Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Puścicie go tylko ze mną? - Jeśli go nam oddasz w niezmienionym stanie... - Oleś dźgnął mnie palcem w plecy. - Tego nie mogę wam obiecać - oznajmiła Stella, odsuwając krzesło. - Ale będzie się dobrze bawił, to wam gwarantuję. Zostawiliśmy ich w knajpie i wyszliśmy na zewnątrz. Moja partnerka w czarnej skórzanej kurtce z dużą ilością świecących łańcuszków była zjawiskowo piękna. Wzięła mnie pod ramię. - Naprawdę chcesz iść tańczyć? - popatrzyła mi w twarz z głębokim przekonaniem, że ludzie w moim wieku nie chodzą już na dyskoteki. - Nie umiem tańczyć - przyznałem. - Mam cię nauczyć? - zapytała. Ale nie widziała we mnie entuzjazmu. - Chodź, powłóczymy się po ulicach. Nagle znaleźliśmy się przed katedrą. Młodzi ludzie gromadami przelewali się po ulicach. W przyuniwersyteckiej knajpie jacyś studenci świętowali obronę pracy magisterskiej. - Dottore, dottore - wrzeszczeli, niczym nieskrępowani. Dziewczyna z laurowym wieńcem na głowie, w króciutkiej spódnicy z błyszczącej szarej folii i w staniku ledwie skrywającym sutki co chwila wpadała w objęcia kolejnych gości. Staliśmy dłuższą chwilę, słuchając, jak zgromadzeni wyliczają szczęśliwej dziewczynie jej gafy, które popełniła podczas studiów. To była długa lista. Wszyscy wybuchali śmiechem, przekrzykiwali się, śpiewali, nie dbając o rytm i melodię. Rodzice i dziadkowie zbierali się już do wyjścia, ale młodzi wyraźnie zamierzali świętować do rana. - U nas nikt tak nie fetuje końca studiów - powiedziałem Stelli. Zrobiło mi się smutno, żal, że nie było mi dane to, co jest udziałem tych dzieciaków. Ani mnie, ani mojemu pokoleniu, ani tym po mnie. Nawet moja córka nie będzie się tak cieszyć. - Dobrze przynajmniej, że masz jakieś wspomnienia. - Stella była bardzo pragmatyczna. - Chcesz u mnie przenocować? Pokręciłem głową. - Zacząłbym się do ciebie dobierać, a jak wiesz, obiecałem ci tylko kolację. Ale noc spędziłem u niej. Tyle tylko że całą ją przegadaliśmy i nie przyszło nam nawet do głowy, że moglibyśmy robić co innego. Opowiadałem tej nieznajomej dziewczynie o Jucie i Anne Catherine. Umiała słuchać lepiej niż one. 29 Gadałyśmy z Amelką, bezładnie przeskakując z tematu na temat. Opowiadała mi o Thadeo, który traktował ją jak dziwną mieszankę gorzkiej anyżówki i słodkiego likieru. Jednego dnia potrafi! się przed nią czołgać, błagając o miłość, a już następnego rzucić się na nią z pięściami, podbić jej oko, uszkodzić rękę, wytłuc w domu sprzęty. Nie lubiłam męża Amelki, choć od paru lat, wmawiając mi swoją miłość, próbował się do mnie dobrać. Całkiem serio proponował, że się dla mnie z nią rozwiedzie. Thadeo nie dość, że byl alkoholikiem, to na dodatek miał problemy ze swoją męskością. Było mi go żal; kiedyś zaproponowałam, że zabiorę go do seksuologa w naszej klinice. Bardzo się wstydził i odmówił, ale po jakimś czasie zadzwonił i poprosił, żebyśmy poszli do lekarza, który nie będzie moim znajomym, a ja żebym zagrała jego młodą żonę. Koniecznie chciał, żeby lekarz przepisał mu viagrę. Sądził, że rozwiąże to wszystkie jego problemy. Poszłam z nim do specjalisty, czułam się jak idiotka, musiałam udawać, że to wszystko, o czym mówi lekarz, to dla mnie historie z innej planety. Viagra oczywiście nie pomogła, a jedyne, o czym marzyła wówczas Amelka, na co dzień grając rolę kochającej żony, to przyprawić Thadeo rogi. Problem polegał na tym, że wytypowani kandydaci nie bardzo mieli na nią ochotę. To było małżeństwo, w którym kłótnia goniła kłótnię, jedno drugiemu nie chciało ustąpić na krok. Co jakiś czas moja przyjaciółka wyprowadzała się od męża do rodziców, on błagał ją o powrót, a ona, stawiając przedziwne warunki, na przykład, żeby cały ich majątek przepisać na nią, łaskawie mu ulegała. Amelka była dużo, prawie dwadzieścia lat młodsza od męża, była jego trzecią żoną i prócz swego dziecka z pierwszego związku i dwójki Thadeo z jego drugiego małżeństwa mieli jeszcze dwójkę wspólnych. Te najstarsze dzieciaki były już duże - Jagna i Szymon nie mieszkali już z nimi, Izabeli chodziła do liceum. Za to dwójka młodszych, dziewięcioletnia Zuzu, a zwłaszcza najmłodsza, półtoraroczna Juliet, wciąż potrzebowały opieki rodziców