Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Pomyślała, że będzie tak rąbał jej czołem, aż ona zemdleje i padnie na linoleum w cały ten bajzel, którego sama narobiła. Wtem, tak samo nagle jak zaczął, przestał to robić. Ręce zniknęły. Zniknęło też poczucie połączenia z jego umysłem. Podniosła ostrożnie głowę i rozejrzała się, ocierając czubek nosa dłonią, wciąż ciężko dysząc w skurczach połączonych z wymiotami. Czuła, jak pulsujące krwią czoło zaczyna puchnąć. Chłopiec przyglądał się jej. I miała wrażenie, że jest to rzeczywiście chłopiec. Nie była do końca pewna, ale... - Seth? Przez moment trwał przykucnięty nieruchomo; nie pokiwał głową ani nią nie pokręcił. A potem wyciągnął brudną rączkę i palcami - ich dotyku prawie nie poczuła - starł miód z jej brody. - Seth, dokąd on poszedł? Gdzie jest Tak? Zmagał się z czymś. Widziała, że walczy, być może z lękiem, choć nie była pewna, czy on odczuwa lęk. Zresztą, nawet jeśli odczuwał, w tej chwili zmagał się raczej ze swym szwankującym systemem porozumiewania się ze światem. Wydobył z siebie gulgot jak zapowietrzona rura w łazience. Audrey pomyślała, że dzieciak pewnie nic więcej nie zdoła wykrztusić. Wtem, gdy miała już spróbować dźwignąć się na nogi, dobiegły ją dwa zduszone słowa. - Nie ma. Budowa. Spojrzała na niego, oddychając wciąż przez warstwę miodu, lecz w tej chwili nawet tego nie czuła. Na słowo "nie ma" jej serce zaczęło bić nieco szybciej. Powinna być ostrożna, szczególnie po tym, co się stało, ale... - Jest w jakimś budynku, tak, kochanie? Na budowie? To chciałeś powiedzieć? Co to za budynek? - Budowa - powtórzył Seth. Wytężał się nadal, trzęsąc głową na boki. I wreszcie: - Robi. Budowa, zgadza się. Ale nie chodzi o miejsce, tylko o czynność. Tak coś budował. Coś stwarzał. Cóż on mógł stwarzać... poza problemami? - On - powiedział Seth. - On. On, on! Chłopiec uderzył się pięścią po udzie, zdenerwowany jak nigdy przedtem. Ujęła jego pięść i łagodnie ją rozprostowała. - Nie, Seth. - Przepona Audrey znów wykonała skurcz, próbując zmusić ją do wymiotów, bo miód zalegał w żołądku ciężką kulą, lecz opanowała odruch. - Nie, nie. Odpręż się. Jeżeli możesz, to mi powiedz. Jeśli nie, to też dobrze. Kłamała, lecz jeśli Seth stanie się jeszcze bardziej spięty, nigdy tego nie wydusi. Gorzej, może w ogóle odlecieć. Odlecieć, pozostawiając pusty, ciepły pokoik dziecięcego ciała, w którym z taką swobodą kwaterował Tak. - On! Seth sięgnął do jej głowy i dotknął uszu. Potem przyłożył dłonie za własnymi uszami i pchnął je do przodu. Spostrzegła, że ręce też ma brudne od długich zabaw w piaskownicy - umazane brudem - i do oczu nabiegły jej łzy. Lecz Seth wpatrywał się w nią z napięciem. Skinęła głową - tak, zrozumiała. Gdy Seth się bardzo postarał, potrafił być niezły. On cię słucha - komunikował jej chłopiec. - Tak słucha cię moimi uszami. Oczywiście, że to robił. Robiło - to coś, Tak Wspaniały, stwór o tysiącu głosów (z których większość zaciągała z teksańska) - i jednej parze uszu. To Tak przypadł do niej, gdy klęczała, lecz to Seth, zwyczajny szczupły chłopczyk w uświnionych spodenkach, wstał teraz i ruszył do drzwi. Zawrócił jednak. Audrey wciąż jeszcze była na kolanach, rozważając, czy sięgnie stąd do blatu, czy musi najpierw podpełznąć bliżej szafki. Ujrzawszy, że chłopiec wraca, skurczyła się w pierwszej chwili ze strachu, że to wrócił Tak, że dostrzega w oczach Setha ostry poblask jego inteligencji. Gdy podszedł bliżej, przekonała się, iż popełniła zrozumiały błąd. Seth płakał. Nigdy przedtem nie widziała go płaczącego, nawet gdy przychodził z zadrapanym kolanem czy guzem na głowie. Aż do tego momentu nie była całkiem pewna, czy on potrafi płakać. Otoczył ramionami jej szyję i przycisnął czoło do jej czoła. Bolało, ale nie odpychała go. Przez sekundę mignął przed jej oczami zamazany, lecz wymowny obraz czerwonego telefonu, tym razem powiększonego do olbrzymich rozmiarów. Potem zniknął i usłyszała we własnej głowie głos Setha. Już wcześniej przy różnych okazjach miała wrażenie, że go słyszy, że chłopiec próbuje kontaktu telepatycznego. Wrażenie to powracało szczególnie tuż przed zaśnięciem albo zaraz przed obudzeniem. Głos był stłumiony, jakby docierał poprzez warstwy mgły. Teraz jednak rozlegał się zaskakująco blisko. Był głosem dziecka bystrego, w żadnej mierze nie zapóźnionego w rozwoju