Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Powstrzymaj te skargi - mówi do niej Olimpia - wzmagają one nasze okrucieństwo; każemy ci cierpieć właśnie z powodu wylewanych przez ciebie łez. - Złap swą starszą córkę za włosy - krzyczy do niej Borchamps -a ty, Clairwil, wydawaj rozkazy, Borghese będzie następna, a ostatnia Julietta. - Chcę - mówi moja przyjaciółka - by ta brudna łajdaczka pogryzła aż do krwi cycki swej córki. Rozyna waha się; Carl-Son dotykają ostrzeni sztyletu; nieszczęsna matka ulega... - Olimpio, co ty rozkazujesz? - pyta Borchamps. - Chcę, by na pośladki swej córki rozlewała gorący lak... Kolejna odmowa, kolejne ukłucia ostrzem sztyletu..., kolejna uległość nieszczęsnej Rozyny. - A ty, Julietto, czego pragniesz? 282 - Chcę, by została wychłostana po całym ciele rękami matki, i to tak, by popłynęła krew... Ileż trudów trzeba włożyć w tę egzekucję! Początkowo są to delikatne uderzenia, które nawet się nie odciskają na tyłku, ale sztylet Carl-Sona, który niezwłocznie nim grozi, do tego stopnia przeraża Rozynę, że nie ośmiela się ona oszczędzać: dupa jej córki spływa krwią. Takim samym mękom poddani zostają inni, a każdy przechodzi jeż przerażeniem. Gdy nadchodzi moja kolej, jedną z kar jest zerżnięcie w dupę przez Franciszka starszej z sióstr i zadanie matce ciosów sztyletem. A Borch-maps, który mnie rżnie w dupę, gdy wydaję ów rozkaz, nie może już powstrzymać wytrysku, do którego pobudza go ta niegodziwość. - Dalej, do licha - mówi kapitan, wyciągając z mej dupy wciąż stojącego kutasa - dalej, pora przejść do czynów. Zacznijmy od związania tych czterech osób, brzuchem do brzucha, tak, żeby, by tak rzec, uformowały jedno ciało. - Dobrze. - A teraz niech każdy z naszej ósemki, uzbrojony w dyscyplinę zakończoną rozpalonym żelazem, potrudzi się przez chwilę na tymi zwłokami... Po godzinie ostrej flagelacji kapitan mówi szorstko: - Rozyno, weź ten sztylet, zatop go w sercu twego syna, którego trzyma ojciec... - Nie, barbarzyńco! - wykrzykuje zrozpaczona matka - nie, niech trafi w moje. I byłaby się przebiła, gdybym nie chwyciła jej ramienia. - Ach! Ladacznico, posłuchasz mnie - wykrzyknął wściekły Carl-Son, i chwytając dłoń swej małżonki, sam kieruje sztylet w pierś syna. Clairwil, zazdrosna, że bez jej udziału przystępują do zabijania tego młodzieńca, ona, która oddycha tylko po to, by zabijać mężczyzn, chwyta drugi sztylet i dziurawi tego nieszczęśnika po tysiąckroć bardziej krwawymi pchnięciami; wówczas Rozyna zostaje złożona na drewnianej, bardzo wąskiej ławie, a Borchamps chce, by Ernelinda otworzyła skalpelem brzuch swej matki; dziecko się wzdraga, grożą mu: przerażona, zmartwiała, pobudzona nadzieją uratowania własnego życia, jeśli się zgodzi, i wreszcie jej dłoń, prowadzona ręką Carl-Sona, ulega pod naciskiem barbarzyńskich impulsów. 283 - Oto, gdzie otrzymałaś życie - mówi ten okrutny ojciec, gdy dokonują otwarcia - musisz wrócić do macierzy, z której wyszłaś. Związują ją, z taką sztuką składają, że żywa trafia do łona, które niegdyś ją wydało. - Co do tej - mówi kapitan, mając na myśli Krystynę - należy ją przywiązać do pleców matki. Patrzcie - mówi, gdy rzecz zostaje wykonana -jak można zredukować trzy kobiety do tak małej objętości! - A Franciszek! - mówi Clairwil. - Dajemy ci go - odpowiada Borchamps - możesz odejść na bok i według swego uznania wysłać go na tamten świat... - Chodź ze mną, Julietto - mówi Clairwil, zabierając młodzieńca do sąsiedniego gabinetu... A tam, niczym rozhukane bachantki, sprawiamy, by ten nieszczęsny młodzian wyzionął ducha w najpotworniejszych i najbardziej wyrafinowanych mękach, jakie okrucieństwo może wymyślić. Carl-Son i Borchamps uznają, że po wyjściu stamtąd jesteśmy tak piękne, iż obaj chcą nas zerżnąć, ale zazdrosna Borghese wykrzykuje, że nie należy ani pozwolić, by ofiary opadły z sił, ani odwlekać oczekiwanych z racji mąk przyjemności; wszyscy zgadzają się z tym zdaniem, a ponieważ jest późno, postanawiamy, że jednocześnie będzie podawana kolacja