Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Mary myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. - Wybieram się na groblę, obejrzeć statek - powiedział Val. - Byłoby mi miło, gdyby poszła pani ze mną. Czy jest pani wolna, mademoiselle? Moglibyśmy wypić kawę na Rynku. Mary nie spojrzała nawet na Hannah. - Wezmę tylko kapelusz - powiedziała. - Weź też szal - zakrzątnęła się Hannah. - Dzień jest zbyt piękny, by się zawijać w szale - odpowiedziała Mary. Od niedzieli znowu zrobiło się gorąco. Mary dziękowała w duszy wszystkim świętym. Tego dnia założyła swój najlepszy kapelusz. Kiedy wiązała kokardę pod brodą, drżały jej ręce. - Jestem gotowa, monsieur Saint_brevin. Kiedy wyszli na słońce, Val zobaczył, że kolor policzków Mary jest naturalny. To było pierwsze zaskoczenie. Drugie przeżył w momencie, gdy się odezwała. Przeszła od razu na francuski, a jej akcent był bez zarzutu. - Chce pan sprawdzić, co dzieje się na "Benison", monsieur? Słyszałam, jak rozmawiały o nim panie w sklepie. Jeśli to możliwe, bardzo bym chciała go zobaczyć. - Lubi pani statki, mademoiselle? Podobno mężczyźni kochają je tak bardzo, dlatego że są niebezpieczne. Może właśnie z tego powodu często nadają im kobiece imiona. Oczekiwał, że Mary podąży podsuniętym tropem, pytając zalotnie, dlaczegóż to kobiety mają być niebezpieczne. Ale ona robiła wrażenie naprawdę zaciekawionej tym, co usłyszała. - Czemu wobec tego uważa się, że kobiety przynoszą żeglarzom pecha? A może nie? Gdzieś o tym czytałam. Val poczuł się zbity z tropu. - Nie wiem - powiedział. Starał się spojrzeć Mary prosto w twarz, by zobaczyć, czy nie kpi sobie z niego, ale szerokie rondo kapelusza całkiem ją zasłaniało. Była znacznie mniejsza, niż to zapamiętał. Kiedy udało mu się w końcu zobaczyć jej twarz, znowu się zdziwił. Zagryzła dolną wargę, krzywiąc się komicznie. Przestań, beształa się właśnie w myślach, przestań mówić tak dużo. Zanudzisz go na śmierć. I przestań zastanawiać się, czemu cię zaprosił, ważne, że jesteś tu z nim. Nie trać ani sekundy. Zwracaj na wszystko pilną uwagę, żebyś zapamiętała na potem każdy szczegół. Spojrzała na Vala. Jej spojrzenie było pełne entuzjazmu i zaciekawienia. To także go zaskoczyło. Patrząc na nią można by dojść do wniosku, że jest niewinna jak pięcioletnie dziecko. To niewiarygodne, że Rose pozwoliła jej odejść. Musiała być najlepsza ze wszystkich dziewcząt. Zdaniem Vala, udawana niewinność Mary tak doskonale naśladowała prawdziwą, że momentami zakrawało to niemal na parodię. Roześmiał się. Mary spojrzała na niego zdziwiona. Potem zawtórowała mu śmiechem. Jej śmiech był tak radosny, że przechodzący koło nich ludzie zerkali na nią i odchodzili również rozweseleni. Poddała się całkowicie szczęściu chwili. - Czy woli pani kawę teraz, czy później? - zapytał Val. - Teraz albo później, albo i teraz, i później - powiedziała Mary. - Zawsze jest dobry czas na kawę. - Teraz i później brzmi całkiem nieźle. Nie zdążyłem wypić kawy dziś rano. - Ujął Mary pod ramię. Weszli na zatłoczoną Levee ŃStreet. Jego ciepła dłoń paliła dziewczynę poprzez rękawiczkę i rękaw sukni. Czuła, że kolana się pod nią uginają. Jednak słabość, którą odczuła, była cudowna. Wmieszali się w tłum ludzi, powozów i zwierząt. Później Val nie bardzo potrafił sobie przypomnieć, co robili z Mary przez następne pół godziny. Szczegóły gdzieś uleciały. Pamiętał tylko, że wszyscy sprzedawcy znali ją z imienia i że kawa, którą pili, była najlepszą kawą, jaką kiedykolwiek kosztował i że nigdy nie jadł tak dobrego gumbo jak to, które ona kupiła na rynku, i że "Benison" był najpiękniejszym statkiem na rzece. Miał zamiar zaprosić ją do hotelu. Zamiast tego zapytał, czy mogłaby odwiedzić następnego dnia jego plantację, po porannym treningu Śnieżnej Chmury. Z radości aż klasnęła w dłonie. Val pomyślał, że trochę przesadza w swym udawaniu. Potem zapytała, czy powinna znaleźć sobie przyzwoitkę. Oczywiście, że tak - odpowiedział, dostosowując się do jej gry