Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Może coś mi kupimy po drodze. Jak to daleko? Mam nadzieję, że kilka dni drogi. Tęsknię za przygodami. To ci dopiero będzie zabawa! Może nawet spotkamy rozbójników? Jakie to będzie romantyczne, prawda? Właśnie wtedy Alexandra zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że ta gadatliwa piętnastolatka schwytała ją w pułapkę. - Uwielbiam spacerować i podziwiać naturę - mówiła dalej Sinjun. - Znam też sporo interesujących historii dla zabicia czasu. Jeżeli cię znudzę, tylko powiedz, a będę cicho. Alexandra - zakłopotana, oszołomiona i pokonana - była w stanie tylko skinąć głową. - Douglas mówi mi po prostu, żebym zamknęła buzię, Ryder też. Tysen - zamierza zostać pastorem - ma ochotę powiedzieć to samo, ale boi się, ze spali go ogień piekielny, jeżeli powie, co naprawdę myśli. Ta jego ścieżka cnoty jest bardzo denerwująca, ale Douglas powiada, że musimy być cierpliwi, bo Tysen jest jeszcze młody i nie nabrał rozumu. Tysen wyobraża sobie, że kocha taką jedną. Jak ją widzę, to niedobrze mi się robi - taka jest dobra i zachowuje się stosownie. Ryder wyśmiewa się z Tysena i mówi, że ona jest dwojga imion - Melinda Beatrice - co przyprawia go o mdłości, i że się wdzięczy, i nie ma biustu. Alexandra poddała się. Popatrzyła na słodką twarzyczkę swojej pełnej entuzjazmu towarzyszki, odwróciła się i pomachała na stangreta. - Co robisz? - Jedziemy do domu - wyjaśniła. - Wracamy. - O, nie będzie przygody. Jaka szkoda. Może kiedyś wybierzemy się razem zbierać muszle. To miły sport. Chodźmy, pomogę ci wsiąść. Nie minęło jeszcze pięć minut a Alexandra zobaczyła chytry uśmieszek na twarzy Sinjun. Patrzyła z niedowierzaniem i mrugała oczyma - nareszcie zrozumiała. Ta mała celowo ją wrobiła. Szczera dziewczyna, ha! Alexandra czuła się jak skończony dureń. Dobry Boże, za jakąż to piekielną przyczyną znalazła się w samym środku tej straszliwej rodzinki? Wrobiona przez piętnastolatkę o wyglądzie niewiniątka. To było takie poniżające, bardziej niż upadek z konia. * Douglas stał na najniższym stopniu schodów, z dłońmi na biodrach. Patrzył jak przed dom zajeżdża powóz i zatrzymuje się nie dalej niż dwa metry od niego. Stangret miał zwycięską minę. Uśmiechał się z ulgą. Douglas cieszył się, że wysłał matkę do holu i kazał jej stamtąd nie wychodzić. Jej pierwsze zetknięcie z synową niezbyt dobrze wróżyło. Westchnął. Tysen opowiadał mu, co zrobiła Sinjun, jak się zachowała i jak powinien ją ukarać, ale Douglas tylko się, uśmiechał, myśląc, że raczej jej podziękuje. Znał Sinjun. I nie mylił się co do niej. Przyprowadziła z powrotem jego zbłąkaną żonę, i to bardzo szybko. Powinna była urodzić się mężczyzną, byłby z niej zręczny generał. Kiedy drzwi powozu otworzyły się, ze środka wyskoczyła Sinjun. Douglas nawet się nie poruszył. Patrzył za nią. Wreszcie wyłoniła się Alexandra, ze spuszczoną głową i opuszczonymi ramionami. Wyglądała na pokonaną i to jeszcze bardziej go rozgniewało. - Widzę, że wróciłaś - powiedział, zimny jak ryba w przerębli. - Tak - Alexandra nawet na niego nie spojrzała. - Nie chciałam, ale wygląda na to, że nie daję sobie rady nawet z najmłodszą z Sherbrooke'ow. Resztką sił trzymała swoją wielką walizkę i to rozgniewało ją jeszcze bardziej. Nie zdążyła na dobre wyzdrowieć, a już znowu próbowała mu uciec - i w dodatku z tą walizą! - Sherbrooke'owie dobrze sobie radzą. Zazwyczaj. - Milordzie, czy teraz pozwolisz mi już odejść? - Mówiąc to, podniosła głowę i patrzyła mu prosto w oczy. - Chcę odejść. Czy mogę prosić o pozwolenie? - Nie - Douglas podszedł do niej i wyrwał walizkę z jej dłoni. - Chodźmy. Nie poruszyła się. Zdawał sobie sprawę, że każdy, najlichszy służący Sherbrooke'ow, z zapartym tchem ogląda ten przeklęty melodramat, który będzie pożywką dla plotek na wiele nudnych zimowych wieczorów. Przysunął się do niej i powiedział bardzo cicho - Jestem wykończony twoją nieroztropnością. Nie myślisz, jesteś nierozważna i nie będę tego tolerował. Wejdziesz ze mną i to zaraz. I na litość boską, przestań zachowywać się tak, jakbym miał cię obić! Wyprostowała się i weszła za nim do holu. Stała tam jej teściowa z miną taką, jakby miała zamiar zabić ją wzrokiem. Alexandra cofnęła się, nie chciała tego. Spojrzała na stojącego obok matki młodziana i pomyślała, że to pewnie Tysen, ten zakochany w dziewczynie, co ma dwa imiona, ale nie ma biustu. Sinjun nie było nigdzie widać, ale Alexandra wiedziała, że obserwuje, co się dzieje. Żaden Sherbrooke z pewnością nie przepuściłby takiego widowiska. Kiedy się zatrzymała, Douglas odwrócił się do niej. - O co teraz chodzi? - Kiedy zamierzasz odwieźć mnie do ojca? - O co ci, do diabła, chodzi? - Dobrze wiesz, że nie chcesz, żebym tu została. Odeszłam sama, bo nie chciałam tracić twojego cennego czasu, a sobie wolałam oszczędzić dalszych poniżeń. Gdybyś po- zwolił mi odejść, już nigdy byś mnie nie zobaczył. - Przerwała, a w jej głosie zabrzmiała gorzka nuta. - Czy to znaczy, że wolisz sam mnie odwieźć? Taką ci sprawia przyjemność upokarzanie mnie? Chcesz powiedzieć mojemu ojcu, że się nie nadaję i że chcesz zwrotu pieniędzy? - Ciszej, do diabła! - Dlaczego? Twoja matka tak się cieszy na mój widok jak na widok zarazy! Pewnie jest szczęśliwa słysząc moje słowa. - Bądź cicho! - Nie będę! Nie jesteś już moim mężem. Nie będę cię słuchać. - Jesteś w moim domu! Ja jestem tu panem, nikt inny. Będziesz robiła dokładnie to, co ci każę. Koniec i kropka! Dość tych bzdur! Spokojna i łagodna Alexandra rzuciła się w tym momencie na męża z pięściami