Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

I wszystkie te nakazy zatwierdzone zostały jako obowiązujące i co dzień ogłaszano je wobec ogółu. I wszystkim przypadły one do serca, i przyjęte zostały z zadowoleniem przez katolikosa syskiego Nersesa i wardapeta Astwacatura oraz przez wszystkich wardapetów, biskupów i ludzi możnych, którzy na znak dobrej woli potwierdzili je własnymi podpisami i pieczęciami, i wzięli każdy po jednym egzemplarzu, i zawieźli do krajów swoich, tak że w wielu miejscach są one przechowane w całości; i łaska Pańska sprawiła, iż wszyscy pozostali wierni tej zgodzie i miłości wzajemnej. I wiele jeszcze innych korzyści i sprawiedliwych dokonań wynikło z pobytu katolikosa Filipposa w Jeruzalem. A następnie, wyjechawszy z Jeruzalem, wsiadł na okręt i udał się morzem do Konstantynopola, gdzie przebywał przez cały rok i tak samo wprowadził wiele zmian. A nade wszystko zaprowadził tam zgodę i uciszył waśnie, albowiem część wiernych — rdzenni i dawni mieszkańcy Konstantynopola, przez zadufanie swe i nadętą pychę gnębili i krzywdzili nowo przybyłych, nazywali ich wieśniakami i uważali za coś gorszego od siebie. Wszystkie urzędy i miejsca w swoim trzymali ręku, wszystkim rządzili i wykonywali wszystko, odsunąwszy nowo przybyłych i nie pozwalając im brać w niczym udziału. I przybysze do głębi serca urażeni byli tym pogardliwym do nich stosunkiem. I wszyscy oni, skłóceni, zadawali sobie nawzajem bolesne i złośliwe ciosy. I panowała między nimi okrutna niezgoda i szczera nienawiść. I przybywszy na miejsce, i ujrzawszy to wszystko, zaniepokojony tym został bardziej niż czymkolwiek innym katolikos Filippos. I nauczając przez wiele dni, i przemawiając na wszelkie sposoby, czy to do wszystkich razem, czy to do każdego z osobna, ułagodził ich i przekonał, by się zgodzili z jego dowodami; sprzymierzywszy zaś ich, zmusił, by się zgodzili żyć jak bracia, jednako godni szacunku; aby się wspólnie o wszystko troszczyli i wspólnie działali. I z błogosławieństwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, zostawszy przyjaciółmi i współczującymi sobie nawzajem braćmi, żyją do dziś mieszkańcy Konstantynopola, tak jak nakazał patriarcha Filippos, w miłości serdecznej i w zgodzie. A potem przystąpił przewielebny katolikos Filippos do spłacania długów kościelnych, gdyż długi kościołów ormiańskich w Konstantynopolu wynosiły 40 tysięcy guruszy. Winni zaś temu byli przede wszystkim zwierzchnicy duchowni, z tytułu jeno będący pasterzami, zaś na stolcach patriarszych zasiadający tylko dzięki władzy królewskiej i za pomocą srebra zapewniający sobie względy u ludzi; pasterze nie przez Boga wybrani, ale przez pochlebstwa. I parafianie — stronnicy niezgody i waśni, którzy przez próżność i zawiść oraz dla korzyści ziemskich gromadzili się, jedni wokół tego arcykapłana, inni wokół tamtego, stawali się posłusznymi wykonawcami ich życzeń i zausznikami ich, a potem udawano się do daftardara, wezyra lub króla i po złożeniu sutych datków wypędzano rywala dla zdobycia władzy. I była to po prostu pusta nazwa: władza patriarsza! I mnóstwo przeróżnych darów rozrzucano tu czy tam, przy dworach możnych. W t€n to sposób nagromadził się i zwielokrotnił dług, aż osiągnął sumę 40 tysięcy guruszy. I z tego powodu wielka była niezgoda w mieście Konstantynopolu, i było ono podobne wzburzonemu morzu, potężnej fali nad żywiołem przepastnym, pieniącej się w łoskocie, huku, łomocie; toteż niczym burza ziejąca ogniem z chmur i ciskająca pioruny napełniało miasto przerażeniem wszystko, co żywe. A wieść o tej niezgodzie rozeszła się po wszystkich miastach na Wschodzie i Zachodzie i wszyscy o tym tylko mówili. I z tego powodu mężowie możni i znakomici — kapłani, starsi gmin oraz inni — wielekroć wyjeżdżali z Konstantynopola i przebywali długą drogę do świętego stolca w Eczmiadzynie, udając się do katolikosa, aby znalazł sposób na położenie kresu waśniom i spłacenie długów. I katolikos wszelkimi siłami starał się zaradzić złu, czy to za pomocą listów, czy też wysyłając kogoś lub inne wynajdując środki; ale uciszyć waśni i pogodzić parafian nie dało się w żaden sposób