Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Szara sukienka bez rękawów ukazywała przedziałek między jej białymi piersiami. Rhoda zapamiętała, jak ta dziwna, młoda kobieta, trzepocąca się w ślad za swym ojcem jak mewa za płynącym transatlantykiem, zwykła się przeobrażać od myszowatości do uwodzicielskiego powabu i na powrót. Może akurat dzisiejszego ranka, pomyślała Rhoda, ma się spotkać z mężczyzną. Sprawiała wrażenie bardzo zdenerwowanej. Kiedy gawędziły sobie o niczym, Rhoda wspomniała, że zależałoby jej na kopii przemówienia, które wygłosił Tudsbury, bo chciałaby je posłać mężowi. - Nic prostszego. Dostarczę ją pani - odpowiedziała natychmiast Pamela tym kulturalnym akcentem brytyjskim, który czynił takie wrażenie na Rhodzie i tak ją zachwycał. - Sama to napisałam. - Ależ to jego styl jak żywy! - Och, tak, ja go nieźle podrabiam, kiedy ojciec jest niedysponowany albo ma przypływ lenistwa. - A co z tą przepaską na oku, Pamelo? - Wrzód na oku. Czeka go operacja. Bylibyśmy już teraz w Londynie, ale Madeline wspomniała o pani przyjeździe, więc jeszcze zostaliśmy. Strasznie mi zależało na rozmowie z panią. - Doprawdy? O czym? - O pani mężu. Kocham go. Rhoda zerwała sobie ciemne okulary z oczu i wlepiła je w tę angielską dziewczynę, która siedziała przed nią wyprostowana, z podniesioną głową i z wojowniczym błyskiem w szeroko rozwartych oczach. Pierwsze, co Rhoda sobie przytomnie pomyślała, jeszcze przez mgłę zaskoczenia, to że Pamela jest naprawdę groźną rywalką, jeśli Pug rzeczywiście na nią leci. Niech powie swoje, pomyślała, niech ujawni, co chce ujawnić. Rhoda tylko się jej przyglądała, bawiąc się okularami i popijając kawę. - Wiem, że pani zażądała rozwodu - rzekła Pamela - i że on poprosił, aby pani to jeszcze przemyślała. - Przemyślałam! - Rhoda skorzystała czym prędzej z okazji. - Już dawno temu. Ta sprawa jest nieaktualna. Zdaje się, że on się pani zwierzał. - Och, tak, pani Henry - odrzekła posępnie Pamela. - Zwierzał mi się. - Czy pani miała romans z moim mężem? - Nie. - Spojrzenia ich zetknęły się badawczo. - Nie, pani Henry. Niestety pozostał pani wierny. Rhoda dostrzegła w oczach Pameli szczerość. - Naprawdę? Pani jest po prostu śliczna. - Taki już z niego osioł. - Pamela zbyła komplement wzruszeniem ramion. - A byłoby nam cudownie. Poza tym zaszczyt przypadłby po równi wam obojgu. Jej ton i słowa uraziły Rhodę. Odpowiedziała zjadliwie: - Czy aby mój mąż nie jest dla pani za stary? - Pani mąż jest najbardziej pociągającym mężczyzną, jakiego spotkałam w życiu, pani Henry, i to pod każdym względem, nie wyłączając lojalności, którą wykazał się w stosunku do pani, a z której wynikła moja przegrana. W jej głosie zabrzmiała namiętność, dla Rhody aż niepokojąca. Dostrzegała różnicę między młodą skórą Pameli a swoją własną, podziwiała uroczą szczupłość jej ramion - Rhoda teraz już musiała swoje ramiona ukrywać, bo zaczęły się robić coraz to obrzydliwiej obwisłe - i mogła też pozazdrościć tych piersi. Cichy głos w jej myślach wyszeptał, że Pug rzeczywiście był osłem, chociaż błogosławiła go za to. - Czy widzieliście się jeszcze po... po Midway? - Owszem, widywaliśmy się dużo i często. W całej swojej udręce wciąż martwił się o panią, jak pani to znosi, co mógłby uczynić, żeby panią pocieszyć. Nawet się zastanawiał, czy nie mógłby wystąpić o urlop okolicznościowy. I wyprawił mnie stamtąd, choć próbowałam zostać. To człowiek rodzinny do szpiku kości. Jeśli pani może przedostać się na Hawaje, proszę to zrobić. Jest mu pani potrzebna. Jeżeli kiedykolwiek miałam u niego szanse, śmierć waszego syna zniszczyła je. Przytykając chusteczkę do oczu, Rhoda ledwie zdołała wykrztusić: - Biedny Pug. - Było z pani strony głupotą ryzykować, że go pani utraci. Nie rozumiem pani zupełnie i myślę, że postąpiła pani jak zupełna idiotka, ale proszę tego więcej nie robić. - Pamela sięgnęła po torebkę. - Mówi pani, że to już minęło. - Tak, tak. Absolutnie i raz na zawsze. - W porządku. Otóż ma pani życzliwą osobę, która napisała do pani męża kilka anonimowych listów o pani i jej kochanku. Jeżeli brakuje pani powodu, aby z tym skończyć, niech przynajmniej to będzie powodem. - Ach, Boże! - jęknęła Rhoda. - I co było w tych listach? - Proszę zgadnąć! - ucięła kąśliwie Pamela. Już łagodniej przemówiła: - Przykro mi ranić panią w tym nieszczęściu, ale nie chcę, żeby pani jego raniła jeszcze bardziej. I dlatego zależało mi na tej rozmowie. Tekst przemówienia wyślę do pani przez posłańca. Nasz samolot odlatuje za parę godzin. - Czy obieca mi pani więcej nie spotykać się z moim mężem? Twarz Pameli stężała. Przyjrzała się dłoni, którą do niej wyciągnęła Rhoda - szczupłej, długiej, pomarszczonej, o mocnych palcach - i wpatrzyła się gniewnie w jej oczy. - To niemożliwe! Nad przyszłością nie mamy władzy. Ale teraz nie stoję pani na drodze, proszę być tego pewną. - Obejrzała się na młodych, jak wycierają się i chichoczą na krawędzi basenu, i złagodniała. - Dziwaczna to była rozmowa, prawda? Taka wojenna rozmowa. - Jestem oszołomiona - rzekła Rhoda. Obydwie wstały. - Jeszcze jedno - rzekła Pamela. - Pani syna Warrena spotkałam tylko raz, na Hawajach, tuż przed bitwą. Bił z niego jakiś dziwny blask, pani Henry. To nie jest moja wyobraźnia; mój ojciec również to wyczuł. Coś niemalże boskiego. Ponieśliście okropną stratę