Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Rozpoczęły się one w miejscu dość niecodziennym, a mianowicie w wymiarach, z których pochodzą i gdzie spotykają się na narady duchy opiekuńcze ludzi. Niektórzy wolą nazywać ich pomocnikami, duchowymi przewodnikami, strażą anielską lub aniołami stróżami, określenie nie jest takie istotne. Młody Uriel - jego dusza liczyła sobie zaledwie trzy tysiące lat; nie był to archanioł Uriel, lecz tylko jego imiennik - nie mógł oprzeć się wzburzeniu. Oczywiście na łagodnej twarzy nie było tego widać, ale piękne długie kręcone włosy się zmierzwiły, a biała szata powiewała gwałtownie... Skrzydeł Uriel nie miał. Wielkim nieporozumieniem jest ogólne przeświadczenie, że duchy opiekuńcze są uskrzydlone. - Nie wydaje mi się to w pełni sprawiedliwe - rzekł, nie podnosząc głosu. - Skończyłem już przecież z tym wymiarem i należę do następnego, wyższego. Wykonałem już swoje obowiązki jako duch opiekuńczy. Jego zwierzchnik (ten miał skrzydła) usiłował go łagodnie przekonywać: - Za łatwo ci poszło w roli ducha opiekuńczego człowieka. Pobożna Blitilda nie sprawiała żadnych kłopotów, a w dodatku okazała ci wielką życzliwość, umierając młodo. - Ale powiedziano przecież, że ostatnim zadaniem duszy, która osiągnęła kres wędrówki, jest towarzyszenie przez życie człowiekowi i chronienie go. Nigdzie natomiast nie napisano, że należy to wykonać dwukrotnie! - Przykro mi, Urielu... Nie, Frodielu - odwrócił się do nowo przybyłej duszyczki. - Nie wolno wycierać nosa giezłem! O czym to ja mówiłem? Ach, już wiem. Przykro mi, Urielu, lecz duch opiekuńczy tej dziewczyny Taran poddał się... - To nikogo nie dziwi! Słyszałem o niej i jej szaleństwach. - Żaden z duchów opiekuńczych, które mają teraz przystąpić do obowiązków, nie jest dostatecznie silny, by sobie z nią poradzić, dlatego musieliśmy zwrócić się o pomoc do wyższych wymiarów. Wybór padł na ciebie. Nie przestając się przez cały czas uśmiechać, Uriel oświadczył lekko drżącym głosem: - Przeżyłem swoje liczne życia na ziemi najlepiej jak się dało. Sprawowałem się dobrze, wręcz wzorowo, również jako duch opiekuńczy łaskawej Blitildy, do tego stopnia, że już teraz zostałem obdarzony nieziemską urodą aniołów. - Aniołem jeszcze nie jesteś - prędko zauważył jego zwierzchnik. - Dopiero aspirujesz, by wstąpić w wyższy wymiar. - Ale przydzielenie mi, w ramach dodatkowej próby... takiej szelmy... Nie zasłużyłem na to! - Owszem, zasłużyłeś. Dotychczas wszystko przychodziło ci zbyt łatwo. Przyzwoite zachowanie nie jest żadną sztuką, jeśli nie jest się wystawionym na pokusy. A pobożna Blitilda żadnej pokusy dla ciebie nie stanowiła! Czyli że z tą Taran może być inaczej, pomyślał Uriel. Podobno jest bardzo piękna, czego nie dało się powiedzieć o Blitildzie, która była natomiast niezwykle bogobojna i to równoważyło inne niedostatki. Niemiłe przeczucie podpowiadało mu, że Taran z pewnością nie posiada tej ostatniej cechy. Ogarnięty bezsilnością zaproponował: - Czy nie mógłbym się zamienić z obecnym tu Mirielem? On opiekuje się młodziutką Danielle, przybraną siostrą Taran. - O, nie, dziękuję - błyskawicznie odparł Miriel i odskoczył nieco w tył. - Nigdy nie opuszczę tego prawdziwego cudu, jakim jest Danielle. W dodatku miałbym ją zamienić na Taran? Nie, nie, wielkie dzięki! W zeszłym tygodniu Taran próbowała uwieść goszczącego u nich kanonika i tylko dzięki niesłychanym wysiłkom kobiecy duch, który czuwał nad mnichem, i przypominający elfa duch opiekuńczy Taran zdołali ocalić młodego człowieka przed losem gorszym niż śmierć. - O ile dobrze pamiętam swoje ziemskie istnienia, to bywały gorsze losy - mruknął ich zwierzchnik nie bez tęsknoty w głosie. - No cóż, właśnie to wydarzenie doprowadziło ducha opiekuńczego Taran do załamania i skłoniło do szukania pomocy. Urielu, jestem przekonany, że jak najbardziej się nadajesz do zajęcia się tym nieszczęsnym dzieckiem - oświadczył na koniec i leciutko popchnął Uriela ku wyjściu. - To tylko na jakiś czas. Później duch opiekuńczy Taran na nowo podejmie swoje obowiązki. - Na jak długo? - ponuro spytał Uriel. - Rodzina wybiera się w podróż - odparł uskrzydlony. - Do zimnych północnych krajów