Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Bobby Lee siedział na drugim końcu stołu - zbyt daleko, by nawiązać rozmowę. Niech to diabli! Pierwsza próba uwodzenia została zakończona totalnym fiaskiem. Kowoboj, siedzący po lewej, nachylił się w stronę Branda. - A ty co, nie świętujesz? Żadnego szampana, nic? - Które to zwycięstwo, trzecie? - zagadnęła słodkim głosem panna, siedząca po drugiej stronie stołu. - Czwarte - odparł Brand swobodnie, kładąc wielką dłoń, pokrytą siecią drobnych blizn, na dłoni Toni. Zadrżała. Misja, nie zapominaj o misji, powtarzała w duchu. Na całej długości ciała, od ramion do kolan, czuła ciepłą bliskość mężczyzny. Na próżno podejmowała kolejne próby uwolnienia się z uścisku. Co gorsza, pachnący cynamonem, czarnowłosy kowboj 12 EMILIE ROSE objął jej barki ramieniem, przyciągając ją bliżej ku sobie. - Rozluźnij się, maleńka, bo jesteś dziś strasznie spięta - poradził troskliwie, niemal od niechcenia masując jej smukły kark. Nie, ten facet zdecydowanie nie jest tym, kogo ona potrzebuje. Niewątpliwie potrafiłby sprawić, by ten wieczór był niezapomniany, ale nie mogła pozwolić, aby hormony decydowały za nią. Kochała dziadka i bardzo go jej brakowało, lecz właśnie przez niego zmuszona była podjąć tak drastyczny krok. Zgodnie z jego ostatnią wolą mogła stracić ziemię, która należała do rodziny od pokoleń - ukochane dziedzictwo - tylko dlatego, że była kobietą. Dziadek zażądał w testamencie męskiego spadkobiercy - męża lub syna. Toni nie miała ani jednego, ani drugiego. Uwielbiała dzieci, ale mąż... nie, takiej myśli nie dopusz- czała. Co by było, gdyby z czasem okazał się podobny do jej ojca, który nie potrafił do własnych racji przekonywać inaczej, jak tylko pięścią? A jeśli, w razie rozstania, małżonek zechciałby odebrać jej ranczo? Prawnik, z którym rozmawiała w sprawie wykonania testamentu, zażartował, że sprawa byłaby znacznie prostsza, gdyby Toni zaszła w ciążę. Desperacko podchwyciła tę myśl. Gotowa była poświęcić własną godność, byle tylko uratować jedyne miejsce na ziemi, w którym czuła się naprawdę bezpieczna. - Nie zostałaś do końca zawodów - usłyszała tuż koło ucha ciepły, lekko zachrypnięty głos Branda. Odwróciła głowę i znalazła się w odległości zale- BARDZO SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE 13 dwie kilku centymetrów od ciemnych oczu o intensywnym spojrzeniu. Gdy pogładził pieszczotliwie jej nagie plecy, poczuła, jak płomień namiętności przejmuje ją do głębi. - Jak ci na imię? - zapytała siedząca nieopodal silikonowa lala. - Toni. - Brand ani słowem o tobie nie wspominał. Nie puścił pary z gęby, słowo daję. - To dlatego, że... Brand położył jej palec na ustach. - Chcieliśmy zaraz po rodeo zamknąć się w pokoju hotelowym i nie wychodzić przez tydzień - powiedział ze znaczącą miną, która wprawiła towarzystwo w rozbawienie. Toni przygryzła wargi. Ten szatan wszystko popsuł! - Coś ty powiedział? - Przepraszam, złotko. - Spojrzał jej w oczy z uśmiechem niewiniątka. - Ty... ja... - Masz rację. Powinienem był dochować tajemnicy. - Wzruszył szerokimi ramionami i pogładził ją po policzku. Nie czuła nic, oprócz buzujących hormonów. - Jestem tylko głupim kowbojem, kochanie. Toni przycisnęła zimną szklankę do rozpalonego policzka. Jeśli zamierzał uniemożliwić jej kontakt z innymi kowbojami, nie mógł znaleźć lepszego sposobu, jak tylko przedstawiając ją jako swoją dziewczynę. Dzięki takiemu zabiegowi miał pewność, że EMILIE ROSE nie zbliży się do niej żaden z chłopaków w barze. Musi koniecznie zamienić z Brandem kilka słów na osobności. - Rusz się! - Już byś chciała wypróbować nowy materac? - Wypuść mnie! - Miała ochotę go zabić. - W porządku, kochanie, ale nie ma pośpiechu. Przed nami cała noc. - I, oplatając sobie wokół palca lok jedwabiście miękkich włosów Toni, dodał zmysłowym szeptem: - Obiecuję, że warto poczekać. Najchętniej rozszarpałaby go na strzępy. - Powiedziałam, przepuść mnie! - warknęła wściekle, napierając na niego z całej siły. - No cóż, chłopaki, dzięki za spotkanko, ja płacę. - Brand wstał, wyjął portfel i rzucił na stół kilka stu-dolarowych banknotów. Nasadził kapelusz na głowę, ujął Toni za rękę i wyprowadził ją z baru przy akompaniamencie rubasznych komentarzy. Przeklinając pod nosem, sunęła krok za nim