Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Co za pokaz siły! Musiał przecież także odczuwać brak tlenu, lecz mimo to biegł dalej spokojnie, a nawet był w stanie pić. Jeżeli awaria pola rozciąga się na kilka kilometrów, to Hulk może zdobyć konieczną przewagę i wygrać walkowerem, albo, co bardziej prawdopodobne, może zmusić Stile'a do poddania się. Zwolnił, łapiąc rozpaczliwie powietrze. Hulk był już poza zasięgiem wzroku. Stile szedł ciężko za nim. Przed sobą miał jeszcze jedno skrzyżowanie pól siłowych. Gdyby oznaczało ono koniec awarii... Niestety, nie. Stile znalazł się w ogromnym warsztacie. Pracowały w nim tylko roboty; ludzie zostali ewakuowani z zagrożonego obszaru. Stile poczuł, że zakręciło mu się w głowie. Nie miał już siły. Starał się biec, a cała kopuła kręciła się wokół niego jak szalona. Biegł? Powinien ograniczyć się do chodu! Hulk jednak był już poza kopułą i pewnie znalazł się już w atmosferze bogatej w tlen, zwiększając swoją przewagę, podczas gdy Stile mógł się tylko zataczać... Nagle podjechał do niego jeden ze sprzątających robotów. -- Napój odświeżający - powiedział, podając butelkę. - Podarek od Sheen. Stile nawet nie był w stanie się zdziwić, złapał za butelkę, przysunął do ust i nacisnął. Zasyczał jakiś gaz. Zaskoczony, odetchnął nim. Powietrze? Nie! To czysty tlen! Stile nacisnął jeszcze raz i wciągnął w płuca jej zawartość. Tego właśnie potrzebował! A poza tym było to w zgodzie z przepisami; mógł pobierać pokarm w dowolnej postaci: stałej, płynnej czy gazowej, byle tylko nie był to zabroniony narkotyk. - Dzięki, Sheen! - wystękał i pobiegł dalej. Ciągle jeszcze kręciło mu się w głowie, ale wiedział już, że sobie poradzi. Tlen wkrótce się skończył. Nie mogło go być wiele w niewielkiej butelce. Ciekawe jak ona działała? Pewnie naciskając, otwierał zawór ciśnieniowy. Wyrzucił butelkę i pobiegł dalej. Czuł się jak nowo narodzony; mógł teraz bez problemów dobiec do terenu, na którym można było normalnie oddychać. Udało się. Za następnym skrzyżowaniem ciśnienie atmosfery wróciło do normy. Błogosławiona ulga! Był jednak bardzo osłabiony i stracił dużo czasu. Hulk musiał także mieć tlen. Wszystko stało się jasne. To o to chodziło! Stąd ta dziwna butelka, której tak pilnował. Co za sprytny facet! Nie zrobił niczego niedozwolonego, ani nawet nieetycznego. Po prostu używając swoich szarych komórek, postarał się wymanewrować Stile'a i w ten sposób o mało co nie wygrał biegu. Teraz Stile będzie musiał go dogonić, a nie będzie to łatwe. Hulk jednak nie zdobył jeszcze przewagi dwóch kilometrów, gdyż Stile byłby już zawiadomiony o przegranej, ale chyba niewiele już mu brakowało. Na pewno dawał z siebie wszystko, by zdążyć, zanim Stile wydostanie się z obszaru awarii. Nawet jeżeli Hulk nie zdobył koniecznej przewagi i Stile zaczął nadrabiać stratę, to i tak musi go nie tylko dogonić ale i minąć. Przed nimi było jeszcze jakieś trzydzieści kilo metrów. Czy da radę? Stracił przecież tyle sił. Musi! Przyspieszył, zmuszając się do większego wysiłku Bolała go głowa, nogi miał jak z ołowiu i kłuło go przy każdym oddechu. Biegł jednak wytrwale. Trasa wiła się przez kolejne kopuły o ciekawej, urozmaiconej scenerii, lecz Stile nie miał już siły na podziwianie. Jego otępiały mózg koncentrował się wyłącznie na wydawaniu poleceń nogom: podnieść - opuścić, podnieść - opuścić... opuścić... opuścić. Każdy krok wstrząsał całym jego ciałem. Czuł się coraz gorzej. Poddał się rytmowi biegu, słysząc kryjącą się za nim melodię. Przypominała stukot kopyt kłusującej Neysy. Nagle przez jego cierpienie przebił się słaby, cudowny dźwięk muzyki granej na rogu. Wydała mu się rozdzierająco piękna. Ból zamienił się w dziwny rodzaj radości. Stuk - stuk - stuk. Zaczął podświadomie dobierać słowa do rytmu i melodii: Przyjaźń, przyjaźń, przyjaźń, przyjaźń. Przyjaźń na zawsze, na zawsze, na zawsze, na zawsze. Przyjaźń na zawsze połączy, połączy, połączy. Przyjaźń na zawsze połączy nas, nas, nas. Neysa była jego przyjacielem. Zaczął śpiewać w myślach ułożoną właśnie piosenkę, która przypominała mu linijkę jakiegoś wiersza: trójzgłoskowy tetrametr, albo cztery metryczne stopy, z których każda składa się z trzech sylab, z akcentem na trzeciej