Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Co mogło ich skłonić do odejścia? — Przemoc. Zmusiliśmy ich. — Kto ich zmusił? Co pan chce przez to powiedzieć? — Chcę powiedzieć, że Juarez przybył tutaj z garstką Apaczów i białych myśliwych, otoczył podstępem ratusz i uwięził wszystkich oficerów. Pułkownika Laramela rozkazał powiesić, innych zaś zmusił do podpisania warunków kapitulacji. Na jego mocy, jutro, zaraz o świcie wszyscy Francuzi opuszczą miasto. Właśnie teraz, w tej ogromnej sali rozbrajają żołnierzy. — Senior, zaklinam pana na wszystkie świętości, czy to prawda? — Daję panu na to słowo. — Czy możemy się o tym przekonać na własne oczy? — Tak. — Czyli, że kilku z nas może wejść do środka i zobaczyć co się tam dzieje, aby potem opowiedzieć pozostałym? — Owszem, nawet sam ich zaprowadzę. Kilku wysunęło się z grupy, i podążyło za Mariano do ratusza. Minęło sporo czasu zanim wrócili: Tymczasem grono mieszkańców zaczęło rosnąć. Coraz to nowi ciekawscy przyłączali się do nich. Wreszcie ujrzeli powracających wysłanników. Ten, który przedtem rozmawiał z Mariano wołał już z daleka: — To prawda! Juarez przybył! Wszyscy Francuzi uwięzieni! Nasi współobywatele, których niedawno uwięziono, mieli być w tajemnicy dzisiejszej nocy rozstrzelani. Juarez dowiedział się o tym i pospieszył im na ratunek. Niech żyje Juarez! Wiwat republika! Dalej, spieszcie się i powiedzcie o tym wszystkim, którzy jeszcze o tym nie wiedzą. Dalej biegnijcie! A kto jest szczerym republikaninem, niech łapie za broń i przyłącza się do Juareza. Chodzi o walkę z wrogiem! — Niech żyje Juarez! Huuraa, republika! — zabrzmiało z każdej strony. W sekundzie cała grupa rozbiegła się. W pół minuty można było słyszeć radosne okrzyki uszczęśliwionych mieszkańców, tak nagle uwolnionych od ciężkiego jarzma Francuzów. Posłannictwo karczmarza nie było nawet potrzebne. Przy pierwszym brzasku dnia, zebrało się około tysiąca mężczyzn z bronią w ręku, gotowych stanąć na rozkazy Juareza. Aby uniknąć tłumu ciekawskich, boczną uliczką, w stronę południowej bramy jechała garstka jeźdźców. W środku znajdowała się mocno zawoalowana dama, to Emilia. W ten sposób, cichaczem musiała opuścić miasto, aby nie zdradzić się ani przed Francuzami, ani przed mieszkańcami Chihuahua ze swych prawdziwych przekonań. Niedługo po niej z Chihuahua wyruszyło całe wojsko Francuzów, podążając w tym samym kierunku. Z przodu jechali oficerowie. Był to pochód gorszy dla nich niż męczarnie. Okrzyki gniewu i przekleństwa towarzyszyły im, poważniejszych rozruchów jednak nie było. Meksykanie byli zbyt dumni, by mścić się nad bezbronnymi. Początek został zrobiony. Północna granica kraju została wyczyszczona z wrogów. Juarez rozpoczął swój zwycięski pochód. W stolicy, w meksykańskiej gazecie pozostającej pod wpływami francuskimi niedługo po tych zdarzeniach można było wyczytać następujące nowiny: W celu odparcia kłamstw i głupich pogłosek o najnowszych zdarzeniach, musimy zaznaczyć, że tylko strategiczne wzglądy głównodowodzącego, spowodowały ustąpienie wojsk z prowincji Chihuahua. Wprawdzie należy ona do cesarstwa, ale że lud tam jest nadzwyczaj spokojny i dobrze do nas usposobiony, więc można było spokojnie uwolnić go od niepotrzebnych ciężarów kwaterunku, zwłaszcza, że koncentracja wojska w innych, bardziej zagrożonych częściach kraju okazała się niezbędna. Może tydzień później pojawił się w tym samym piśmie następujący artykuł: Ponieważ głównym zadaniem każdego państwa jest o ile możliwości, centralizacja, podczas gdy błędem jest niepotrzebne rozpraszanie siły, dlatego rząd państwa uznał za stosowne, pojedyncze, z dala rozsypane oddziały, a więc w pierwszym rzędzie owe z Cohahuila ściągnąć z powrotem do stolicy. Można się spodziewać, że to oględne i roztropne postępowanie rządu uzyska godne uznanie. Na każdym kroku widać nieustanną troskę o losy państwa i gorliwość z jaką władza pracuje w celu rozwiązania obecnej, trudnej sytuacji. Gdzie tylko zebrało się bodaj dwóch ludzi i zaczęło rozprawiać o nowinach, przybierali na wzmiankę o tym tajemnicze miny, nie chcąc otwarcie zdradzić swych poglądów. Każdy jednak wiedział, że ta cała centralizacja jest związana z ustępowaniem, czyli z cofaniem się, w której to sztuce według powszechnego mniemania mieli szczególne odznaczać się Francuzi… Cohahuila również wpadła w ręce prezydenta Juareza. Pierwszym jego zadaniem było teraz połączenie się z lordem Lindsay, który miał oczekiwać go przy delcie Rio Sabinas. Siły jego wzrosły i wynosiły teraz parę tysięcy, więc mógł bez szkody dla załogi wyruszyć w towarzystwie dwustu jeźdźców. Sternau razem z przyjaciółmi przyłączył się do nich. Pasterze dostali nakaz wyruszenia za nimi i zabrania ze sobą jak najwięcej wozów ciągniętych przez woły. Cała ta kawalkada była przeznaczona do transportu pieniędzy, broni i amunicji, które Lindsay wiózł ze sobą. Wszystko miało być przetransportowane do miasta. Mariano z największą niecierpliwością oczekiwał chwili spotkania. Wiedział, że jego ukochana znajduje się przy ojcu i zapewne z równą tęsknotą oczekuje na spotkanie z nim. Myśl ta przepełniała go szczęściem a zarazem, niepokojem, który zmuszał do przyspieszenia jazdy w każdy możliwy sposób. PRZY OGNISKU Prowincja Cohahuila jest gęsto porośnięta lasami. Sąmiejsca, które można przebyć tylko maszerując wzdłuż rzeki, bo przez lasy, zwłaszcza większym oddziałom, nie sposób się przedrzeć. Odległość od miasta do Rio Sabinas wynosi może jeden stopień szerokości geograficznej. W prostym kierunku aż do połączenia się oby jej ramion, gdzie Lindsay miał czekać na kotwicy, rosną ogromne lasy. Tylko na wschodzie rozciągają się pojedyncze pasy prerii, pomiędzy stuletnimi sosnami. Dlatego wybrali tę drogę, jako najbardziej dogodną. Wprawdzie musieli stracić trochę czasu, ale mimo to spodziewali się prędzej dotrzeć do celu, niż gdyby przedzierali się przez las. Prawie całe towarzystwo miało świeże, wypoczęte rumaki, więc jadąc galopem, jak to było w zwyczaju, przebyli tę drogę prędko i ochoczo. Wczesnym rankiem wyjechali z miasta, a obecnie słońce poczęło chylić się ku zachodowi. Przodem jechali obaj wodzowie Apaczów i Bawole Czoło, tuż za nimi Sternau i Mariano