Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wystarczyła sekunda, aby zgłębić siłę tych więzów - poznał ją w pełni i do końca. A potem ją przejął. Więź Galthry z Chalk okazała się głęboka i silna, ale była tylko funkcją Mocy, Mace zaś był mistrzem Jedi. Dopóki nie zwolni akka, Galthra będzie miała więź z nim. Rzucił się saltem w powietrze, a Galthra skoczyła w dół na jego spotkanie. Dotknęła ziemi już spięta do kolejnego skoku, a Mace zakończył skok, lądując na jej grzbiecie. Nie była szkolona, aby nosić jeźdźca w bitwie, ale przepływ Mocy uczynił z nich jedną istotę. Mace zaklinował lewą stopę pod kolcami na karku Galthry, a ona skoczyła w przełęcz, kreśląc zygzakowatą drogę pośród piekielnych płomieni i eksplodujących skał. Mace przykucnął, żeby skorzystać bodaj w części z osłony masywnej czaszki Galthry, i oddzielił z wiązki kolejny granat. Wsunął go w lufę rusznicy i zarzucił sobie broń na ramię, nie strzelając. Za plecami czuł, jak otwierają się przednie wyrzutnie pocisków uszkodzonej kanonierki. - W samą porę - mruknął. Dotarli z Galthrą do szczytu przełęczy. Dwie kanonierki przed nim z rykiem pędziły w górę zbocza. Trzecia wystrzeliła pocisk prosto w grzbiet Galthry. W ułamek sekundy po wystrzeleniu, w tym okamgnieniu, kiedy pocisk zdawał się zawisać w powietrzu, jakby zbierając się do pełnego działania, kiedy to grawitacja wypchnie go w podróż, więź Mocy pomiędzy Mace'em a Galthrą zadziałała i akk nagle skoczył w bok. Pocisk przeleciał tak blisko, że przypiekł skórę na czaszce Mace'a. Jeden lekki dotyk przez Moc - lżejszy niż czułe połaskotanie pod brodą - odchylił romboidalną głowicę do góry o centymetr lub dwa, zmieniając kąt natarcia na tyle, by pocisk prześliznął się po grzbiecie góry, zamiast trafić w płonący grunt. Poleciał dalej, wlokąc za lotkami wir czarnego dymu; po chwili pierwsza kanonierka, która właśnie wyleciała zza przełęczy, przyjęła pocisk w sam środek dzioba. Ogromna kula białego ognia uderzyła w nią jak w zaskoczonego trawiaka i odrzuciła w tył. Z poszarpanej szczeliny wyrwanej w powłoce dziobowej buchnął czarny dym. Silniki ryknęły, dym śmignął spod repulsorów, gdy pilot usiłował zachować równowagę. Trzecia kanonierka skręciła, miotając się dziko na ciągu wstecznym, żeby uniknąć zderzenia z rufą drugiej. Mace i Galthra pobiegli wprost ku nim. Mijając drgające ciało trawiaka Chalk, Mace sięgnął po thunderbolta. Broń skoczyła z ziemi wprost w jego ręce, a akumulator wylądował mu u stóp. Oparł potężny karabin o biodro, skierował lufę na trzecią kanonierkę i przytrzymał spust. Płynął teraz przez płomienie i czarny gryzący dym, nad szlaką rozpalonej skały, przez szrapnele rozrywanych kamieni na grzbiecie ważącego trzy czwarte tony opance- 87 Matthew Stover Punkt Przełomu 88 rzonego drapieżnika, prując z karabinu wspartego o biodro pakietami energii, które cięły powietrze, lecąc ku kanonierce. Thunderbolt nie miał dość siły rażenia, żeby przebić gruby pancerz maszyny, ale to nie miało znaczenia: samopowtarzalny karabinek był tylko wizytówką Mace'a. Galthra pognała zboczem pod kanonierkami i Mace odwrócił się w ich stronę, siejąc ogniem laserów, aż wreszcie thunderbolt przegrzał się, zakasłał i Jedi odrzucił go na bok. Trzeci statek wystrzelił dwa pociski, lecz Mace wyczuł ich cel, zanim jeszcze strzelec wcisnął spust. Galthra tak szybko reagowała na jego rozkazy w Mocy, że żaden z pocisków nie znalazł się na tyle blisko Mace'a, by zmierzwić mu włosy. Gdyby je miał. Teraz przemówiły