Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Tymczasem Kusy galopował dalej, już minął chmurę dymu, w którym tak sprytnie ukrył się czarny wojownik. Wtem zza skał świsnął bełt i martwy kojar upadł na biały pył drogi. Nie czując wodzów, Kusy przeszedł najpierw do stępa, a po- tem zatrzymał się, widząc obok przydrożnych kamieni skąpe ro- ślinki. Arjata nie zwracała na to uwagi. Przytulona do końskiej szyi, próbowała z charkotem wciągnąć powietrze przez zdławio- ne gardło. - No i co, przyjaciółko? - rozległ się obok niej spokojny, ni- ski głos i silna ręka pochwyciła konika za uzdę. Arjata, której udało się wreszcie normalnie odetchnąć, pod- niosła wzrok i zobaczyła, że na drodze stoi młody wojownik zako- nu w typowym dla kojarów obcisłym czarnym stroju. Maskę miał 118 WOJOWNIK WIELKIEJ CIEMNOŚCI zdjętą i widziała jego przenikliwe tygrysie oczy oraz piękną twarz z władczym podbródkiem, prostym nosem i wyraźnie zary- sowanymi kośćmi policzkowymi. Miał dwadzieścia lat, był wspa- niale zbudowany, a czarny strój kojara tak do niego nie pasował, jak żałobny kir do szczęśliwej panny młodej. - Jak się tu dostałaś? - zapytał nieznajomy. - Dlaczego ten łajdak był sam, co się stało z posterunkiem, przecież powinien być tam? - Wskazał ręką skałę zasłaniającą krwawe pobojowi- sko. - Jak cię zwą? - Arjata - powiedziała księżniczka, nim sobie uświadomiła, że powinna podać zmyślone imię. Zresztą samo imię jeszcze o ni- czym nie świadczyło, było dość popularne zarówno wśród arysto- kracji, jak i wśród prostaków. - Piękne imię - popisał się nieznajomy komplementem i uśmiechnął się. Nawet jeśli chciał w ten sposób okazać serdecz- ność, nic z tego nie wyszło. W głębi jego oczu błysnął lód wyra- chowania. - Przyjaciółko Arjato, jeśli nie chcesz, żebyśmy oboje stracili głowy, musimy się stąd wynosić. Poganiaj swego rumaka, spróbuj nie zostać w tyle! - Poczekaj, ty dokąd? - spłoszyła się Arjata. - Kim jesteś? Nieznajomy odpowiedział długim uważnym spojrzeniem. - Jestem takim samym wrogiem kojarów jak i ty. Nie zwra- caj uwagi na to przebranie. Walczę z nimi. Ty również, jak widzę. Możemy zostać sprzymierzeńcami, ale najlepiej będzie omówić tę kwestię gdzie indziej... Chodźmy stąd. -1 już odwracając się, dodał: - Nazywam się Ator. Księżniczka nie zdążyła o nic więcej zapytać. Jej niespo- dziewany zbawca pobiegł do przodu tym charakterystycznym dla kojarów skaczącym krokiem. Kusy starał się ze wszystkich swoich niewielkich sił utrzymać tuż za dziwnym wojownikiem. Wkrótce wąwóz się rozdwoił. Główna droga biegła w prawo, ale oni skręcili w lewo. Skały zsunęły się, ścieżka zniknęła na ka- miennym osypisku. Ator pokazał gestem, że muszą wspiąć się na górę. Kusy zdecydowanie zaprotestował, ale od razu się uspokoił, gdy Ator wziął go żelazną ręką za wodze. Wspinali się ponad trzy godziny, powoli zapadł zmierzch. Gdy nic już nie było widać na wyciągnięcie ręki, Ator zarządził postój. Kilkoma zręcznymi ruchami skrzesał iskrę i zapalił smol- ną pochodnię. Stali na niewielkiej, trawiastej, otoczonej skałami 119 NlK PlERUMOW polanie. Po prawej stronie widać było ciemne wejście do jaski- ni, przy nim biło źródełko. Panował tu sielski spokój, zaskakują- cy w tych przenikniętych złem górach. - Tutaj możemy porozmawiać - rzekł Ator i zabrał się do przygotowania skromnego posiłku. Arjata ze zdumieniem patrzyła, ile różnych rzeczy kryło się w prostym stroju sługi Czarnego Zakonu. Z fałdów wyłonił się trójnóg, a kilka szerokich stalowych pierścieni zdjętych z głowy przemieniło się w kociołek. - No, opowiadaj! - zażądał Ator i w jego głosie zabrzmiała naturalna władczość. - W końcu uratowałem ci życie, prawda? Co tu robisz, Arjato? Powinnaś siedzieć w domu, bawić się lalka- mi, wyszywać, a ty kręcisz się tutaj, jakbyś szukała śmierci! - Za- mieszał wywar w kociołku. - Mów, nie będziesz chyba się bawić w niemowę! - Stokrotne dzięki za uratowanie mi życia - odparła Arjata, czując w duszy niejasny niepokój. - Co tutaj robię? Nietrudno się domyślić. Idę do twierdzy kojarów. Twarz Atora wydłużyła się, księżniczka zauważyła, że moc- niej ścisnął rękojeść krótkiego miecza kojarów spoczywającego na jego kolanach. - Muszę policzyć się z przywódczynią tego bractwa - dodała szybko Arjata. - Wymordowali całą moją rodzinę. - Przykro mi. - Ator skłonił głowę, ale żal w jego głosie pod- szyty był obojętnością. Tego człowieka wzruszały wyłącznie jego własne sprawy. - Postanowiłaś się zemścić? Arjata w milczeniu skinęła głową. - I przyszłaś tu sama, bez broni, z tym scyzorykiem? - Ator wskazał wierny sztylet księżniczki. - Nożyk do tanich nie należy, ale z tutejszymi chwatami sobie nim nie poradzisz. Pożrą cię żywcem i nawet nie zauważą. Posłuchaj mojej rady, wracaj do domu. Odprowadzę cię. Tylko niepotrzebnie zginiesz... Całe życie przed tobą! Jego przemowa, wygłoszona z nieco oschłą - jak przystało na wojownika - serdecznością, byłaby ze wszech miar słuszna, gdyby była szczera. Ale Ator nie współczuł Arjac;e, jej los był mu obojętny i księżniczka doskonale o tym wiedziała