Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jervis zatopił w nim swe długie spojrzenie z ukosa. - A ty w tym czasie gdzie będziesz? Vanyel popatrzył przed siebie i przemówił cichym głosem tak aby tylko Jervis go usłyszał. Im mniej ludzi będzie o tym wiedziało, tym lepiej. - Po drugiej stronie granicy. To tam znajdują się odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania, włącznie z tym najważniejszym. Skoro to nie Tashir rozszarpał w strzępy całą gromadę ludzi w pałacu, to kto to zrobił? I dlaczego? Z dala od niego może uda mi się odzyskać przejrzystość myśli. Gdy Jervis rozważał jego słowa, klekot i stukot drewnianych mieczy treningowych niosły się echem po całej sali. - Jak długo myślisz tam zostać? Mam nadzieję, że nie jedziesz tam pod własnym imieniem, co? - Nie. - Vanyel uśmiechnął się blado. Herold nie wzbudzałby teraz zbytniej sympatii wśród mieszkańców Highjourne. -Mam pewne przebranie, które w przeszłości już mi dobrze służyło. Herold Vanyel będzie nadal wypoczywał na łonie swej familii. Mężczyzna, który przekroczy granicę jest dość miernym minstrelem o imieniu Valdir. Nikt nie zwróci uwagi na minstrela zadającego pytania, a jego pytania mają nie przyciągać zainteresowania. Skoro jedyna osoba, która wyraźnie widziała moją twarz, znajduje się w tej chwili w drodze do Przystani, i to z kulą u nogi, nic nie powinno mi zagrażać. Spodziewam się, że zajmie mi to najwyżej dwa tygodnie. - Unieś tarczę, Medrenie! Ha. To brzmi sensownie. Bogowie wiedzą, że w tej chwili nie można wydobyć nic z chłopca. Co na to Savil? Vanyel wzdrygnął się, widząc, jak Medrenowi udało się zadać Tashirowi szczególnie skuteczne pchnięcie. - Nigdy nie mogła ścierpieć zadań szpiegowskich, więc nie ma zamiaru wyrażać swej opinii. Ojciec ma nic nie wiedzieć. Savil powie mu, że pojechałem złożyć wizytę Liss. Yfandes jest za, bo większość czasu spędzać będzie przy mnie, a gdy akurat zdarzy się inaczej, to i tak będziemy mogli się kontaktować. Ramiona Jervisa rozluźniły się nieco. - Trochę mnie to zmartwiło. Ale skoro zabierasz ze sobą Białą Damę, nie mam nic przeciwko temu. Jeśli jej miałoby się nie udać wydostać cię z tarapatów, to znaczyłoby, że nikt inny tego nie potrafi. Nabrałem dużo szacunku dla tej ślicznotki. Podziękuj mu za to, mój Wybrany. Vanyel uśmiechnął się. Jervisowi, w przeciwieństwie do Withena, zapamiętanie, że Yfandes to nie koń, nie sprawiało żadnych trudności. Zawsze odnosił się do niej z szacunkiem, a odkąd on i Vanyel zawarli rozejm, traktował ją tak samo, jak traktowałby ją każdy herold. Dla Jervisa Yfandes była osobą, w odrobinę dziwacznym ciele, ale jednak osobą. Właściwie stosunki z nią układały mu się nawet lepiej niż z samym Vanyelem. - Prosi, aby ci podziękować. Myślę, że ona cię lubi. - Jest przemiłą damulką i ja też ją bardzo lubię. - Jervis uśmiechnął się szczerze. - Parę razy zdarzyło mi się żałować, że nie mogę z nią porozmawiać. Chciałem jakoś dać jej znać, że to dla mnie radość mieć ją teraz po swojej stronie. Tashir! Przecież ten chłopak się nie rozsypie! Przyłóż się do tego obrotu! Do diabła, ma się nauczyć, jak ci uskakiwać z drogi! - Jervis przeszedł sztywnym krokiem ku środkowi sali, a Vanyel skorzystał z tej sposobności, aby wrócić do pokoju i spakować