Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ledwie ich elektronika się ustabilizowała, sen- sory przeczesały najbliższą przestrzeń, a przez warpa po- mknęły kapsuły kurierskie z meldunkami. Na podejściu do warpa nie było min, które spowodowały olbrzymie stra- ty we Flocie Szturmowej poprzednim razem, toteż okręty ruszyły, zajmując wyznaczone stanowiska i otaczając wy- lot warpa sferą o promieniu jednej sekundy świetlnej. Mackenna i Ling Tian stali przed głównym ekranem taktycznym, gdy Murakuma weszła na pomost flagowy. Główny ekran wizualny został przestawiony na łączność i podzielony na trzy części. Na jednej widać było twarz Demosthenesa Waldecka, na drugim Jacksona Tellera, a na ostatniej kontradmirała Johna Ludendorffa dowo- dzącego z pokładu FNS Polar Bear lotniskowcami floty klasy Borzoi i Kodiak, które przyprowadził. Choć miał dłuższe starszeństwo niż Teller, zgodził się służyć pod je- go rozkazami, by nie zmieniać zgranego już dowództwa 59. Zespołu Wydzielonego. Mackenna chciał zacząć meldować, ale Murakuma po- wstrzymała go gestem i podeszła do ekranu taktycznego, przyglądając się długiej linii wrogich superdreadnoughtów kolejno dokonujących tranzytu pod osłoną sfery utworzo- nej przez lekkie krążowniki. — Admirał Kuzak jest gotowa? - spytała. i 147 — Tak, ma'am. Czeka na rozkazy. — Doskonale. — Murakuma oderwała wzrok od ekranu i poleciła: — Proszę przekazać jej, by zaczynała. — Aye, aye, ma'am. Vanessa Murakuma podeszła spokojnie do swego fo- tela, umieściła na właściwym miejscu hełm i usiadła. Od- czekała, az ekrany fotela się rozwiną i uaktywnią, i sku- piła uwagę na ekranie taktycznym. Z lotniskowców wystartowały juz myśliwce, ale ona przy- glądała się pięciu fortom, które jeszcze do niedawna krą- żyły na orbicie planety Justin. Dzięki holownikom klasy Turbinę przysłanym z Sarasoty była w stanie przeholo- wać je na pozycje położone w odległości dziesięciu sekund świetlnych od wylotu warpa. Holowniki miały znacznie większą moc od cywilnych i były w stanie holować forty z prędkością równą szybkości wrogich okrętów liniowych. Co ważniejsze, posiadały generatory osłon, obronę anty- rakietową i możliwość zgrania z siecią taktyczną fortów Ich kapitanowie dostali rozkaz, by trzymać się za forta- mi i manewrować nimi zgodnie z otrzymywanymi pole- ceniami. W ten sposób z fortyfikacji stałych, za jakie uważa no stacjonarne forty, powstała ruchoma rezerwa ogniowa, i to nie byle jaka. Każdy z fortów był wielkości super- dreadnoughta, ale ani gram 180 tysięcy ton masy nie był zajęty na napęd. Cztery z nich były uzbrojone wyłącznie w wyrzutnie rakiet, niestety klasycznych, za to każdy dys ponował siłą ognia eskadry pancerników klasy Belleisle. Piąty był stanowiskiem dowodzenia uzbrojonym wyłącz nie w działa laserowe, ale istniała mała szansa, by zdołał ich użyć, jeśli nieortodoksyjna taktyka wymyślona przez Vanessę da oczekiwany efekt. Był tez wyposażony w da lekosiężny system zdalnego sterowania i główny moduł sieci taktycznej. Forty zostały podzielone na dwie grupy> a całością dowodziła admirał Kuzak z pokładu FNS Cot- tonmouth będącego równocześnie jednostką dowodzenia drugiej pary fortów. > [ 148 ] Uwaga Vanessy była jednak chwilowo skupiona na forcie dowodzenia. Powód był prosty - wszystkie dostępne r0iny zostały zużyte w czasie obrony K-45, ale ktoś w za- opatrzeniu wykazał się przebłyskiem geniuszu i znalazł coś lepszego: sto boi zostało rozmieszczonych tak, by two- półsferę w odległości sześciu sekund świetlnych od ustawioną na najkrótszej drodze wiodącej w głąb gystemu. Było ich tak niewiele i rozlokowano je w tak dużych odstępach, ze nawet jeśli przeciwnik je wykrył, z pewnością uznał za miny laserowe, które choć stanowiły zagrożenie, to przy tej liczbie niewielkie. W rzeczywisto- ści każda z nich uzbrojona była w jednostrzałowy beamer. A wszystkie były zdalnie sterowane z fortu dowodzenia. I właśnie otrzymały sygnał namierzenia celów i otwar- cia ognia. Minęły dwadzieścia cztery sekundy potrzebne na do- tarcie sygnału do wszystkich i zwrotnie z namiarami do fortu. Po uzyskaniu potwierdzenia sto beamerów wystrze- liło jak jeden w precyzyjnie wycelowanej salwie. W Czołowe superdreadnoughty stały się nagle celem pro- mieni, przed którymi nie chronił ani pancerz, ani osłony siłowe. Ponad osiemdziesiąt śmiertelnie groźnych wiązek energii trafiło w dziesięć czołowych okrętów, przebijając się przez wszystko, co napotkały. Otwory, które zrobiły, nie były duże - miały pięć centymetrów średnicy - ale po- wstawały we wszystkim. W reaktorze, systemach napędo- wych, liniach przesyłu energii... i w magazynach artyle- ryjskich. Głowice straciły stabilność i rozpoczęła się reakcja łań- cuchowa, której wynik mógł być tylko jeden... [ 149 ] - Pięknie! Radosny okrzyk Mackenny wypełnił pomost flagowy gdy w połowie drogi do fortów rozbłysły nagle minisuper- nowe. Vanessa w podnieceniu rąbnęła pięścią w poręcz fotela — miała nadzieję, że boje okażą się skuteczne, ale nawet w najoptymistyczniejszych symulacjach nie osiąg, nięto takiego wyniku: 10 zniszczonych superdreadnough- tów i 4 uszkodzone! - Jackson, jesteś gotów? - spytała, nie kryjąc radości. - Tak, ma'am! - odparł z uśmiechem Teller. - Więc każ im atakować - poleciła i dodała: - Proszę otworzyć ogień, admirale Waldeck. Przez moment wyglądało na to, że przeciwnik został sparaliżowany niespodziewanym zniszczeniem czołowych okrętów