Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Czy pana zdaniem - wtrąciłem - listy Kirchera, które znalazł pan w gabinecie Colberta, również mieściły się w tej skrzynce? - Możliwe. - Jak zakończył się proces? Fouquet zażądał wyłączenia kilku sędziów, na przykład Pussorta, wuja Colberta, który uparcie nazywał „węża" swoją stroną. Pussort atakował Fouqueta z taką zajadłością, że nie dopuszczał go do głosu, wytrącając z równowagi pozostałych sędziów. W ławach sędziowskich zasiadał też kanclerz Seguier, który w czasach Frondy stanął po stronie zbuntowanych przeciw Koronie. Fouquet sprzeciwił się więc, by Seguier sądził w sprawie o przestępstwo przeciw państwu. Następnego dnia cały Paryż chwalił inteligentne wystąpienie oskarżonego, ale wyłączenie sędziów nie doszło do skutku. Paryżanie zaczęli głośno wyrażać niezadowolenie, nie było bowiem dnia, aby nie wysunięto przeciw Fouquetowi nowego oskarżenia. Prokuratorzy wyraźnie przeciągnęli strunę, za wszelką cenę chcąc go zniszczyć. Zbliżał się koniec procesu. Król osobiście poprosił kilku sędziów, by nie zajmowali się już tą sprawą. Prokurator Talon, którego mowy oskarżycielskie były niezwykle płomienne, ale mało skuteczne, musiał ustąpić miejsca prokuratorowi generalnemu Chamillartowi. Czternastego listopada 1664 roku Chamillart przedstawił Izbie Sprawiedliwości własne wnioski. Zażądał skazania Fouqueta na szubienicę, a także zwrotu wszystkich bezprawnie przywłaszczonych pieniędzy. Następnie mowy wygłosili sędziowie sprawozdawcy. Sędzia Olivier d' Ormesson, na próżno zastraszany przez Colberta, przemawiał pięć dni, ostro atakując fałszerza Berryera i jego mocodawców, na koniec wystąpił o najkorzystniejsze rozwiązanie dla Fouqueta, czyli o wygnanie z kraju. Drugi sędzia, Sainteelene, wy- głosił znacznie krótszą mowę, żądając kary śmierci. Proces był długi, wyczerpujący, niektórych sędziów doprowadził do ruiny. Sędzia Massenau, mimo ciężkiej choroby, przybył do sali sądowej i wyszeptał: „Lepiej umrzeć tutaj". Głosował za skazaniem Fouqueta na wygnanie. Sędzia Pontchartrain nie uległ namowom i groźbom Colberta i również zagłosował za wygnaniem, rujnując karierę własną i swojego syna. Sędzia Roquesante zakończył karierę na wygnaniu, ponieważ nie głosował za karą śmierci. Tylko dziewięciu z dwudziestu sześciu komisarzy wybrało karę śmierci. Fouquet ocalił życie. Kiedy ogłoszono wyrok, który przywracał mu wolność, co prawda za granicami Francji, cały Paryż świętował. Ale w tym momencie wtrącił się Ludwik XIV. W przypływie złości anulował wyrok Izby Sprawiedliwości, unicestwiając w ten sposób trzyletnie wysiłki sędziów. Podejmując bezprecedensową w dziejach Królestwa Francji decyzję, Arcychrześcijański Król skorzystał z przysługującego mu prawa i skazał Fouqueta na dożywotnie więzienie w twierdzy Pinerolo. - Nikt nie potrafił zrozumieć gestu króla, który najwidoczniej czuł do Fouqueta skrytą, zagorzałą nienawiść - powiedział opat Melani. Ludwikowi XIV nie wystarczyło, że usunął nadintendenta z urzędu, upokorzył go, odebrał mu cały majątek i wtrącił do więzienia. Kazał splądrować pałac w Vaux i rezydencję w Saint-Mande, wywieźć z nich wszystkie meble, dzieła sztuki, wyroby ze złota i arrasy. Włączył do biblioteki królewskiej trzynaście tysięcy cennych