczył nagle Teofrast po krótkiej chwili namysłu. - Przed laty to samo pytanie zadał mi pewien człowiek. Zresztą wyście go też widzieli. - Z uśmiechem popatrzył na zdumionych przyjaciół, właściwie na dwóch z nich, dlatego że trzeci, Malec, już spokojnie spał, oparłszy głowę, jak pierwszego wieczoru znajomości, na ramieniu hobbita. - Widzieliście go wczoraj, był ze mną w gospodzie "Pod Pochwą Andurila" - ciągnął Teofrast. - Zwą go Olmer, jest poszukiwaczem złota z Dale. Znam go już dwanaście lat, często opowiadał mi o wielu ciekawych sprawach dotyczących wydarzeń na Wschodzie. A pewnego razu zapytał właśnie o Mogilniki. To było podczas jego ostatniej wizyty; w ogóle Olmer rzadko pojawia się w Annuminas, mniej więcej raz na rok, a nasze spotkanie odbyło się po pięcioletniej przerwie. Olmer opowiedział mi o zadziwiających wydarzeniach! Na przykład o niezwykłej ośmiodniowej bitwie na brzegach Morza Rhun, w której on sam walczył po stronie Easterlingów przeciwko nieznanemu mu narodowi, przybyłemu z południa, zza Mordoru. Według jego słów dopływy Morza Rhun przez trzy dni spływały krwią, ciałami ludzi i koni... Widać było, że stary kronikarz rozpalił się, i Folko postanowił to wykorzystać. - Ale dlaczego w takim razie ścigali go strażnicy? - zapytał, starając się wyglądać na bardzo zainteresowanego opowiadaniem Teofrasta, a jednocześnie nie chciał zdradzić do odpowiedniego momentu swoich prawdziwych zamiarów. - To mnie nie dziwi - wzruszył ramionami kronikarz