Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Danae przejechała językiem po wargach i skinęła w milczeniu głową, czując się boleśnie naga, kiedy tak stała pozbawiona jakiejkolwiek ochrony. Może więc wezwać szybko lara?... Lecz jeśli to nadjeżdżała Melentha, to wezwanie ducha byłoby mniej więcej tak samo mądre, jak podpalenie całego tego zagajnika. - Jak zwrócimy jego uwagę? - zapytała szeptem. - Nie zwrócimy; ja zwrócę. Zostaniesz tutaj, a ja wyjadę i sprawdzę kto to. Danae bez słowa zsunęła się z siodła, myśląc gorączkowo. Musiał istnieć jakiś sposób... - Poczekaj no chwilę - powiedziała niespodziewanie, gdy Hart sięgnął do łęku, by wskoczyć na konia. - Jeśli Ravagin będzie sam... plazni-hy-ix! - Co?... Och; inwokacja jonasza. - Właśnie. - Wstrzymując oddech, Danae odprowadziła wzrokiem ledwie dostrzegalną chmurę, która w odpowiedzi na jej gest oddaliła się w stronę, skąd dochodził tętent kopyt. Jeśli to był Ravagin, przy odrobinie szczęścia zauważy jonasza i wyciągnie z tego odpowiedni wniosek. Jeśli zaś była to Melentha ze swoją demonią świtą, jonasz powinien przynaj- 222 mniej dać jej i Hartowi dość czasu, by się stąd bezpiecznie oddalić. Nagle tętent kopyt zmienił rytm i ucichł. Ręce Danae zacisnęły się w pięści; była świadoma ryzyka, na jakie się narażała. Jonasz nawet w przybliżeniu nie rzucał się w oczy tak jak lar, lecz mimo to demony Melenthy prawdopodobnie potrafiłyby wytropić miejsce, z którego rzucono zaklęcie, i to w jednej chwili... Stukot kopyt rozległ się znowu. Zaczął się zbliżać. Hart bez słowa ścisnął ramię Danae i przysunął się tuż do niej. Danae zacisnęła zęby, gdy na tle ciemnego nieba zamajaczył niewyraźny den konia i jeźdźca... - Danae? Hart? Jest tu kto? Danae odetchnęła z ulgą czując, jak wraz z wypuszczanym z płuc powietrzem uchodzi z niej napięcie. - Ravagin, jesteśmy tutaj, wśród drzew! - zawołała dcho. - Nic wam nie jest? - odkrzyknął równie dcho. Stukot końskich kopyt zaczął znowu się zbliżać, lecz wydawał się dziwnie ostrożny. - Nic - odpowiedziała. - Jak zdołałeś umknąć Melenthde? - Z wielkim trudem i tylko chwilowo, o ile nie zabierzemy się stąd do wszystko diabłów. - Dobrze więc, ruszajmy - powiedziała. Podeszła do konia i wspięła się na siodło. - Hart? No, dalej. Cień, który był Hartem, nie poruszył się. - Może najpierw zobaczmy - powiedział spokojnie - czy nasz przyjadel potrafi dowieść, że naprawdę jest Ravaginem, a nie jakąś iluzją wysłaną tu po to, by nas stąd wywabić. Danae poczuła suchość w ustach, gdy wspomniała Coven i widmozjawy Ravagina, które on sam przywołał. - Ale... jak to zrobimy?... - Danae, na Shamsheerze próbowałaś przyjść z pomocą kobiede, którą napastowało trzech jej krewniaków - przerwał jej Ravagin. - Odpędziłem ich od dębie rękawicą skorpiona, przez co zostaliśmy aresztowani. Twoja kolej. - Och... rozumiem. Dobrze. Cierpiałam na paskudny lęk wysokośd podczas naszego pierwszego lotu dywanem. W oddali widziałam bańkę władcy zamku. Wśdekłam się na dębie, że uparłeś się przeledeć tak nisko nad zamkiem Numanteal. - Tak d to dopiekło? Nie miałem pojęda. Hart? Teraz ty. 223 - Dzień przed waszym wyruszeniem z Thresholdu próbowałem de przekupić, żebyś zabrał mnie ze sobą - powiedział Hart. - Odprawiłeś mnie i kazałeś zabrać z budynku Dyrekcji Przejścia. Strażnik, który tamtego wieczora miał służbę, nazywał się Grey. Przez chwilę panowała cisza. - No i? - zapytała w końcu Danae. - W porządku? Możemy się już stąd zabierać? - Oczywiście - odparł ze znużeniem Ravagin, zsiadając z konia. - Natychmiast, gdy zdecydujemy, dokąd właściwie zamierzamy się udać. I co powinniśmy zrobić, byśmy mogli dostać się tam żywi. Rozdział 27 - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Danae. - Zamierzamy udać się do Tunelu i zabrać się stąd do wszystkich diabłów. Ravagin potrząsnął głową, przyglądając się jej w ciemności. Mrok nie pozwalał mu dostrzec wszystkich szczegółów, lecz mimo to nie ulegało wątpliwości, że zmęczenie mocno dało się jej we znaki. Zmęczenie albo coś gorszego. - Tunel nie wchodzi w ogóle w rachubę; przynajmniej na razie - powiedział. - Wysokie Wzgórza zostaną obsadzone duchami na długo, zanim tam dotrzemy. - Lecz jeśli się pospieszymy, to przynajmniej unikniemy spotkania z samą Melenthą - zauważył Hart ukryty w ciemności po lewej ręce Ravagina. - Słyszałem, że z dużej odległości trudno precyzyjnie manipulować duchami. - To prawda - skinął głową Ravagin. - Przede wszystkim dlatego, że nie potrafią właściwie reagować na sytuacje nie przewidziane szczegółowymi rozkazami. A Melenthą, oczywiście, nie może umieścić tam demona na dowolnie długi czas tylko po to, by nas wypatyrwał - istnieją granice czasowe wezwania nie związującego. Ale może zrobić coś innego. - Na przykład? - zapytał Hart. - Na przykład może rozkazać, żeby demony krążyły bez przerwy między nią a Tunelem. Może wezwać demona, posłać go tam z rozkazem, żeby nas zaatakował, kiedy się tam zjawimy, a gdy już dojdzie do jego spontanicznego uwolnienia, pośle następnego z tym samym zadaniem. 15 - Triplet 225 - Więc po prostu musimy przemknąć do Tunelu, zanim następny strażnik zmieni swego poprzednika... - zaczęła Danae. - Może mieć też ludzkich sprzymierzeńców, do których zwróci się o pomoc; opętanych przez duchy lub innych -przerwał jej Ravagin. - A niektórzy z nich mogą mieszkać tak blisko Tunelu, że nie zdążymy przed nimi, choćbyśmy nie wiadomo jak szybko jechali. - Mimo wszystko - rzekł Hart - dalej odnoszę wrażenie, że im dłużej zwlekamy, tym więcej dajemy jej czasu na wzniesienie szczelnej zapory wokół Tunelu