Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Ja celowałem - powiedział Andrzej. - Cel miałeś wygodny. Walery był w jasnym płaszczu, a noc dzisiaj nie jest zupełnie ciemna. - Piękna noc - w zamyśleniu powiedział Andrzej. - Piękna i ciepła. Tu październik bywa zawsze taki piękny. Ładny miesiąc. Gwiazdy się wtedy palą najbardziej. - Na polach pachnie. - Szedłeś polami. Utytłałeś się jak nieboskie stworzenie. - Tak, spieszyłem się. Nie miałem nawet czasu zmiarkować, jaka jest pogoda. Teraz widzę dopiero, jaka ta noc jest piękna. - I cicha. Stoi nad polską równiną. To bardzo piękny kraj. Dobrze to zrobiłeś, Andrzeju. - A stryj skąd?... - Władek mi powiedział. My tu wszyscy razem. No, i sam widziałem. Niestety. - Pomordowali? - Pomordowali. Wszystkich. - I Antka? - Tak. Niestety i Antka. To dla waszej matki będzie okropne. Andrzej się poruszył. - Wszystko takie okropne. - Tak ci się zdaje - stryjek wyciągnął rękę - tak ci się tylko zdaje. W tym wszystkim jest jakiś sens. - Jaki może być sens w mordowaniu? - Sam zamordowałeś. - To był bardzo zły człowiek. - Tak ci się może zdawało? Taki sam jak każdy inny. - Podły. - Każdy z nas ma swoje podłości. Tak, on także mordował. Dawno temu, ale mordował. - I co? Tam u Targowskich... - No, nic. To takie polskie, takie szlacheckie. Schowają ich wszystkich do jednej mogiły. Tak się pogodzili, tak się porozumieli. - Nie trzeba ich było aż mordować, żeby się porozumieli. Mamy wspólnego wroga. - Może. Jedni uważają, że mamy jednego wroga, inni, że mamy dwóch wrogów. Różnie uważają. Ale się biją, dobrze biją, jak za czasów Kmicica. Prawda? - Cóż mają robić? A potem sobie przypomniał: - O Boże! Antka zastrzelili. - Martwisz się? - Nie. Nie mogę sobie nawet wyobrazić. On zawsze był przy mnie, od tylu lat, starszy brat. Nie, ja nie wierzę. Skąd stryjek może wiedzieć? - Mówił mi Władek. On wszystko widział. - Pochowali ich? - Skądże? Tak prędko? Przecież to noc. Poczekają do rana. Muszą mieć czas na wykopanie dołu. To będzie wielki dół. - I Krystyna? - I Krystyna. - I Marysia? - Co do Marysi, to nie jestem pewien. Mówią, że ktoś tam uciekł. A może to tak o tobie mówili? - ja nie uciekłem. - Nie. Ty poszedłeś na rycerską wyprawę. Jak w książce. Na czerwonoskórych. Strzelałeś z tyłu do bezbronnego... - On miał rozpylacz. - Skąd wiesz? - Tak mówili. - Strzelałeś do człowieka, którego nienawidziłeś całe życie. - Upokarzał mojego ojca. Mogłem go nienawidzić. - Naprawdę? Czy za to się zabija? - Nie za to go zabiłem. Ale on wyśmiewał mojego ojca. - Kochałeś ojca? - Kocham go jeszcze. - Ale ojca już nie ma. - Gdzieś tam jest. Wróci. - I znowu będzie wypiekał ciastka. - Wypiekał ciastka! Ktoś musi wypiekać ciastka. Ale to był mój ojciec. - I to za ojca zamordowałeś Walerego. Zemściłeś się bardzo okrutnie. - Nikt inny nie mógł tego zrobić. - Ależ oczywiście. To już los tak zrządził. Po to zjawiłeś się w tym dworze. Nikt inny nie mógł tego zrobić. - I nikt nie miał osobistych powodów do zastrzelenia go. - To był człowiek. - Okropny. - A pamiętasz jego oczy? Miał bardzo piękne oczy, zupełnie takie same jak Antoni. I oczy Antoniego pewnie tak samo wyglądają w tej chwili. Otwarte i niewidzące. Jak oczy zabitego zająca. - Wszystkie trupy mają takie oczy. - Wszystkie trupy zabitych. - I umarłych. - Umarłym w rodzinie zamykają powieki. Pamiętasz babcię Michasię? Andrzej szarpnął się. - Skąd wiesz o babci Michasi? - krzyknął nagle głośno. - Cicho tam! Dajcie spać! Kto tam krzyczy? - rozległy się wołania śpiących dookoła. Andrzej zniżył głos. - Ty chcesz, abym ja żałował tego, co zrobiłem, abym mówił "nie zabijaj", ale ja nie powiem "nie zabijaj". Uczono mnie zabijania od szkolnej ławy, mówiono, że to obowiązek człowieka, że to umiejętność mężczyzny, uczono mnie obchodzenia się z bronią, kazano mi zabijać zające i kuropatwy. To umiejętność mężczyzny, a jestem mężczyzna, prawdziwy mężczyzna: umiem zabijać. Dowiodłem tego