Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Czyż miał więc stanąć przednią i powiedzieć jakbezradny żebrak: - Podarujmi swą urodę, wdzięk i życie, a przy okazjiwesprzyj finansowo, nakarm,, odzieji załataj dachnad mą głową. - O,nie! Jeśli ma go pamiętać,niech pamięta mężczyznę! Nie upadnietaknisko! Zauważył przesuwającą się nad żywopłotem barwną plamę; byłato różowa parasolka. Wiedział, do kogo należyispodziewał się,żelada chwila usłyszyinne głosy i dojrzy inne parasolki. Lecz nic siętakiego nie zdarzyło, acudowne zjawisko najwyraźniej zbliżałosię. - Cosię za mną dzieje? -myślałwowejchwili. -Jest minaprzemian gorąco i zimno, a sercebije, jakby miało wyskoczyć z piersi. Mądrzej bym zrobiłodchodzącstąd, aletego nie uczynię. Zostanę,192zresztą jużdawno pożegnałem się zrozsądkiem. Chyba tak samoczuje się koń, który niedajesię wyprowadzić zpłonącejstajni. Spostrzegłszy go, Bettyodruchowo przystanęła,po czym wolnopodeszła bliżej. - Ktoś mógłbypomyśleć, że specjalnie przyszłamtu pana odszukać - powiedziała. -Powinien pan właśnie komuś pokazywać tenwidok. podobnie jak ja. - Więc może podziwiajmygo razem? -zaproponował. - Dobrze - odparta i przysiadła na ustawionej tukamiennej ławeczce. -Trochę jestem zmęczona. na tyle,by pragnąć chwili samotności. Wymknęłam się zostawiająctam biedną Rozalię,by samazabawiała pół hrabstwa. Ale zarazwrócę do swych obowiązków. Siedziała spoglądając napiękny pejzaż, lecz w jej umyśle panowałchaos. Mount Dunstan nie podziwiał wcale krajobrazu. Nie spuszczałz Betty oka myśląc, co by jej terazpowiedział, gdyby znajdował sięwsytuacji Westholta. Choć był dość śmiały, wiedział przecież, że niktnie może być pewien. nawet jeśli wolno mu wypowiedzieć najskrytszepragnienia. że zdobędzie istotę,której pożąda. Westholt i inni mielito szczęście, że wolno im było wykorzystać tę jedną szansę na tysiąc. Wiedział,żesam by z niejtak łatwo niezrezygnował. Przypomniałamusięhistoriamałżeństwajego przodka, niejakiego CzerwonegoGodwyna. Roześmiał się mimowolnie. Panna Vanderpoel spojrzała nań. - Proszę mi opowiedzieć tozdarzenie, skoro jest tak zabawne-poprosiła. -Zastanawiam się, czy panią również rozbawi - odparł. - Czy lubipani szalone romanse? -Bardzo. -Mój przodek. zwany Czerwonym Godwynem. był barbarzyńcązupełnie w moim guście. Zdarzyło mu się zakochać w urodziwej córce,azarazem spadkobierczyni jego najzawziętszego wroga. W owychczasach,jeśli ktoś czegoś pragnął, brał topór i włócznię, siadał na końi o to walczył. -Jakaż to prosta i ponętna metoda - zauważyła Betty. - Jak byłojej naimię? -Oparła sięswobodnie o poręcz ławeczki, a różowy cieńrzucany przez parasolkę dodałjej policzkom rumieńców. Ciszę ichzakątka potęgowała jeszcze oddalona muzyka, dochodząca z ogrodów. Przezchwilę z uśmiechem spoglądali sobie dzielnie w oczy, po13 - Tajemnicadworu. 193.czym ich spojrzeniasię splotły. takjak było tojużraz w parku MountDunstana. i przez dłuższą chwilętrzymały się na uwięzi. -Zwała się Alyso Niebieskich OczachKoloru Morza. Betty próbowała wyrwać się zmocy jego wzroku, lecz nie zdołała. - Czasami morzejest szare - zauważyła. -Jej oczybyły koloru morza,kiedy świeci słońce, a górąpłynąbiałe, puchate obłoki. Byłyroziskrzone i przypominałyzatopionedzwoneczki. - "Zatopione dzwoneczki" brzmią czarująco- szepnęła Betty. -Oczy miała. czarujące - powiedział. - i na tym polegał jejdiabelskiurok. przepraszam za wyrażenie. - Nigdy niemiałam nic przeciwkodiabłu - zauważyła Betty. -Jesttoenergiczna, ciężko pracującaistota i sama obsmarowuje się uczciwiena czarno. Proszę mówić, co było dalej. - Czerwony Godwynpo krwawych walkach zdobyłnieprzyjacielskizamek. Gdybyśmy żyli w podobnie nieskomplikowanych czasach, taksamo zdobyłbym zamek wDunholm. No i poza tymzdobył Alyso Błękitnych Oczachi uczyniłją swojąbranką. - Takie wypadki spowodowały, iż zaczął się ruch sufrażystek -zauważyładelikatnie panna Vanderpoel. -Nasz dzikus był albo sentymentalny, albo był epikurejczykiemlub też łączył w sobie obie te cnoty. Bynajmniej nie maltretował damyswegoserca. Zamknął jaw wieży, której okno wychodziło nazamkowydziedziniec idawszy jej trzy dninawypłakanie się, rozpoczął barbarzyńskiezaloty