Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jak Reece. On dokona³ wyboru. Ty te¿ musisz to zrobiæ. - Ju¿ zrobi³em. Nie by³o nic wiêcej do dodania i Ballenger nie chcia³ ju¿ zwlekaæ z rozstaniem. Obj¹³ Sally Ann, wymieni³ z Fraserem uœcisk d³oni, mamrocz¹c coœ o wspólnych lunchach i kolacjach. Odjecha³. Sally Ann wziê³a Frasera pod ramiê. 'i j - Bêdzie mi go brakowa³o. - Smêtnie pokiwa³a g³ow¹. - Teraz zosta- ; liœmy tylko ty i ja. Dwa dni póŸniej, podczas porannej sesji, gdy Starkey wypytywa³ ostatniego szkolnego kolegê Reece'a, woŸny przekaza³ Fraserowi wiadomoœæ, któr¹ ten przeczyta³ dwa razy. Tony poprosi³ o krótk¹ przerwê i wyszed³, zanim przysiêgli ruszyli siê z miejsc. Kate sta³a w p³aszczu zaraz za drzwiami, drobna i zagubiona w t³umie. - Muszê z tob¹ porozmawiaæ - oznajmi³a. W rêku trzyma³a du¿¹ torbê podró¿n¹. - Mam bardzo ma³o czasu - uprzedzi³ ¿onê. Stara³ siê nie okazywaæ zniecierpliwienia. - Czy to nie mo¿e poczekaæ do wieczora? Potrz¹snê³a g³ow¹. Wzrokiem odprowadza³a przechodz¹cych obok ludzi. - Nigdy nie myœla³am, ¿e jest ich a¿ tylu - powiedzia³a, gdy Fraser prowadzi³ j¹ do pustej sali na koñcu korytarza. - Przypomina mi siê zwierzêcy targ na wsi. - To zwyk³y dzieñ. Weszli do pomieszczenia, które pominiêto przy odnawianiu ca³ego gmachu. Panowa³a tu zupe³nie inna atmosfera. W przeciwieñstwie do innych sal, ta mia³a okna umieszczone w dwóch œcianach. Ranne kwietniowe s³oñce zalewa³o wnêtrze potokami œwiat³a. Kate usiad³a przy stole obrony, gdzie setki prawników wstawia³o siê za klientami, którzy zbyt szybko jeŸdzili lub zbyt du¿o wypili. 211 - O co chodzi, Kate? Mówi³ ³agodnym g³osem, bo dopiero teraz zobaczy³, ¿e ¿ona nerwowo œciska torebkê. W œwietle poranka widzia³, jak Kate bardzo siê zmieni³a. Przerazi³a go jej chudoœæ; wola³ siê nie zastanawiaæ, ile Kate straci³a na wadze w ostatnich miesi¹cach. Skóra zdawa³a siê cieñsza i delikatniejsza. W domu nie zauwa¿y³ tych zmian. - Podjê³am wiele decyzji. Niektóre z nich s¹ egoistyczne, przyznajê, ale nie umia³am znaleŸæ innego wyjœcia. - Odstawi³a torbê. Rozpina³a wolno p³aszcz szczup³ymi palcami. - Wyje¿d¿am z Santa Maria. Nie wiem, na jak d³ugo, wiêc o to nie pytaj. Nie proœ te¿, bym zosta³a. - Kate, teraz nic nie mogê zrobiæ. Muszê byæ na sali za kilka minut. Porozmawiajmy o tym wieczorem. Proszê. - Nie, Tony. - Powiedzia³em, ¿e to mój ostatni proces. - Obieca³eœ mi kilka miesiêcy temu. I wiele jeszcze minie, nim to siê skoñczy. Powiem ci, co siê sta³o, Tony. Kiedy tamten cz³owiek zadzwoni³, kiedy w³aœciwie wtargn¹³ do naszego domu i mówi³ do mnie, wszystko siê skoñczy³o. Chyba nigdy nie dam rady temu sprostaæ. On jest czêœci¹ twojego œwiata, podobnie jak ci ludzie w s¹dzie, jak te wszystkie okropnoœci, które siê zdarzaj¹. Przynosisz to ze sob¹, niczym b³oto na podeszwach. Nie mam ju¿ si³ udawaæ, ¿e by³byœ szczêœliwszy, robi¹c coœ innego. Myœla³am, ¿e w koñcu jakoœ zdo³asz pogodziæ ma³¿eñstwo z prac¹. Ale po tym, co zasz³o, nie mogê siê ju¿ tak ok³amywaæ. To nieprawda. I ty wiesz, ¿e to nieprawda. - Kate, Kate... - Protestuj¹co macha³ rêk¹. - Kocham ciê. Zdecydowa³em, ¿e st¹d odejdê. Uratujemy nasze ma³¿eñstwo... rodzinê. Mo¿emy mieæ dzieci... - Nie chcê dzieci - przerwa³a mu gwa³townie. - Nigdy, nigdy wiêcej. Po bardzo d³ugiej ciszy, Tony odezwa³ siê miêkko: - Kocha³aœ Molly. Na pewno j¹ kocha³aœ. Kate wziê³a siê w garœæ. - Tak naprawdê teraz ju¿ nie wiem, co wtedy czu³am. Ale wiem, ¿e ju¿ nie zdecydowa³abym siê na drugie dziecko, nie zamierzam d³u¿ej udawaæ, ¿e jest inaczej. Mnie wystarczy³oby po prostu wspólne ¿ycie. Pragnê³abym byæ z tob¹ i sprawiaæ ci przyjemnoœæ. Ale pod warunkiem, ¿e ty traktowa³byœ mnie podobnie. Jednak teraz nie chcemy tych samych rzeczy, Tony. Wsta³a i podnios³a torbê podró¿n¹. - Dok¹d pojedziesz? - Na razie do Salinas. Ojciec zapewnia³, ¿e nie sprawiê mu k³opotu. PóŸniej, nie wiem. Niczego jeszcze nie planowa³am. - Frank, czy ktokolwiek z kim siê spotyka³aœ? Nie zwróci³a uwagi na oskar¿ycielski ton pytania