Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Znajdowali się na południowej półkuli planety i z każdą godziną na zewnątrz robiło się coraz cieplej. Zniknęły śniegi, pojawiły się kamieniste równiny, potem porośnięte niskimi krzakami pola, najwyraźniej uprawne. Ciężkie ołowiane chmury ustąpiły miejsca burej zieleni nieba, która przeszła w przejrzysty, zielonkawy błękit. Od czasu do czasu za oknem migały niewielkie osiedla, trzy razy pociąg zatrzymywał się przed wielkimi miastami. Do ich wagonu przez całą drogę nikt nie wsiadł. Di-Pi jadł niemal bez przerwy. Martin zaczął odnosić wrażenie, że dio-dao rośnie w oczach – wystarczy odwrócić wzrok na minutę, a on wydłuża się o kilka centymetrów. Ta rasa nie miała ani dzieciństwa, ani starości. Martin niejednokrotnie słyszał porównanie ludzkiego życia do spalania, ale życie dio-dao nie płonęło – ono wybuchało. Na dworze robiło się coraz cieplej. Plantacje krzewów zostały zastąpione przez pola, później pojawiły się pastwiska, po których chodziły dwunogie zwierzęta, przypominające stojące na tylnych nogach krowy. Całe życie na Marge toczyło się w oparciu o tę samą zasadę – wszystkie zwierzęta żyły najwyżej pół roku, wszystkie rosły w torbach i otrzymywały pamięć po przodkach. Smutna planeta... Martin usiadł wygodniej w fotelu, zamknął oczy i spróbował się zdrzemnąć. W fotelu naprzeciwko dio-dao, pogryzając coś przypominającego chipsy, czytał książkę – zwykłą, papierową, bardzo podobną do ziemskich. – Co czytamy? – nie wytrzymał Martin. Dio-dao chyba nie lubił tracić czasu. Nic dziwnego, jeśli Ten, Który Doczekał Się Na Przyjaciela będzie chciał pójść śladami ojca, będzie musiał bardzo szybko zapoznać się z licznymi kodeksami dio-dao. – Wziąłem powieść na drogę... – speszył się Di-Pi. – To beletrystyka. Wymysł. – O czym? – zainteresował się Martin. W czasie poprzedniej wizyty, skupiony na przestrzeganiu praw i obyczajów, nie miał okazji zainteresować się kulturą dio-dao. – To opowieść o pewnym dio-dao. Pragnący Więcej, bo tak brzmi jego imię, chciał żyć długo i podpisał pakt z diabłem. Żeby zachować młodość, musiał co pół roku zabić i pożreć jakiegoś młodego dio-dao. Dzięki temu ulegał odmłodzeniu i mógł uchodzić za własnego syna. Ale pracownik policji, Pamiętający Przeszłość, zaczął go podejrzewać podczas pewnego przypadkowego spotkania... On z czcią przechowywał pamięć przodków i zdołał rozpoznać przestępcę, z którym walczył jeszcze jego ojciec i dziad... Dio-dao zamilkł i spytał speszony: – Pewnie istocie żyjącej dziesiątki lat taka fabuła wydaje się dość naiwna? – Ależ dlaczego? – nie zgodził się Martin. – W naszej literaturze są podobne wątki, tylko przestępcy nie pragnęli długiego życia, lecz nieśmiertelności. – Ciężko to sobie wyobrazić – powiedział w zadumie Di-Pi. – Opowiedz mi o jakiejś ludzkiej książce na ten temat. Martin zastanowił się i zaczął opowiadać o Portrecie Doriana Graya. Dio-dao okazał się wdzięcznym słuchaczem. Gdy Martin opisał, że portret nieszczęsnego Doriana zaczął się starzeć zamiast niego, w oczach Di-Pi pojawiły się łzy. Finał przyjął wprawdzie ze stoickim spokojem, ale wyraźnie był wstrząśnięty. – Bardzo głęboka filozofia – powiedział. – Bardzo. Czy tę książkę tłumaczono na turystyczny? – Nigdy nie słyszałem, żeby jakąkolwiek książkę przetłumaczono na turystyczny. – Szkoda – rzekł z przekonaniem Di-Pi. – Wstrząsająca historia! Zapewne jej twórca cieszył się powszechnym szacunkiem i był nauczycielem moralności? Martin zawahał się: – Jak by ci to powiedzieć... Szczerze mówiąc, właśnie z szacunkiem i moralnością miał spore problemy... Sądzę, że trudno byłoby ci zrozumieć tę sytuację, ale... Na szczęście dio-dao zajął się nie życiem Oscara Wilde’a, lecz nowymi opowieściami na interesujący go temat. Martin opowiedział mu Jaszczura, który zrobił nieco mniejsze wrażenie, a następnie przeszedł do literatury fantastycznej. Tu już dio-dao przeżył lekkie załamanie nerwowe