Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Był przygnębiony - nie wiedział, czy w pełni wyzdrowieje. Nie była to jedyna rzecz, która nie dawała mu spokoju. Trapiło go coś poważniejszego. Wreszcie wyrzucił to z siebie. - Sir, dlaczego tu jesteśmy? - zapytał. Zinni przedstawił mu oficjalną wersję, wiedząc, że jest ona guzik warta. „Wiedziałem, że toczymy wojnę, której nie popierają ani Wietnamczycy, ani Amerykanie, korzystając z beznadziejnej strategii i okropnej taktyki. Gdy opuściłem Maui, przyrzekłem sobie, że od tamtej pory żaden z moich żołnierzy nie usłyszy ode mnie tak gównianej odpowiedzi. Ode mnie dowiedzą się, o co walczą. A gdybym poczuł, że coś jest nie tak, że niepotrzebnie ryzykują życie - powiem to głośno, nie wahając się poświęcić karierę, by zrobić to, co dla nich najwłaściwsze". Tydzień później czas Zinniego w Wietnamie dobiegł końca. Jego nosze załadowano na pokład innego medevaca, którym poleciał do Guam. W kilka godzin później, leżąc na oddziale w Guam, zaczął rozmyślać o opatrunku na plecach. Nie był zmieniany od dwóch dni. Usunięcie go będzie istną męką. Przyszedł sanitariusz, by omówić jego obrażenia. - Ma pan szczęście - stwierdził. - Pana przypadkiem zajmie się najlepszy chirurg w marynarce wojennej. W tej samej chwili obok łóżka Zinniego pojawił się lekarz. - Obejrzyjmy ranę tego gościa - mruknął. Zinni zaczął rytuał powolnego przewracania się na brzuch. Żelaznym uściskiem złapał poręcze łóżka. - Co pan do cholery wyprawia? - spytał lekarz. Zinni wyjaśnił procedurę znaną mu ze szpitala w Wietnamie. - Jaja pan sobie robi - stwierdził doktor. - Podaj mu głupiego jasia - rzucił do sanitariusza. Zinni dostał zastrzyki w oba ramiona. Sanitariusz nasączył opatrunek roztworem, który rozpuścił klej. W kilka minut później po prostu zdjął bandaż. - Miałem ochotę zabić tych konowałów, którzy mi to zrywali dwa razy dziennie - powiada Zinni. Obejrzawszy obrażenia, chirurg wyjaśnił, co zamierza zrobić. - Za kilka dni zaszyję ranę i przyczepię mięśnie grzbietowe - oznajmił. Innymi słowy, nie widział potrzeby przeszczepiania tkanki mięśniowej z innych części ciała. 100 - Jeśli zechce pan przejść intensywną fizykoterapię, być może wróci pan do normy. Będzie to jednak wymagało mnóstwa pracy... o ile szczęśliwie uniknie pan zakażenia. Świetne wieści! Morale Zinniego natychmiast poszybowało wyżej niż kiedykolwiek po postrzale. Zaczął poważnie myśleć o wyzdrowieniu i powrocie do swojej kompanii. Dwa dni później przewieziono go na salę operacyjną. Operacja w pełni się udała, a fizykoterapia szybko zaczęła przynosić efekty, chociaż wiedział, że przed nim jeszcze długa droga. Ciało płatało mu figle, mięśnie i nerwy były całkiem przemieszane, kiedy coś dotykało jego pleców, czuł to na piersiach. Musiał od nowa nauczyć się władać mięśniami. Najważniejsze jednak, że znów funkcjonowały. W kolejnym miesiącu Zinni nabawił się kilku miejscowych infekcji, które wymagały potężnych dawek penicyliny, jednak pod koniec tego okresu wyzdrowiał na tyle, że wypisano go ze szpitala. Zinni błagał o zezwolenie na wyjazd do Wietnamu. Wiedział, że tam jest jego miejsce. Czas spędzony w szpitalu tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Chociaż lekarz nie był do tego przekonany, spodobała mu się pasja Zinniego i chęć powrotu do swoich żołnierzy. Wreszcie poddał się i zezwolił na powrót do czynnej służby, jednak pod warunkiem że przyrzeknie dalej ćwiczyć. Zinni obiecał. Wysłano go na Okinawę. To tylko przystanek w drodze do Wietnamu, myślał. Wiosną 1975 roku ofensywa w Wietnamie załamała się. Amerykańscy obywatele przestali popierać wojnę. Wietnamscy marines nieźle oberwali w ostatnich bitwach. Niedobitki walczyły jeszcze przez jakiś czas na wzgórzach. Wreszcie marines przestali istnieć*. * Tych, którzy przeżyli, osadzano w obozach reedukacyjnych, których nie opuścili przez wiele lat. Kiedy w końcu wypuszczono przyjaciela Zinniego, Hoa, i jego starego dowódcę batalionu, Tri, pozwolono im przyjechać do Stanów wraz z rodzinami. 3. Ostrze włóczni W czasie rekonwalescencji Zinni pozostawał nieświadomy tego, że wojna w Wietnamie zakończyła się dla niego z chwilą ewakuacji z gór Que Son. Do końca grudnia 1970 roku jego stan zdrowia polepszył się na tyle, że można go było przenieść do Camp Hauge na Okinawie - bazy, przez którą musiał przejść każdy żołnierz piechoty morskiej stacjonujący w regionie Zachodniego Pacyfiku (z Wietnamem włącznie). Gdy Zinni tam dotarł, spodziewał się krótkiego pobytu w obozie i szybkiego powrotu do służby w swojej jednostce w Wietnamie. Jednak nowe przepisy, odzwierciedlające coraz poważniejszą redukcję amerykańskich sił zbrojnych, przekreślały taką możliwość: ponieważ został ranny i ewakuowany na ponad 30 dni, nie zezwolono mu na powrót do walki. Nie mógł również wrócić do Stanów, ponieważ przekonał lekarzy - pomimo ich poważnych zastrzeżeń - by pozwolili mu wrócić do pełnej służby. Wreszcie nie mógł też zostać przydzielony do jednej z jednostek piechoty stacjonujących na Okinawie, takich jak 3. Dywizja Piechoty Morskiej, która niedawno wróciła z Wietnamu, gdyż formacje te mogły zostać przerzucone znów do Wietnamu, Zinni zaś nie mógł tam trafić zgodnie z wcześniej wspomnianym przepisem. Na własnej skórze przekonał się więc, co to takiego paragraf 22. Zinni spędził więc pozostałe osiem miesięcy rocznej służby w Wietnamie w 3