boczne wieżyczki laserów, obracając się, by nadążyć za jeźdźcem, a Mace poprzez Moc poczuł, jak ich komputery celownicze namierzają cel. Uszkodzone statki także ustawiły się w pozycji do strzału. Kanonierki koordynowały teraz swój ogień: nie miał szansy, by uciec. Ale się nie przejmował. Zatrzymał Galthrę. Stał nieruchomo, z pustymi rękami, czekając, aż otworzą ogień. Czekał, aby dać przeciwnikom skrócony kurs sztuki Vapaad. Ich działa plunęły energią, Mace zaś rzucił się w Moc, zostawiając wszystko oprócz swojego zamiaru. To już nie był Mace Windu, lecz wcielona w Jedi Moc. Miecz świetlny Depy błysnął w jego lewej dłoni, własny - w prawej. Zielona kaskada spotykała się z purpurową, kiedy ciął przed sobą powietrze. Vapaad był szczególnie groźnym drapieżnikiem z Sarapinu, potężnym i okrutnym. Atakował nieprawdopodobnie szybkimi mackami. Większość okazów miała ich siedem, ale nierzadko zdarzało się, że miały i po dwanaście. Największy, jakiego kiedykolwiek upolowano, liczył sobie dwadzieścia jeden odnóży. Cały problem z Vapaadem polegał na tym, że nigdy nie wiedziałeś na pewno, ile ma macek, dopóki go nie zabiłeś. Poruszały się zbyt szybko, by je policzyć. Prawie za szybko, by je zobaczyć. Tak samo poruszał się Mace. Energia laserowa tryskała wokół niego, ale jedynie jej odpryski osmalały go tu i tam, reszta wracała do kanonierki. Thunderbolt nie był w stanie przebić grubego pancerza maszyny, ale działka laserowe Taim & Bak FX-4 to całkiem inna sprawa. Dziesięć strzałów dosięgło ostrzy mieczy. Po dwa wróciły do uszkodzonych statków, rozpryskując się na ich pancerzach i wytrącając z równowagi, aż straciły cel. Pozostałe sześć wbiło się w kokpit trzeciej kanonierki, wyrywając w transpastalowej owiewce ogromną dziurę. Mace opuścił miecze, przerzucił karabinek do przodu i wystrzelił z biodra. Karabinek plunął pojedynczym granatem, który, pokierowany Mocą wpadł wprost w otwór w kokpicie. Z dziury wytrysnęła fontanna białej mazi. Glop. Mace burknął pod nosem - zdawało mu się, że załadował nitynit. Potem wzruszył ramionami. Ech, co za różnica, pomyślał. Jeden z przednich silników zassał strumienie twardniejącego glopu przez wlot powietrza zawył i rozpadł się na drobne kawałki. Kanonierka zakołysała się gwałtownie; członkowie załogi posklejali się szybko twardniejącym glopem i wkrótce mogli już tylko z przerażeniem obserwować, jak ich statek kieruje się na zbocze i eksploduje w potężnej, imponującej kuli ognią która rozprysła się po zboczu w promieniu trzystu metrów. A teraz ostatnia sztuczka, pomyślał Mace. Rzucił karabin i wyciągnął ręce. Miecze przyfrunęły mu z powrotem do dłoni. Ale dwa uszkodzone statki już zawróciły i ciężko wznosiły się w splamione dymem niebo. Obserwował je ze zmarszczonym czołem. Czuł się dziwnie zdenerwowany. Nieszczęśliwy. To było... jakby to powiedzieć... Kłopotliwe. Surowa uczciwość nie pozwalała mu zaprzeczyć słowu, które dokładnie opisywało jego uczucia. To było niewłaściwe. Z prywatnych dzienników Mace'a Windu Nie wiem, jak długo tam stałem, ponuro wpatrując się w niebo. Ostatecznie odzyskałem dość równowagi, by zsunąć się z grzbietu Galthry i uwolnić jej więź Mocy. Natychmiast pobiegła w podskokach, aby odszukać Chalk na szczycie zbocza, wśród płonących kamieni. Nick zszedł na dół, potykając się. Z trudem wybierał drogę pośród dogasających płomieni, wymijając na wpół roztopione kamienie, które wciąż jeszcze jarzyły się przyćmionym czerwonym blaskiem. Jeszcze się nie otrząsnął z emocji walki