Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Bomba tyka i warto j¹ rozbroiæ, bo jeœli komuœ nie przeszkadza, ¿e tylu ludzi w Polsce ma na starcie kamieñ u nogi, to mo¿e chocia¿ ktoœ przestraszy siê, gdy sobie uœwiadomi, do czego taka masa m³odych ludzi w poczuciu beznadziei jest zdolna. Tym m³odym ludziom trzeba daæ szansê i nadziejê. Po pierwsze dlatego, ¿e na ni¹ zas³uguj¹. Po drugie dlatego, ¿e normalne spo³eczeñstwo nie mo¿e sobie pozwoliæ na to, by talenty m³odych zdolnych ludzi marnowaæ. Po trzecie dlatego, ¿e im bardziej wykszta³ceni, im bardziej zadowoleni, im czêœciej zatrudniani i lepiej op³acani bêd¹ m³odzi ludzie, tym wiêksza bêdzie w Polsce szansa na stworzenie prawdziwej klasy œredniej. Tym trwalsze bêd¹ polskie przemiany. Tym wiêcej bêdzie zwolenników reform. Tym mniej bêdzie potencjalnych wyborców Leppera. Biernoœæ m³odzie¿y, to oczywiste, os³abia jej si³ê. A poniewa¿ m³odzie¿ z za³o¿enia, przynajmniej na starcie, ma nastawienie liberalne, os³abia te¿ silê liberalnego nurtu. Nie jest on w Polsce zbyt mocny. Tym bardziej trzeba siê staraæ, by móg³ liczyæ na sta³y dop³yw zwolenników. Nie obawa przed buntem powinna byæ g³ównym motywem starañ o to, by m³odzi ludzie mieli w Polsce prawdziw¹ szansê. Ale nale¿y dzia³aæ tak, jakby ten bunt byl za progiem. Historycy uwa¿aj¹, ¿e w Wielkiej Brytanii wielkich buntów nigdy nie by³o, bo system posiad³ zdolnoœæ kooptacji elit. M³odzi, zdolni i ambitni mieli mo¿liwoœæ 99 pokonywania szczebli spo³ecznego awansu. Ich ambicje by³y zaspokojone i nie przeradza³y siê we frustracjê. A ci, którzy zostawali na dole, byli pozbawieni przywódców. Trudno odnieœæ wra¿enie, by nasz system by³ zdolny do takiej kooptacji, szczególnie na masow¹ skalê. Jeœli szansê na pracê s¹ ma³e, szansê na awans znikome, szansê na realizacjê marzeñ ¿adne, to gdzieœ ta energia musi ujœæ. Jeœli do tego ¿yjemy w kraju, gdzie ka¿dy sobie rzepkê skrobie, gdzie ludzie s¹ oddzieleni od siebie, gdzie solidarnoœæ jest ju¿ tylko na wyblak³ych zwi¹zkowych sztandarach i w homiliach Papie¿a, jeœli mamy poczucie, ¿e nie tylko nikt nam nie potrafi pomóc, ¿e nie tylko nikt nam nie chce pomóc, ale ¿e w ogóle nikt siê nami nie przejmuje, jeœli do tego tu¿ obok widzimy inny œwiat, œwiat tych, którym siê uda³o, to skala frustracji musi byæ ogromna. To nie jest „jeden z problemów". To jest problem numer jeden. S¹ socjologowie, którzy uwa¿aj¹, ¿e nierównoœci, jeœli idzie o dostêp do dóbr materialnych i do wiedzy, a wiêc do ¿yciowych szans, s¹ u nas tak ogromne, ¿e ró¿ne grupy polskiej m³odzie¿y w praktyce ³¹czy tylko wiek. Z jednej strony ktoœ mo¿e wyczytaæ z tego przes³anie optymistyczne. Skoro tyle ich dzieli, to ¿adnego buntu nie bêdzie. To przes³anie jest jednak w swej wymowie druzgoc¹ce. Jeœli tyle ich dzieli, to o jakiej solidarnoœci, o jakiej wspólnocie, o jakim spo³eczeñstwie obywatelskim, o jakim spo³eczeñstwie w ogóle mo¿emy mówiæ. Oznacza to, ¿e ¿yjemy w chorym spo³eczeñstwie i ¿e bardzo umiarkowane s¹ szansê na to, by ono ozdr owia³o. Mo¿na siê pocieszaæ, mówi¹c, ¿e mimo wielkiej frustracji polska m³odzie¿ ocenia przemiany po 1989 roku o wiele bardziej optymistycznie ni¿ m³odzie¿ czeska, s³owacka, wêgierska, litewska, ³otewska i s³owacka. Ma³e to jednak pocieszenie, bo wynika z tego tylko tyle, i ¿e nadzieje m³odych ludzi nie³atwo jest zabiæ. Nie dzieje siê niestety doœæ, by je podtrzymaæ i by na nich budowaæ. Nie pomo¿e tutaj samo wejœcie do Unii Europejskiej. Pracê domow¹ musimy odrobiæ sami. Pracê polegaj¹c¹ na walce z bezrobociem, na przywracaniu polskim dzieciom i polskiej m³odzie¿y szans edukacyjnych. Polegaj¹c¹ na wci¹ganiu m³odzie¿y w pomoc innym. Wszystkim nam by³oby po prostu fajniej ¿yæ we wspólnocie, w której istnieje solidarnoœæ, w której mo¿na liczyæ na innych. By³oby te¿ fajniej, gdybyœmy zrozumieli, ¿e albo uda siê nam wszystkim, albo wszyscy przegramy. Przegraj¹ nie tylko ci, którzy nie bêd¹ mieli pracy i nadziei. Tak¿e ci, którzy z gara¿y w swoich domach bêd¹ wyje¿d¿ali w klimatyzowanych samochodach, którymi bêd¹ jechali do gara¿y w swoich biurowcach, gdzie bêd¹ obmyœlaæ, jak zrobiæ wielkie pieni¹dze obok, a mo¿e kosztem innych