Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

.. - Chyba ¿e to, co mia³ mi pan do powiedzenia, nie jest zbyt wa¿ne... - Widzia³em, kto to zrobi³, paniusiu. - W takim razie gdzie mo¿emy siê spotkaæ? I kiedy? Wymieni³ nazwê innego baru, kojarz¹c¹ siê z miejscem o s³awie znacznie gorszej ni¿ „Ostatnia Szansa". - Tym razem nie wchodŸ do œrodka. Na parkingu od pó³nocnej strony budynku zobaczysz czerwon¹ furgonetkê. Bêdê w niej siedzia³. - Przyjadê tam, panie... Nie przedstawi siê pan? - Nie ma mowy. Od³o¿y³ s³uchawkê. Alex zaklê³a pod nosem. Zerwa³a siê z ³ó¿ka i podesz³a do okna. Rozsunê³a zas³ony ruchem torreadora z wisz¹cego po przeciwnej stronie bohomazu. Poczu³a siê g³upio, kiedy zobaczy³a, ¿e na parkingu w pobli¿u stoi jedynie jej samochód. Nigdzie nie by³o widaæ znajomego blazera. Z powrotem pozas³ania³a okna, jeszcze raz podnios³a s³uchawkê telefonu i ze z³oœci¹ wystuka³a numer. Reede sp³oszy³ jej naocznego œwiadka. A¿ siê trzês³a ze z³oœci. - Biuro szeryfa. - Proszê mnie po³¹czyæ z panem Reede'em Lambertem. - Nie ma go - us³ysza³a. - Czy to coœ pilnego? - Gdzie mogê go znaleŸæ? - Mo¿e w domu. - Proszê podaæ mi numer telefonu. - Obawiam siê, ¿e nie jestem upowa¿niony... - Z tej strony Aleksandra Gaither. Muszê skontaktowaæ siê z szeryfem Lambertem. To dla mnie bardzo wa¿ne. W ostatecznoœci poproszê o pomoc pana Mintona, tylko nie chcia³abym go niepokoiæ. Ostatnie zdanie podzia³a³o jak czarodziejskie zaklêcie. Po chwili zapisa³a w notesie numer prywatnego telefonu Reede'a Lamberta. Zamierza³a bezzw³ocznie po³o¿yæ kres inwigilacyjnym poczynaniom szeryfa. Lecz jej zapa³ znacznie os³ab³, gdy w s³uchawce us³ysza³a damski kontralt. - Jakaœ kobieta do ciebie. - Nora Gail wyci¹gnê³a rêkê ze s³uchawk¹. Jej idealnie zarysowane brwi powêdrowa³y do góry, zdradzaj¹c niepohamowan¹ ciekawoœæ. Reede w³aœnie wk³ada³ œwie¿e szczapy do ognia na kominku. Otar³ d³onie o d¿insy. Kiedy siêga³ po s³uchawkê, udawa³, ¿e nie dostrzega maluj¹cego siê na jej twarzy pytania. - S³ucham. Lambert przy telefonie. - To ja, Alex. Odwróci³ siê do Nory plecami. - Czego chcesz? - Chcê siê dowiedzieæ, dlaczego œledzi³eœ mnie dzisiaj po po³udniu. - Sk¹d wiesz, ¿e ciê œledzi³em? - Bo... widzia³am ciê. - Nieprawda. Nie mog³aœ mnie widzieæ. Do diab³a, mo¿esz mi wyt³umaczyæ, co robi³aœ w tej spelunce? - Mia³am ochotê na drinka. - I zdecydowa³aœ siê na odwiedzenie „Ostatniej Szansy"? - zakpi³. - Dziecko drogie, nie bardzo mi wygl¹dasz na bywalca takich lokali. „Ostatnia Szansa" jest zastrze¿ona dla rozmaitych mêtów i podejrzanych typów. Przychodz¹ tam, aby zabawiæ siê z kobietami, którym mê¿owie nie potrafi¹ dogodziæ. Nasuwa siê nastêpuj¹ce rozwi¹zanie: albo pojecha³aœ oddaæ siê komuœ na chybi³ trafi³, albo odbyæ jakieœ sekretne spotkanie. Powiedz tylko, czy chodzi³o o to pierwsze, czy o to drugie. - By³am tam w zwi¹zku z prowadzonym przeze mnie œledztwem. - Zatem zamierza³aœ siê z kimœ spotkaæ? Z kim? Alex, b¹dŸ rozs¹dna i zdradŸ mi nazwisko, poniewa¿ ktokolwiek to by³, sp³oszy³ siê na mój widok. - Przyznajesz wiêc, ¿e mnie œledzi³eœ? - Reede cierpliwie przemilcza³ pytanie. - Dobrze. Porozmawiamy na ten temat jutro rano. - Przykro mi. Jutro mam wolne. - Sprawa jest pilna. - To tylko twoja opinia. - Gdzie ciê znajdê? - Nigdzie. Nie zobaczymy siê jutro. - Nie bêdziesz mia³ wyboru. - Akurat! Jutro nie jestem na s³u¿bie. - Ale ja jestem na s³u¿bie. Wyrzuci³ z siebie soczyste przekleñstwo i ciê¿ko westchn¹³ - jedno i drugie dostatecznie g³oœno, aby mieæ pewnoœæ, ¿e go s³ysza³a. - Jeœli ziemia do jutra odtaje, bêdê u Mintonów na torze treningowym. - Odnajdê ciê. Nie powiedzia³ ju¿ nic wiêcej, tylko od³o¿y³ s³uchawkê na wide³ki. Generalnie by³ zadowolony z tej rozmowy. Zastawi³ pu³apkê i trafi³a mu siê zdobycz. Alex wyraŸnie siê zawaha³a, kiedy zapyta³, w jaki sposób dowiedzia³a siê, i¿ j¹ œledzi³. W ka¿dym razie jej partner nie przyby³ na umówione spotkanie. Ciekawe, kto to by³. Junior? Nie spodoba³a mu siê ta myœl, a to by³o ju¿ doprawdy niepokoj¹ce. - Z kim rozmawia³eœ? - zapyta³a Nora Gail, poprawiaj¹c przy ramionach ko³nierz futra z bia³ych norek. Mia³a na sobie sweterek z g³êbokim dekoltem. Pod nim rysowa³y siê niezwykle obfite kszta³ty... mo¿e nawet bardziej ni¿ obfite. W dolinie miêdzy wypuk³oœciami jej piersi znajdowa³ schronienie opal wielkoœci srebrnego dolara. Kamieñ by³ zawieszony na grubym z³otym ³añcuchu, wysadzanym maleñkimi brylantami. Otworzy³a papieroœnicê z osiemnastokaratowego z³ota i wyjê³a czarnego papierosa. Reede poda³ jej ogieñ z zapalniczki, która tworzy³a komplet z papieroœnic¹. Nora Gail otoczy³a rêk¹ jego d³oñ. B³ysnê³y pierœcionki na jej pulchnych, wypielêgnowanych palcach. - Dziêkujê, kochanie. Kto dzwoni³? - Nie pytaj