Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

I trzydziestoma procentami akcji. Ja będę prezesem zarządu, a ty naszym dyrektorem z dwudziestoma procentami akcji. Mój agent z Manticore będzie naszym księgowym. Każę mu jak najszybciej zrobić przelew na kilka milionów austinów, żebyśmy mieli jakieś pieniądze na rozruch. Nie ma co tracić czasu, panowie. — Poważnie... mówi pani poważnie? — Gerrick nie mógł uwierzyć własnym uszom. — Jak najpoważniej — zapewniła go, wstając, po czym wyciągnęła do niego rękę. — Witamy w sektorze prywatnym, panie Gerrick. Teraz niech się pan bierze do roboty, żeby się nam wszystkim ten pomysł opłacił. Słońce już dawno zaszło, na co Honor i Clinkscales ledwie zwrócili uwagę. Jedyną poważniejszą zmianą w strumieniu spotkań było to, że Nimitz przestał się wylegiwać — siedział teraz na biurku Honor i dla rozrywki rozbierał stary, mechaniczny zszywacz. Honor z westchnieniem odchyliła fotel i oznajmiła: — Wiem, że jeszcze nie zrobiliśmy wszystkiego, ale potrzebna nam przerwa. Dasz się zaprosić z małżonkami na kolację? — A co już...? — Clinkscales sprawdził, która godzina, i zakończył: — Rzeczywiście jest późno, milady. I naturalnie będziemy zaszczyceni. Zakładając, że pani steward da słowo, że nie poda dyni pod żadną postacią! Na samo wspomnienie aż nim wstrząsnęło, czemu Honor się nie dziwiła. Okazało się, że odmiana uprawiana na Manticore nieco się różniła od dyni graysońskiej, i Clinkscales po skosztowaniu wersji importowanej tak się zatruł, że chorował przez ponad dobę. — Nie będzie dyni! — obiecała solennie. — Prawdę mówiąc, w ogóle nie wiem, co będzie, ale dynię wykluczyliśmy z jadłospisu do końca pobytu na Graysonie. Mac zaczął brać lekcje u tutejszej znakomitości kucharskiej i... Przerwał jej sygnał interkomu. Skrzywiła się i dodała: — Żebym cię nie zaprosiła w złą godzinę. — Po czym nacisnęła klawisz. — Tak? — Przepraszam, że przeszkadzam, ma’am — rozległ się głos MacGuinessa. — Nic nie szkodzi, Mac. Właśnie miałam się z tobą skontaktować. O co chodzi? — Właśnie dostaliśmy informację z kontroli lotów, ma’am. Jest w drodze pinasa. Czas przylotu dwanaście minut, ma’am. Honor uniosła brwi. Przylot pinasy był czymś niecodziennym, zwłaszcza o tak późnej porze i to bez wcześniejszego uprzedzenia. I dlaczego informował ją o tym Mac, a nie dyżurny ochrony? — Jesteś pewien, że to pinasa? — Jestem pewien, ma’am. To pinasa z HMS Agni! Jak rozumiem, na pokładzie jest kapitan Henke. Honor zesztywniała. To wyjaśniało dlaczego Mac, a nie pułkownik Hill poinformował ją o gościu. Ale co Mike tu robiła i dlaczego nie uprzedziła jej o wizycie? I dlaczego zjawiła się osobiście, zamiast połączyć się z orbity? Skoro okręt był na orbicie w tej chwili, to od wielu godzin mogła nawiązać łączność i uprzedzić, że się zjawi. Czy kapitan Henke mówiła coś o przyczynie odwiedzin? — spytała. — Nie, ma’am. Wszystko co wiem, to to że poprosiła oficjalnie o natychmiastowe spotkanie z panią. Ochrona przekazała to mnie, więc panią informuję. — Proszę odpowiedzieć, że czekam w gabinecie. — Naturalnie, ma’am. MacGuiness rozłączył się, a Honor zmarszczyła brwi. Ktoś zastukał lekko w drzwi i otworzył je, nie czekając na zaproszenie. Do sali weszła Michelle Henke w towarzystwie Jamesa MacGuinessa. — Mike! — ucieszyła się Honor i wyszła zza biurka, wyciągając do niej ręce na powitanie. Spodziewała się złośliwości na temat własnego absurdalnego wyglądu, ale Henke milczała. Przyglądała się jej jedynie jak zranione zwierzę i Honor przystanęła przeczuwając nieszczęście. — Honor — głos był parodią formalnego tonu. Honor odruchowo uaktywniła więź z Nimitzem i omal jej nie zwaliło z nóg. Uczucia Henke były zbyt silne i zbyt bolesne, by zdołała je rozdzielić i zidentyfikować, ale Nimitz zareagował jak uderzony pałką. Zszywacz wylądował na podłodze, a treecat sprężył się, kładąc uszy i szczerząc zęby. Odruchowo próbowała go uspokoić, zaskoczona tym co się dzieje. — Co się stało, Mike? — zmusiła się do mówienia łagodnym i spokojnym głosem. — Dlaczego się wcześniej ze mną nie skontaktowałaś? — Dlatego... — Henke wzięła głęboki oddech. — Dlatego że musiałam ci to powiedzieć osobiście. Miało się wrażenie, że każde słowo musi z siebie wyrywać