książek, zgromadzonych przez nadintendenta w latach studiów i potem podczas badań naukowych. Ich wartość wynosiła co najmniej czterdzieści tysięcy liwrów. Dla wierzycieli Fouqueta, którzy nadciągnęli ze wszystkich stron Francji, pozostały jedynie resztki. Jeden z nich, ślusarz o nazwisku Jolly, wtargnął do pałacu w Vaux i własnoręcznie zerwał skórzaną tapicerkę. Następnie wykopał nowoczesną instalację hydrauliczną z ołowiu, bez której fontanny w ogrodach w Vaux nie mogły funkcjonować. Setki innych drapieżnych rąk wykradły sztukaterie, ornamenty i żyrandole. Po dokonanej grabieży wspaniałe rezydencje Nicolasa Fouqueta przypominały puste muszle, a jedynym dowodem na to, że mieściły się w nich prawdziwe skarby, był rejestr urzędników przeprowadzających rewizję. Posiadłości Fouqueta na Antylach zostały rozkradzione przez podwładnych nadintendenta. - Pałac w Vaux był tak piękny jak Wersal? - zapytałem. - Zespół pałacowy w Vaux został wzniesiony pięć lat wcześniej — odparł Atto. - I w pewnym sensie był wzorcem dla budowniczych Wersalu. W komnatach Wersalu znalazły się obrazy, posągi i inne dzieła sztuki należące niegdyś do nadintendenta, który miał wyjątkowe poczucie smaku... Opat zamilkł. Odniosłem wrażenie, że z trudem powstrzymuje łzy. - Kilka lat temu pani de Sevigne udała się z pielgrzymką do Vaux - ciągnął Atto. - Podobno płakała nad ogromem zniszczeń i smutnym losem właściciela. Męki Fouqueta stały się nie do zniesienia, kiedy zaostrzono rygor więzienny. Król wydał rozkaz, by uniemożliwić nadintendentowi pisanie listów. Nicolas mógł rozmawiać tylko ze współwięźniami, tym sposobem jego przemyślenia nie opuszczały murów więziennych. Jedynym człowiekiem gotowym go wysłuchać, za pośrednictwem strażników ma się rozumieć, był król. Ale Fouquet nie chciał rozmawiać ze swoim oprawcą i milczał. Wiele osób w Paryżu zastanawiało się nad powodem tego milczenia. Gdyby Ludwik XIV chciał, żeby Fouquet zamilkł na zawsze, mógł kazać podać więźniowi odpowiednio doprawioną zupę... Mijały lata, a Fouquet nadal żył. Być może sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Może król pragnął dowiedzieć się czegoś, co uwięziony w zimnej celi nadintendent zachował dla siebie. Powszechnie sądzono, że któregoś dnia Fouquet, złamany ciężkimi warunkami odosobnienia, z pewnością przemówi. W tej samej chwili Ugonio dał nam znak, żebyśmy się zatrzymali. Pochłonięci rozmową o nadintendencie, zapomnieliśmy, że kiedy byliśmy w domu Tiracordy, Ciacconio wyczuł czyjąś obecność. Teraz nos łowcy relikwii znowu coś wywęszył. - Gfrrrlulbh. - Szedł tędy ktoś stary, spocony i przestraszony - wyjaśnił Ugonio. - A może powie nam też, co ta osoba jadła na śniadanie? - zażartował Atto Melani. - Gfrrrlulbh - odparł Ciacconio, zadzierając swój kulfoniasty nos. - Ciacconio wyczuł zapach potrawki z krowiego wymienia - przetłumaczył jego towarzysz - z dodatkiem jaj, szynki, białego wina, rosołu i cukru. Wymieniliśmy z Attem zdziwione spojrzenia. Takie danie przygotowałem ostatnio gościom „Donzella". Ciacconio nie mógł o tym wiedzieć. Doszliśmy więc do wniosku, że jeśli powonienie nie myliło poszukiwacza relikwii, przed nami szedł jeden z mieszkańców gospody. Opowieść o procesie Fouqueta trwała na tyle długo, że zdołaliśmy przejść większy odcinek tunelu C