Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

| Przemknęli przez otwartą przestrzeń lotem błyskawicy. Nie zdążyli się nawet zasapać, a już w zasięgu wzroku pojawiły się grupki domków miasteczka Berkswell. Hart skręcił na wschód, pilnie bacząc, by szereg drzew i żywopłotów oddzielał go od krętej linii drogi. Objechał szero kim lukiem środek Berkswell, aż w końcu znalazł się na jego zachod nich obrzeżach, obok wysokiego, okazałego domu. Budynek stał z dala od drogi i był okolony niskim kamiennym murkiem. Postronnemu obserwatorowi dom wydawałby się podobny do wielu jinnych eleganckich budowli usytuowanych wzdłuż rzeki. W rzeczywi stości był to jeden z bardziej ekskluzywnych burdeli pomiędzy Covenjtry a Birmingham. Widok mężczyzn wchodzących i wychodzących o wszelkich możliIwych porach nie należał w tym miejscu do rzadkości, więc Tyrone za chowywał dużą ostrożność, trzymając się blisko drzew. Obecnie pracoi wały u Doris cztery dziewczyny: Laura, Cathy i dwie Judyty, a każdą $ - Ktipycowyic/iluec 65 z nich Tyrone dobrze znal. Piękne i pełne temperamentu panny z rado ścią dostarczały mu wieczornych uciech, o ile miał na to środki. Dziewczynom szefowała dwudziestodziewięcioletnia Doris, nazywa na przez podopieczne królową. Zabawiała się, z kim chciała, zupełnie nie dbając o lo, ile szacownych, wygorsetowanych matron marszczy pogar dliwie nosy i przechodzi na druga stronę ulicy, by ominąć ją szerokim lukiem. Gdyby jednak kiedyś miało dojść do słownej przepychanki, Doris Z pewnością powiedziałaby tym bogatym, szacownym damom to, na co zasługują, bo wiedziała, którzy mężowie dochowują wierności, a którzy obsypują kochanki hojnymi podarunkami. Doris. kobieta dojrzała, grzeszna i nieobyczajna, była na każde zawołanie Tyrone'a. Nie dlatego, żeby flir tować, coś wypraszać czy się przymilać. I bynajmniej nie w celach konwersacyjnych. Oddawała się Tyrone'owi bez reszty, po spędzonej z nim nocy budziła się z jasnym umysłem i poczuciem doskonałego spełnienia. Pewnego razu, cztery lata temu, po wyjątkowo bliskim spotkaniu z patrolem policji Tyrone przypadkowo znalazł się w przybytku Doris. Był zdyszany i krwawił od rany zadanej szablą. Doris nie zadawała żad nych pytań. Po prostu zdarła z niego ubrania, wpakowała go do łóżka, a gdy żołdacy zarządzili przeszukanie wnętrz, natknęli się na Tyrone'a i Doris zajętych igraszkami. Stróże porządku szybko się wycofali z wy piekami na twarzach. W ciągu minionych lat Doris została jednym z najlepszych źródeł in formacji Tyrone'a. Pośród jej własnej klienteli można było spotkać ofice rów, urzędników miejskich, bankierów i kupców. Nie grzesząc skromno ścią, mężczyźni nieraz chełpili się posiadanymi kwotami i szafowali informacjami na temat ilości gotówki, którą zamierzali przewozić, a także przedsięwziętych środków jej zabezpieczenia. Co jakiś czas Doris przesy łała Tyrone'owi kartę lub liścik z zaproszeniem na kolację, a podczas bie siady przekazywała dyskretną wskazówkę, co ten czy ów będzie m ial przy sobie następnego dnia w drodze do Londynu, lub też gdzie jakiś sprytny mieszczuch ukrył pieniądze. Czasami była zatrzymywana w czyimś towa rzystwie, a wtedy zawsze demonstrowała zdziwienie i oburzenie. Nigdy nie zdradzała spojrzeniem ani gestem, że wie, kto skrywa się pod czarnym płaszczem i trójgraniastym kapeluszem. Pewnego razu Tyrone poszedł za jej radą i zatrzymał pojazd przy rogatce Narborough. Rabuś nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy Doris wyłoniła się z powozu odziana jedynie w rumieniec i diamentowy wi sior. Towarzyszący jej mężczyzna, pod groźbą pistoletów, wygramolił się i stanął w pełnym świetle księżyca, za jedyny przyodziewek mając pęk czerwonych wstążek zawiązanych wokół przyrodzenia. 66 Tyrone natychmiast rozpoznał Bdgara Vincenta mimo jego nieco dziennego wyglądu. Wysoki, z byczym karkiem trzydziestoparoletni Jmężczyznamiał silne bary zapaśnika i wojowniczą naturę człowieka nie zwykłego do impertynenckich zachowań, które zakłócały lub łamały prawa własności. Mądry złodziej, gdy tylko zorientowałby się, kogo nie opatrznie zamierzał ograbić, przeprosiłby i czym prędzej odjechał. Tyrone tylko się śmiał. Prawdę mówiąc, wybuchał śmiechem za każdym razem, gdy wspo mniał obwiązanego kupca rybnego, zbyt pijanego, by wygłosić coś barjdziej sensownego niż pogróżki. Vincent przyrzekał solennie spuścić dzie sięć rodzajów ogni piekielnych na głowę Tyrone'a. lecz jak dotąd tylko jeden się urzeczywistnił. Pułkownik Bertrand Roth przybył do Covenlry % ciągu tygodnia po rabunku. Potroił nocne patrole drogowe i wydał -akaz zatrzymania i przesłuchania wszystkich samotnych jeźdźców, któy pojawią się na drodze po zapadnięciu zmroku. Ci zaś, w przypadku stawiania oporu lub próby ucieczki, mieli być zastrzeleni na miejscu. Niestety Jak dotąd Roth nic osiągnął większych sukcesów niż jego po przednik, pułkownik Lewis, który z radością scedował na następcę obo wiązek złapania nieuchwytnego kapitana Starł ighta. Rabowanie było zajęciem lukratywnym i podniecającym. Zdarzały się noce. gdy Tyrone miał ochotę odrzucić w tył głowę i zawyć jak wilk 'o księżyca. Czasami każda chwila wydawała mu się czystą doskonałocią, a każdy łyk wilgotnego powietrza wprawiał w drżenie ciało przenione rozkoszą życia. W takie noce Tyrone nie odczuwał żalu ni wyrzutów sumienia z pou obranego trybu życia, przeciwnie - w pełni i bezwarunkowo ak towa! to, kim był: złodziejem, łotrem i hultajem. Wydawało mu się lepsze od wszystkiego, co mogło mu przypaść w udziale, gdyby podął wyznaczoną przez los prostą drogą i poszedł w ślady przodków. Ojlec i dziadek byli strażnikami zwierzyny. Pochodzili z dumnego rodu leśników, wywodzącego się jeszcze z czasów, gdy większość powierzchni Anglii pokrywały lasy i można było stracić rękę, a nawet głowę za uży cie luku przeciw królewskiemu jeleniowi. Tyrone nie mógłby liczyć zbytnio na poprawę swego życiowego ponia, gdyby czysty a szczęśliwy trafnie przyniósł go na świat w tym ym tygodniu, co syna i następcę pana na pobliskim zamku. Matka rone'a została mamką i piastunką pańskiego dziecka