Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Obiecałem udział w nich towarzyszy z Warszawy. Dodatkowo Ochab skierował do Poznania Cyrankiewicza i J. Moraw- skiego, którzy na lotnisku w Ławicy utworzyli sztab kierowniczy dla opanowania sytuacji w mieście i przywrócenia porządku. Stąd szły wszelkie dyspozycje i tam prawdopodobnie zapadła decyzja o wprowa- dzeniu wojska na teren miasta. Wieczorem wraz z wojskiem wszedł do miasta Cyrankiewicz i już stąd dalej kierował całą akcją. Czy przybył z nim również J. Moraw- ski, nie wiem. Osobiście już w Poznaniu nie widziałem go. Z Cyran- kiewiczem spotkałem się następnego dnia. Był on wyraźnie zmart- wiony i przybity. Nie odpowiadała mu przypisana rola. Mimo ostrych sformułowań w znanym jego wystąpieniu, zdawał on sobie sprawę z tego, że wmanewrowano go w sytuację, w której odpowiedzialność spada na niego, a decyzję podejmują inni. W rozmowie w cztery oczy powiedział mi: "widzisz, tę kaszę ugotowali inni, ale mnie przyszło ją wyjadać". Uzgodniłem z Cyrankiewiczem, że wraz z grupą towarzyszy, którzy zjechali z Warszawy do Poznania, będę zmierzal do uruchomienia KW i jego aparatu oraz aktywu partyjnego i przeprowadzenia zebrań POP w zakładach i instytucjach. W Poznaniu byli już przewodniczący CRZZ Wiktor Kłosiewicz, z KC Stefan Misiaszek i kilku innych pracowników pionu ekonomicznego KC. Razem z nimi zająłem się tą pracą. Spotkałem się z pracownikami KW, a potem w jednej z poznańskich sal, z aktywem partyjnym. Ludzie byli zdeprymowani, nie rozumieli,jak doszło do tego, co miało miejsce. Byli to ludzie ideowi i każdy z nich poczuwał się do współodpowiedzialności za zaistniałą sytuację, chociaż miał ogromną masę pretensji do władz centralnych, zwłaszcza gospodarczych. Nie potra iliśmy wyjaśnić głębszych przyczyn wydarzeń. Sam nie miałem przemyślanych ocen, dlatego jedyną dyrektywą, jaką udzielałem ak- tywowi, to konieczność uspokojenia wzburzonych umysłów. Zapew- niałem, że rozpatrzone zostaną wszystkie ujawnione problemy, ale główne zadanie to spowodowanie powrotu robotników z ulic do zakładów. Dosłownie oświadczyłem: "głoście, że ulica jest obecnie wyłącznie miejscem dla ludzi nieodpowiedzialnych." 75 Występowałem wśród załóg wielu zakładów. Wzburzona fala pomału opadała. Czwartego dnia wróciłem do Warszawy w związku z posiedze- niem Biura Politycznego. Na tym posiedzeniu BP powołano komisję dla dokonania gruntow- nej analizy przyczyn wydarzeń poznańskich. Edward Ochab zapropo- nował na przewodniczącego komisji J. Morawskiego, przedstawiciela grupy puławskiej, a kiedy ten kategorycznie odmówił, zwrócił się do kolejnego przedstawiciela tej grupy W. Matwina. Ale i on odrzucił propozycję. Powstał nieprzyjemny impas, w czasie którego, nie pamiętamjuż, kto wysunął moją kandydaturę, z uzasadnieniem, że byłem tam w trakcie zajść, jestem więc szczególnie predysponowany do przeprowadzenia tej pracy. I tak zostałem przewodniczącym tej komisji. Do dziś dnia nie wiem, dlaczego nie oponowałem. Zaskoczony, milczałem. Tak oto w moim życiorysie znalazł się ów, nie przynoszący mi szczególnej sławy, epizod ze sprawozdaniem komisji do spraw zbadania przyczyn wydarzeń poznański h. Kierowałem kilkunastoosobową komisją. Winien jestem wyjaśnienia treści tego sprawozdania. Niektórzy mają mi za złe, że obok wskazania na błędy i braki praktyki społeczno-gospodarczej, zwłaszcza Ministerstwa Przemysłu Maszynowego, sprawozdanie potwierdzało kontrrewolucyjny charakter wydarzeń. Podstawą naszych ocen były przesłane na piśmie stanowiska podstawowych organizacji partyjnych i uchwały przyjmowane na zebraniach załóg. Wszystkie one wskazywały na dwupłaszczyznowy charakter wydarzeń - z jednej strony oburzenie, strajk i uliczne robotnicze demonstracje, z drugiej zaś wandalizm, użycie broni palnej i doprowadzenie do przelewu krwi na ulicach miasta - odcinały się od tych drugich. Taki był ogólny ton wszystkich nadesłanych ocen wydarzeń. Nie znam żadnej innej, którą by nam przedstawiono. Podzieliłem te opinie. Próba wykorzystania robotniczego buntu przez ludzi mających inne polityczne interesy niż robotnicy, była dla mnie bezsporna. Wskazywał na to termin wydarzeń, a zwłaszcza wyjście na ulicę miasta uzbrojonych ludzi i użycie przez nich broni. To determinowało mój stosunek do wydarzeń. Ponieważ ani wśród członków komisji, ani wśród dokumentów, ani w trakcie rozmów ze świadkami wydarzeń, nie ujawniła się żadna ocena, sprawozdanie musiało mieć taki, a nie inny, charakter. Czy zmieniłbym obecnie jego treść? Naprawdę nie wiem. Są to bowiem teoretyczne gdybania. Ocena wydarzeń zawsze wynika z zakresu znajomości faktów, czasu i miejsca oraz subiektywnych przekonań ludzi ją formułujących