rzeczy. Istniała jeszcze jedna osoba, która musiała wiedzieć, gdzie jest Vanyel. Był nią Medren. Po części zadecydowała o tym konieczność pożyczenia od chłopca jego starej lutni. Podły minstrel Valdir nigdy nie mógłby sobie pozwolić na lutnię herolda Vanyela, czy też jego dwunastostrunową cytrę. A podszywając się pod wymyśloną postać, Vanyel zdawał sobie sprawę z tego, że jego osoba nie może budzić najmniejszych podejrzeń. Miał prawdzie jakiś stary, zdezelowany instrument kupiony gdzieś w lombardzie, którego używał już jako Valdir. Zostawił go jednak w Przystani, nie spodziewając się, że będzie go potrzebował. Istniał jednakże jeszcze jeden powód, dla którego Medren musiał wiedzieć o jego wyprawie. Przy nim Tashir był bardziej swobodny i szczery w sposób, w jaki nigdy nie czuł się przy Jervisie, czy też Vanyelu. Vanyel doszedł też do wniosku, iż jego bratanek jest pod wieloma względami znacznie dojrzalszy niż wskazywałby na to jego wiek. Miał pełne zaufanie do rozsądku chłopca. Ponadto Medren posiadał dar bardów. Szczegół ten mógł stać się bardzo użyteczny w kontaktach z niezrównoważonym chłopcem, ku któremu nikt nie ważył się zwrócić swego zmysłu myśloczucia. Okazało się, że dziwnym zbiegiem okoliczności umieszczono Medrena w dawnym pokoju Vanyela, na górze pod okapem, na przeciwko biblioteki. Vanyel patrzył przez okno i zastanawiał się, czy nadal potrafiłby wspiąć się po fasadzie budynku, by dostać się do okienka prowadzącego do biblioteki. - Jak myślisz, ile czasu tam spędzisz? - zapytał Medren, siedząc na łóżku i starannie strojąc swój stary instrument. - Nie za długo, około dwóch tygodni. Jeżeli niczego się nie dowiem w takim czasie, będzie to oznaczało, że sprawa jest zbyt trudna, aby mógł ją zgłębić wędrowny minstrel. - Odwrócił się od okna. - Nie masz zamiaru pójść do pałacu, prawda? - Nie. A dlaczego pytasz? Medren potrząsnął głową. - Nie wiem. Mam tylko co do tego złe przeczucia. I wydaje mi się, że nie powinieneś jechać tam sam. Gdy tylko pomyślę, że mógłby ci ktoś towarzyszyć, złe przeczucie natychmiast rozpływa się. Czy to nie głupie? - Nie, to brzmi bardzo rozsądnie. - Vanyel usiadł na łóżku obok niego. Medren wziął do ręki połatany, wytarty płócienny pokrowiec od lutni i wsunął do niego instrument. - Chciałbym, abyś miał na oku Tashira, jako bard. Chłopiec rozważał te słowa przez chwilę, pogwizdując z cicha przez zęby. - Masz na myśli pilnowanie, aby był spokojny? Jest przecież wrażliwy jak jeleń, który właśnie usłyszał ujadanie psów. Już próbowałem to robić. Ja... - Zarumienił się. - Zapamiętałem, co mi powiedziałeś o nadużywaniu mojego daru. Wydawało mi się, że właśnie coś takiego miałeś na myśli, mówiąc o prawidłowym korzystaniu z niego. Tashir lubi muzykę, więc... staram się, aby brzmiała kojąco. Vanyel zmierzwił mu włosy, wyrażając aprobatę, a Medren w zamian posłał mu szelmowski uśmieszek. - Dobry chłopak, właśnie to miałem na myśli. Gdy nie wzmacniasz siły przekazu twego wykonania, właściwe użycie daru oznacza przyniesienie korzyści twym słuchaczom, lub też wypełnianie rozkazów króla. Nasz biedny Tashir z pewnością skorzysta na słuchaniu łagodnych dźwięków. Uspokajaj go, hm? Jest jeszcze jedna rzecz, odrobinę delikatniejsza. On może opowiadać ci różne rzeczy o sobie