Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Szybko dosiadł kojota i znaleźli się wkrótce na porośniętej gęstą trawą równinie, która ciągnęła się wzdłuż nadbrzeża. Po drodze spłoszyli kilka ptaków. Sander szybko wyjął procę, załadował kamień i ustrzelił dwa z nich. Gdyby gdzieś dalej udało mu się spokojnie rozpalić ogień, czekał ich gorący posiłek. Zmierzali prosto do lasu. Na łące kowal czuł się zbyt widoczny. Doświadczał tego wrażenia — mimo iż wychował się przecież na równinach — po raz pierwszy w życiu. Po drodze próbował szukać na ziemi śladów nocnego gościa, ale oprócz tych, które widział nieopodal obozowiska, nie udało mu się odnaleźć innych. Nie zauważył też nic, co wskazywałoby, że nie są na tym odludziu sami. Świadomie powstrzymywał się od zerkania za siebie, w stronę oddalającej się wioski. Może tajemniczy przybysz wrócił do spalonej osady. Z jego słów jasno wynikało, że zależy mu na odnalezieniu sprawców rzezi. Jak nieznajomy nazwał miasteczko? Padford? Sander powtórzył tę nazwę na głos. Brzmiała równie dziwnie i obco jak akcent, z jakim mówił przybysz. Sander wiedział bardzo niewiele o ziemiach, które rozciągały się poza zasięgiem Klanu. O istnieniu wiosek takich jak ta dowiadywał się od Kupców. Pasterze z równin nie utrzymywali z ich mieszkańcami żadnych kontaktów. Żałował teraz, że nie przyjrzał się zabitym trochę lepiej. Teraz, gdy próbował przypomnieć sobie, jak wyglądali, wydawało mu się, że mieli bardzo ciemną skórę, ciemniejszą nawet niż on, a włosy bardzo czarne. U ludzi Klanu, którzy też mieli dość ciemną karnację, spotkać można było zarówno rude, jak i ciemnobrązowe włosy. Zapamiętywacze wspominali, że przed Mrocznymi Czasami nie wszyscy ludzie wyglądali podobnie. Ich opowieści były często całkiem nieprawdopodobne… mówili, że dawniej ludzie latali jak ptaki i podróżowali w specjalnych łodziach pod powierzchnią wody. Nie można było zatem dawać wiary wszystkiemu, co mówili. Rhin zatrzymał się nagle, wyrywając Sandera z zamyślenia. Jednocześnie potrząsnął łbem, dając tym samym znak, że zbliża się niebezpieczeństwo i że Sander powinien natychmiast zsiąść. Kowal zsunął się z grzbietu zwierzęcia, które zwróciło się tyłem do kierunku marszu i wyszczerzyło kły. Niepokojące mruczenie przeszło w ostry warkot. Sander wetknął procę za pas, chwycił miotacz strzałek i upewnił się, że broń jest naładowana. Złapano ich na otwartej przestrzeni. Nie było tu żadnego miejsca, gdzie mogliby się ukryć. W ich stronę pędziły teraz dwa podskakujące kształty, tak szybko, że Rhin mógłby dotrzymać im kroku jedynie na krótki dystans. Z tyłu Sander dostrzegł postać, która również biegła w ich kierunku, tyle że na dwóch nogach. Wyglądała jak myśliwy polujący z psami, tylko że te dwie bestie w niczym nie przypominały małych psów myśliwskich, których używali łowcy z Klanu. Sander przykucnął i wymierzył. Serce waliło mu jak młotem. Atakujące zwierzęta, czymkolwiek były, poruszały się wyjątkowo sprytnie, co chwila skręcając i zmieniając nieznacznie kierunek, wciąż jednak mknąc do przodu. Kowal wiedział, że bardzo trudno będzie je trafić. — Aeeeeheeee! Krzyk był ostry i gwałtowny, zupełnie jak ten, który wydawały morskie ptaki. Postać biegnąca za zwierzętami uniosła w górę ramiona, jakby popędzając bestie. Sander zdecydował, że najpierw należy unieszkodliwić nieznajomego. — Aeeeeheeee! Pierwsza z bestii zatrzymała się i przysiadła na tylnych łapach, bacznie wpatrując się w kowala. Po chwili dołączyła do niej druga. Jednak Sander ani przez chwilę nie zdjął palca ze spustu. Oba stworzenia wciąż były zbyt daleko, by oddać naprawdę celny strzał. Rhin nie przestawał warczeć. Przyjął już postawę obronną i gotów był na atak. Najwyraźniej uznał zwierzęta za godnych przeciwników. Człowiek, który im przewodził, zrównał się teraz ze zwierzętami i cała trójka, już normalnym krokiem, ruszyła w stronę Sandera. Kowal wstał, cały czas trzymając jednak broń w pogotowiu. Przypatrywał się nadchodzącej postaci z nieskrywanym zdumieniem. Tak, z całą pewnością to była kobieta. Zdradzało to jej skąpe ubranie