Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Gdy mijali parasol, jeden z nich uniósł rękę, na co dziewczyna, obserwująca ich postępy, zrobiła to samo i położyła się na brzuchu, być może chcąc opalić plecy, a być może dlatego, że nie chciała oglądać dalszego ciągu tego pościgu. James w biegu zdjął krawat, schował go do kieszeni i rozpiął górne guziki koszuli - było gorąco i zaczynał już spływać potem. Ścigający byli, rzecz jasna, w tej samej sytuacji i pytaniem rozstrzygającym było to, kto jest w lepszej kondycji. Dotarł do falochronu i z jego wysokości obejrzał się - tamci nie zbliżyli się doń, ale dwóch z nich oddaliło się w bok, chcąc ściąć cypel wzdłuż ogrodzenia klubu golfowego, nie zwracając żadnej uwagi na stare tablice ostrzegające przed minami Ocenił odległość i doszedł do wniosku, że mają spore szansę złapać go przed wioską leżącą po przeciwnej stronie pola minowego, toteż nie zwlekając, pognał co sił w nogach. Koszulę miał już mokrą, a stopy ciążyły jak kamienie. Dotąd przebył około mili i do bezpiecznej strefy pozostało mu przynajmniej drugie tyle, w dodatku musiał uważać, aby nie potknąć się o pordzewiałe działobitnie, rozmieszczone w betonie co jakieś pięćdziesiąt yardów. Zaczynał łapać powietrze z coraz większym trudem, czując, jak spodnie i marynarka stają się coraz bardziej wilgotne i coraz bardziej utrudniają mu bieg. O trzysta yardów za nim był ścigający, w prawo, pomiędzy wydmami pozostała dwójka,, która szybko nadrabiała straty, a w lewo znajdował się dwudziestostopowy stok betonu, prowadzący wprost do zielonych wód Adriatyku. Miał właśnie zamiar zwolnić do szybkiego marszu, by uspokoić oddech, gdy niespodziewanie nastąpiły po sobie błyskawicznie dwie rzeczy. Przed sobą dostrzegł grupę rybaków wychodzących z wody, a od strony klubu dobiegłgo huk eksplozji. W powietrze wyleciał grzyb dymu, ziemi i innych odpadków, a w bok uderzyła go niezbyt silna fala podmuchu. Zwolnił, widząc jak pozostały wśród wydm mężczyzna stanął, zamierając w całkowitym bezruchu z otwartymi ustami. Nagle jęknął i runął na ziemię obejmując głowę rękami. James znał te objawy - facet był w szoku i nie ruszy się, dopóki ktoś po niego nie przyjdzie i go nie wyprowadzi. Wydarzenie to znacznie podniosło go na duchu - do rybaków zostało mu około dwustu yardów, a ci dostrzegli go najwyraźniej, gdyż zebrali się w grupę zwróconą ku niemu. - Mi Ingles. Prego dore il carabinieri! - krzyknął mobilizując swe zasoby włoskiego. Zaryzykował spojrzenie w tył - dziwne, ale goniący go nadal nie zwalniał kroku i teraz dzieliło ich zaledwie sto yardów. Przed nim rybacy rozsypali się w półkole, trzymając w pogotowiu pneumatyczne harpuny, W środku linii stał mężczyzna z potężnym brzuchem zwisającym nad czerwonymi kąpielówkami i maską do nurkowania zsuniętą na czubek głowy. Widząc jego twarz Bond zwolnił aż do niespiesznego kroku i wyciągnął broń - mężczyzną ze skrzyżowanymi rękoma, który stał w centrum harpunników, był Enrico Colombo. Obserwował spokojnie Jamesa, a gdy dzieliło ich dwadzieścia yardów, przemówił: - Proszę odłożyć tę zabawkę, Mr Bond. Wiemy, że jest pan z Secret Service. To, co oni trzymają w dłoniach, to pneumatyki na dwutlenek węgla. Radzę stanąć nieruchomo, chyba że chce pan być kopią świętego Sebastiana z Magenty. - Zwrócił się do stojącego po prawej stronie: - Jak daleko był ten Albańczyk, którego