Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Dziecko zwykłe rozpętuje niebywałe awantury na widok sklepu komisowego: po prostu chce mieć natychmiast wszystko co w nim jest. Dziecko cyniczne zachowuje się spokojnie: wie że ceny w komisach są karykaturalnie wysokie i mało kto może sobie pozwolić na kupowanie tam zabawek, a na pewno już nie jego rodzice. Nawet u zamożniejszych rodziców dziecko cyniczne nie domaga się pomarańcz: rozumie że pomarańcze w sklepach to cud natury, raz na rok w sklepach, zaś cudów nie można się domagać, trzeba na nie czekać. Dobrze jest być dzieckiem cynicznym w komunizmie, wszyscy je kochają, a rodzice mówią z dumą: „To takie kochane dziecko…”, chwalą się nim, nie wiedząc że jest ono po prostu dzieckiem cynicznym, czyli ułatwiającym życie. JAK CHODZIĆ DO SZKOŁY Szkoła w komunizmie wygląda tak jak szkoła w demokracji. Dużo szkół wygląda nawet lepiej, szkoły stanowią ulubione miejsca do których zwozi się oficjalnych gości z zagranicy, wrogich dziennikarzy i wycieczki komunistów z krajów, gdzie jeszcze nie doszli oni do władzy. Są to piękne, nowoczesne budynki, projektowane przez najlepszych architektów, wyposażone w przestrzenne klasy, imponujące, pełne słońca i powietrza okna, zgodne z ostatnimi zdobyczami pedagogiki ławki i pomoce szkolne. Dzieci, jak wiadomo, umieją wyrażać mnóstwo uczuć, prócz ironii, stąd są niezawodną pomocą we wszelkich akcjach propagandowych: dziecko krzyczy „Tak!” lub „Nie!”, ale nie umie ujawnić swej dezaprobaty w sposób melancholijny i dwuznaczny, tak aby nie narazić się na represje, co potrafi każdy robotnik. Dlatego więc lepiej jest wozić gości do szkół, niż do fabryk. Bystry i uważny obserwator, o ile wymknie się na chwilę z pieczołowitości przewodników i zajrzy do klasy nieprzygotowanej do wizyt, dostrzeże natychmiast drastyczną rozbieżność pomiędzy rozmachem architektury a ogólnym stanem schludności wewnątrz budynku. Rzec można, że jest to stan na pograniczu dewastacji wzbudzającej zastanowienie. Nawet najbardziej wzorowa szkoła, poddana dynamice setek młodych istot, których imperatywem życia jest krańcowa pogarda dla wszystkiego co państwowe, przeistacza się wkrótce w śmietnik. Lichość komunistycznych produktów, a więc i materiałów budowlanych, metod konstrukcji i wyposażenia, zupełnie niezdolnych do walki z czasem, gra w procesie rozpadu wielką rolę. Prasa i telewizja takie uwielbiają pokazywać szkoły reszcie społeczeństwa, ilustrując nimi wspaniałe osiągnięcia komunizmu, czynią to jednak z dużą zręcznością i wdziękiem, zawsze pamiętając o tym żeby nie pokazać tego co nie trzeba. Jest to taktycznie wspaniałe pociągnięcie i mnóstwo uczniów może sobie dzięki temu pomyśleć, że tylko jego szkoła tak okropnie wygląda, podczas gdy wszystkie inne wyglądają jak w telewizji. Ten prosty zabieg indoktrynacyjny ma teoretycznie cechy genialności, w praktyce przynosi jednak zupełnie odwrotne od zamierzonych skutki. Początkowo uczniowie przypisują fizyczny upadek swojej szkoły lokalnym cechom niedoskonałości. Od wczesnego dzieciństwa znają z autopsji marność i nędzę bytu wokoło siebie, jego rozdźwięk z symbolami w prasie, w kinie, na afiszu propagandowym, ale myślą sobie, że tak źle jest tu, zaś gdzie indziej może być lepiej. Dopiero stwierdzenie, że nie się nie robi dla ocalenia ich szkoły, jedynie przestaje ona być fotografowana i filmowana o ile przedtem była, zaś na jej miejsce pojawia się nowa, wzorowa szkoła, zmusza ich do refleksji. Nie wiedzą oni jeszcze, że w komunizmie łatwiej jest zbudować rzecz nową, niż utrzymać już zbudowaną w stanie przydatności, żeby już nie wspomnieć o jej ulepszaniu. Zagadnienie remontu i odnowy jest kluczowym problemem tak materialnych jak i duchowym; jak dotąd, komunizm sparaliżowany jest magiczną niemożnością naprawienia czegokolwiek co utraciło zdolność funkcjonowania. Uczeń zaś przestając być uczniem, a stając się człowiekiem jeszcze przed okresem dojrzewania, uczy się — o tle nie jest wyjątkowym idiotą — jednego z zasadniczych praw istnienia w komunizmie, mianowicie, że to co zostaje podane I za regułę jest zawsze wyjątkiem, a właśnie pozorny wyjątek stanowi regułę Czyli pojmuje raz na zawsze pierwsze przykazanie propagandy, która w komunizmie jest jedynym uświęconym przez teorię narzędziem kształtowania ludzkiej świadomości i która towarzyszyć mu będzie odtąd przez całe życie. Metafizyczny nakaz drapieżnego stosunku do wszystkiego co państwowe, przybierający bądź formę przywłaszczania bądź bezinteresownego niszczenia, stanowi coś w rodzaju instynktu samozachowawczego, jakiegoś élan vital, z którym przychodzi się w komunizmie na świat. Łatwo byłoby go nazwać wandalizmem lecz ten ma swoje korzenie w bezmyślnej rozkoszy druzgotania, podczas gdy tamten krystalizuje się w ciemnym niemal biologicznym nakazie wyrównania krzywd, których źródłem jest nieuchwytne, tajemnicze pojecie Państwa. Urzędnicy, milicjanci i żołnierze, czyli oprawcy w imię Państwa acz znienawidzeni,. budzą mniej owych niewytłumaczalnych dla szarego człowieka złych pasji i namiętności, niż samo Państwo — rzecz z kategorii żywiołu, zawsze zwrócona przeciw człowiekowi. Ich człowieczeństwo i szamotanina z życiem są dostrzegalne, podczas gdy bezosobowość Państwa sprawia że otacza je nienawiść mistyczna, jak grzech w średniowieczu Dom rodzinny pielęgnuje ten impuls i rozwija, czasem z troskliwą otwartością powiedzenie: „To tylko państwowe…” rozgrzesza każde nadużycie, jedynym zaś nakazem moralny jest skuteczne unikniecie przyłapania na gorącym uczynku i kary. Przywódcy komunistyczni zdają sobie z tego sprawę, toteż szkoła ma być pierwsza w życiu człowieka instancja, której zadaniem jest wykorzenienie owej przywary