Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Trudno w to uwierzyć, prawda? Był taki czas, kiedy Harry Rex co tydzień woził go do kasyna. Podobno stary miał do tego dryg, w przeciwieństwie do niego. - Tu krążą różne plotki, zwłaszcza o prawnikach. Kilku z nich naprawdę grywało; mieli z tego powodu kłopoty. - A o Sędzi nie krążyły? - Plotki? Nie. Ja w to nie wierzę. - Claudio, te sto tysięcy nie wzięło się znikąd. Coś mi mówi, że to brudne pieniądze, w przeciwnym razie ojciec włączyłby je do spadku. - Gdyby pochodziły z hazardu, uznałby je za brudne, nie uważasz? - Rzeczywiście znała go lepiej niż ktokolwiek inny. - Tak, a ty? - Ja też. To by do niego pasowało. Ta runda dobiegła końca, nieskrępowani ciszą, zrobili sobie kolejną przerwę, bujając się lekko w chłodnym cieniu na tarasie. Na tarasie można było długo milczeć. Można było pozbierać myśli albo nie myśleć wcale. Trzymając się nienapisanego scenariusza. Ray zebrał się wreszcie na odwagę i zadał jej najtrudniejsze pytanie dnia. - Claudio, muszę spytać cię o coś ważnego, dlatego proszę, bądź ze mną szczera. - Zawsze jestem szczera. To jedna z moich wad. - Nigdy nie podważałem jego uczciwości... - I nie powinieneś podważać jej teraz. - Claudio. pomóż mi. dobrze? - Mów. - Nie miał żadnych lewych przychodów? Może brał łapówki? Od adwokatów, od którejś ze stron, no wiesz. Małe, miłe wziątki, jak mówią Anglicy. - Absolutnie nie. - Claudio, ja tylko strzelam i mam nadzieję, że wreszcie w coś trafię. Nie znajduje się stu tysięcy dolarów ot tak sobie, na półce i w szeleszczących banknotach. Kiedy umierał, miał w banku sześć tysięcy dolarów. W banku sześć, a domu sto? Po co? - Reuben był najbardziej etycznym człowiekiem na świecie. - Wierzę. - W takim razie przestań mówić o łapówkach. - Chętnie. Ona zapaliła kolejnego papierosa, on poszedł po herbatę. Gdy wrócił na taras, pogrążona w myślach Claudia patrzyła w dal. Chwilę się pobujali. W końcu Ray powiedział: - Moim zdaniem, część tych pieniędzy Sędzia chciałby przeznaczyć dla ciebie. -Tak myślisz? - Tak. Jakieś dwadzieścia pięć tysięcy będziemy musieli wydać już teraz, na remont domu. Co byś powiedziała, gdybyśmy podzielili się resztą, ty, ja i Forrest? - Po dwadzieścia pięć tysięcy? - Tak. Co o tym sądzisz? - Nie zgłosisz tego do masy spadkowej? - Znała się na prawie lepiej od Harry'ego Reksa. - Po co zawracać sobie głowę? To gotówka, nikt o niej nie wie, a jeśli pójdziemy z tym do sądu, połowę zjedzą podatki. - Ale skąd on te pieniądze miał? Jak to wyjaśnisz? - Jak zawsze myślała z wyprzedzeniem: powiadano, że potrafiła przewidzieć orzeczenie, zanim jeszcze przedstawiciele stron wygłosili wstępne oświadczenie. I kochała pieniądze. Ubrania, perfumy, najnowsze modele samochodów, a wszystko to z pensji sądowej protokólantki. Emeryturę też miała pewnie niewielką. - Tego nie da się wyjaśnić - odrzekł Ray. - Jeśli je wygrał, musiałbyś pozmieniać jego zeznania podatkowe - zauważyła trzeźwo. - I to za wszystkie ubiegłe lata. Co za koszmar. - Fakt, koszmar. O koszmarze zapomniano, szybko i bez zbędnych słów. Dwadzieścia pięć tysięcy dolarów Claudii miała skryć wieczna tajemnica. - Kiedyś mieliśmy taką sprawę - rzekła, spoglądając na trawnik. -W hrabstwie Tippah, trzydzieści lat temu. Człowiek nazwiskiem Childers prowadził złomowisko. Umarł, nie spisawszy testamentu. - Pauza, długie zaciągnięcie się dymem. - Jego dzieci znalazły pieniądze. Childers poukrywał je wszędzie: w biurze, na strychu, w szopie na narzędzia, za domem, nawet w kominku. Przypominało to szukanie wielkanocnych jajek z niespodzianką. Kiedy przeczesali każdy centymetr kwadratowy domu, przeliczyli pieniądze i okazało się, że jest tego prawie dwieście tysięcy dolarów. Dwieście tysięcy ukryte przez człowieka, który nie płacił rachunków telefonicznych i przez dziesięć lat chodził w tym samym kombinezonie. - Kolejna pauza, kolejna smużka dymu z ust. Claudia mogła opowiadać te historie całymi dniami. - Połowa dzieci chciała podzielić się pieniędzmi i dać nogę, połowa chciała powiedzieć o wszystkim adwokatowi i zgłosić je do masy spadkowej. Doszło do przecieku, rodzina się przestraszyła i pieniądze włączono do majątku ojca. Dzieci walczyły o nie jak o życie. Pięć lat później nie było już ani centa: połowę zabrało państwo, połowę adwokaci. Umilkła. Ray czekał na podsumowanie. - Jaki stąd wniosek? - spytał. - Sędzia uważał, że to głupota. Że dzieci powinny były trzymać język za zębami i podzielić się pieniędzmi. W końcu należały do ich ojca. - Też tak uważam. - Nie znosił podatków od spadku. Państwo zabiera komuś olbrzymią część majątku tylko dlatego, że ten ktoś umarł: niby dlaczego? Narzekał na to przez wiele lat. Ray wyjął zza bujaka kopertę i podał ją Claudii. - Masz. Dwadzieścia pięć tysięcy dolarów w gotówce. Z niedowierzaniem popatrzyła na kopertę, potem na niego. - Weź - powiedział, wyciągając rękę. - Nikt się nigdy o tym nie dowie. Wzięła kopertę i przez chwilę nie mogła mówić. Zwilgotniały jej oczy, co oznaczało, że miotają nią naprawdę silne emocje. - Dziękuję - szepnęła i jeszcze mocniej zacisnęła palce na kopercie. Długo po tym. jak odjechała, siedział na tarasie, bujając się w ciemności. Zadowolony, że udało mu się wyeliminować podejrzaną. To, że Claudia tak chętnie przyjęła dwadzieścia pięć tysięcy, oznaczało, że nic nie wie o fortunie ojca. Sęk w tym. że skreśliwszy Claudię z listy podejrzanych, nie miał jej kim zastąpić