w zeszłym tygodniu...? - Dwadzieścia yardów, padrone, a harpun przebił go na wylot. To był gruby facet, dwa razy grubszy od tego. James siadł na najbliższym pordzewiałym żelastwie, umieszczając dłoń z bronią na kolanie tak, że celowała W środek grubego brzucha Colombo. - Możesz trafić i pięcioma harpunami, ale to nie zatrzyma kuli, którą będziesz miał we flakach, Colombo uśmiechnął się i skinął dłonią - stojący za Bondem, ocalały z pierwotnej trójki ścigających, mężczyzna rąbnął go fachowo kolbą Lugera w nasadę czaszki. Gdy człowiek się budzi po silnym ciosie w głowę, pierwszą reakcją jest ochota na wymioty, a dopiero później zaczyna zdawać sobie sprawę z tego; co się dzieje wokół. Dlatego też minęło nieco czasu od chwili odzyskania świadomości, zanim James Bond zdał sobie sprawę, że jest na statku, który gdzieś płynie, i że jakiś facet wyciera mu czoło mokrym ręcznikiem, mrucząc zachęcająco w łamanej angielszczyźnie: - Okay, amigo... spokój... nie denerwować się... James się nie denerwował, nie mając na to chwilowo siły, natomiast na tyle, na ile mógł się rozejrzeć bez ryzyka, że mu głowa odpadnie, przyjrzał się otoczeniu. Był w niewielkiej, ale komfortowej kabinie, wypełnionej zapachem damskich perfum, Leżał na koi, a nad nim pochylał się jeden z harpunników, ubrany w wytarte spodnie i rozpiętą koszulę, uśmiechając się doń niczym ukochana niania. - Lepiej? - spytał wskazując własny kark w geście sympatii. - Trochę boleć, ale szybko być okay. Tylko czarne włosy przykryć i dziewczyny nic nie widzieć. Bond uśmiechnął się i odruchowo skinął głową, co omal mu jej nie rozsadziło. Gdy ponownie otworzył oczy, mężczyzna skrzywił się z niezadowoleniem, podsuwając mu przed oczy zegarek - była siódma wieczorem. - Mangiare con Padrone, si? - spytał, pokazując palcem dziewiątą. - Si. - Dormire - tamten przyłożył dłonie do policzka i przekrzywił głowę w geście oznaczającym sen. - Si - mruknął ponownie Bond, obserwując jak tamten wychodzi zadowolony i zamyka za sobą drzwi. Nie usłyszał jednakże żadnego szczęku klucza w zamku czy innej zasuwy. Klnąc w duchu wstał ostrożnie i powlókł się do umywalki. Odświeżony nieco rozejrzał się i ku swemu zaskoczeniu znalazł na szafie wszystko co miał przy sobie, poza bronią. Umieścił drobiazgi w kieszeniach, siadł na łóżku i zapalił papierosa. Zamyślił się, jednak nie doszedł do zbyt konstruktywnych wniosków. Wzięto go na wycieczkę, ale sądząc po zachowaniu tego marynarza, nie traktowano go jak przeciwnika. Z drugiej strony jednak, zadano sobie sporo trudu, by go złapać i przypuszczalnie stracono przy tej okazji człowieka, choć był to czysty przypadek. Możliwe,, że to łagodne traktowanie było przygrywką do rozmów i do zawarcia z nim jakiegoś układu, ale o co chodzi i co mu zaproponują, nie miał pojęcia. Toteż doszedł do wniosku, że dalsze myślenie nic nie da i położył się spać. W dwie godziny później ten sam mężczyzna przyszedł i zaprowadził go do niewielkiego, choć gustownie urządzonego saloniku, pozostawiając go tam samego. Na środku stał stół z dwoma fotelami i niklowany stolik na kółkach zastawiony półmiskami i baterią butelek. Próba otwarcia drzwi po przeciwległej stronie salonu wykazała, że są zamknięte, toteż James zainteresował się iluminatorem. Z tego, co mógł dostrzec, statek miał około dwustu ton wyporności i prawdopodobnie niegdyś był dużym trawlerem rybackim