Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Tak, to jest pierwszy owoc mądrości - pokora. - To raczej ja chciałbym się czegoś od was dowiedzieć. Widzieliście Wielkie Sanie? Pokiwali głowami. Zauważyłem, że temat bardzo ich poruszył. - Jak dawno temu odeszły? - Były tutaj, potem dzień ich nie było, a potem ty się zjawiłeś. Poznaliśmy po twojej twarzy i stroju, że jesteś z Wielkich Sań. Tak jak oni przypominasz Wiggikki, tylko że ty nie jesteś tak okrutny. - Kto to jest, ci Wiggikki? - Myśliwi, którzy szybko biegają i śpiewają. To oni upolowali większość tych zwierząt. - Poszukiwacz Gniazd uśmiechnął się szeroko. Polują dla nas, a gdy próbują zapolować na nas, wtedy pokazujemy im, że z nami nie przelewki. - Nie rozumiem. Jak to, polują dla was? - Mają taki zwyczaj, że kiedy zabiją jakieś małe zwierzę, zakopują je w śniegu, by zabrać je, kiedy będą wracać z polowania. Zamiast nich jednak myje zabieramy i to, co widzisz, w taki właśnie sposób zdobyliśmy. Jednak to najlepsze, które ty dostałeś, sami zabiliśmy, wyciągając małego Pummangę z jego ciepłego domku pod ziemią. - Chyba znam tych Wiggikki. Przedwczoraj zabili Nashhwonka. - O, to nowina! My sami... Od strony otworu wejściowego rozległ się przeraźliwy krzyk. Pariaska, która tam siedziała, rzuciła się na oślep do wnętrza szałasu, rozrzucając przy tym płonące głownie z ogniska. Wszyscy zerwali się na nogi, gadając jeden przez drugiego w podnieceniu, gdy w pewnej chwili zagłuszył ich nowy głos, to głęboki jak basowe dudnienie kotłów, to znów zawodzący niczym potężna wiolonczela: - Miłego dnia, brudasy. Co żeście znaleźli na stoku? Przed wejściem do szałasu przyklęknął człowiek dorównujący chyba rozmiarami Nashhwonkowi i starał się zajrzeć do wnętrza. Miał małą cofniętą brodę, krótką górną wargę, wydatne kości policzkowe i duże zielone oczy, tak piękne, że aż nie pasujące do twarzy mężczyzny. Dzięki nim z tego człowieka, pomimo jego wzrostu i oczywistej płci, emanowało coś, jakby kobiecość, czy może nawet zniewieściałość. W dużej, ale dość delikatnie wyglądającej dłoni trzymał sporządzoną z żebra jakiegoś ogromnego zwierzęcia pałkę, zakończoną sprawiającymi bardzo groźne wrażenie hakami. Mężczyźni, a wraz z nimi kilku dorastających chłopców ruszyli od razu w jego stronę, podczas gdy kobiety skupiły się wokół Krwawej Twarzy o Poranku, której plecy przeorane były na całej długości świeżą szramą - najwidoczniej dosięgnął ją jeden z haków. Dołączyłem do mężczyzn, aczkolwiek dysponując jedynie składanym nożem nie bardzo wiedziałem, na co mógłbym liczyć. Poszukiwacz Gniazd uniósł ostrzegawczo swą zakrzywioną broń. - Weź mnie - powiedział. - Wyciągnij mnie stąd, Mimmunka, a umierając wbiję ci to po rękojeść w czoło. Chichot Mimmunki przypominał odgłos, jaki wydaje niewielki wodospad. - Ciebie nie chcę - odparł. - Masz mięso tak twarde jak korzenie, które zjadasz. Daj mi kogoś małego i miękkiego, na kim ci nie zależy, to sobie pójdę. - Żeby wrócić jutro. - Nie, przysięgam. Jutro zmieniam tereny łowieckie. Przenoszę się na równinę nad rzeką. Bagna są teraz zmarznięte, więc będę mógł zabijać nawet dwa razy na dzień. Pamiętasz, jak wziąłem od ciebie tego małego krzykacza? To było wtedy, kiedy księżyce podały sobie ręce. Ile dni minęło, zanim ujrzałeś mnie ponownie? Co najmniej dwadzieścia, jak nie więcej. - Bo cały czas tropiliśmy cię po lesie. - A gdzież tam. Nawet tego nie zauważyłem. No, popatrz na nch, co stoją za tobą. Chyba ich wszystkich nie potrzebujesz, co? - Nasze prawa mówią, że musimy starać się chronić współplemieńców. - Ho, ho. Czy to jeszcze jedna z tych szlachetnych zasad, przyniesionych przez Wielkie Sanie? - Nasze prawa zawsze tak mówiły. - Więc czego się od nich nauczyłeś? Gadali tylko ot, tak sobie? - Mogłeś sam z nimi rozmawiać, tak jak myto uczyniliśmy. - O, tak - powiedział Mimmunka - mogłem ich wiele nauczyć. Zdawał się zapomnieć o tym, że przyszedł tu po łup, ale zauważyłem, że cały czas przysuwa się do Poszukiwacza Gniazd. - Niczego byś ich nie nauczył. Twoje życie polega tylko na zabijaniu. - Mało wiesz. Daj mi tę, którą trafiłem moją pałką. Kobiety zaszeptały między sobą, a kiedy odwróciłem się w ich stron, wypchnęły już przed siebie Krwawą Twarz o Poranku. - A to kto? - zapytał nagle Mimmunka. Patrzył prosto na mnie. Poszukiwacz Gniazd nic nie odpowiedział. W momencie, kiedy Mimmunka odwrócił od niego wzrok, rzucił się naprzód, mierząc swą bronią w rękę napastnika. Mimmunka szarpnął się wstecz, ale Poszukiwacz Gniazd, odzyskawszy równowagę po pierwszym potężnym zamachu, nie zrezygnował. Ponowił atak, tym razem mierząc w głowę olbrzyma. To, co nastąpiło później działo się tak szybko, że zupełnie straciłem orientację. Po chwili Poszukiwacz Gniazd leżał na śniegu przy wejściu do szałasu, Mimmunka zaś zniknął. Pozostali mężczyźni rzucili się za nim w pogoń, wykrzykując gardłowymi głosami groźby i wyzwiska. Zanim zdołałem podbiec do Poszukiwacza Gniazd, dwie kobiety pomogły mu wstać na nogi i doprowadziły go do ogniska. Jak idiota zapytałem, czy nic mu się nie stało