Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Chwyciwszy się balustrady, Lawler wychylił się nad pluskającą wodę i stał przez chwilę, jakby ofiarowując siebie wszech-otaczającemu oceanowi. Nawet w ciemności podświadomie wyczuwał przecinkowaty kształt wyspy oraz położenie stron świata. Wyspa miała osiem kilometrów długości oraz około kilometra sze- rokości w najszerszym punkcie, licząc od czoła zatoki do szczytu tylnego waha, który odpierał ataki morza. Lawler znajdował się blisko środka wewnętrznej zatoki. Po jego prawej i lewej stronie rozciągały się dwa zakrzywione ramiona wyspy, jedno zaokrąglone, gdzie mieszkali Skrzelowcy, oraz drugie, w kształcie wąskiego stożka, na którym skupiła się garstka ludzkich osadników. Dokładnie przed nim, zamknięta parą nierównych ramion, leżała zatoka stanowiąca żywe serce wyspy. Skrzelowcy, budowniczowie wyspy, zbudowali dla niej sztuczne dno, podwodną półkę wykonaną z wręg oplecionych wodorostami i przymoco- wanych między ramionami. Pozwoliło to na uzyskanie płytkiej, żyznej laguny zawsze towarzyszącej wyspie, czegoś w rodzaju stawu na uwięzi. Dzikie, groźne drapieżniki polujące na otwartym morzu nigdy nie odwiedzały zatoki: może Skrzelowcy dawno temu zawarli z nimi jakiś układ. Wyściółka z gąbczastych, przydennych wodorostów nie potrzebujących światła umacniała dno zatoki, zawsze zabezpieczając je i odnawiając swoim jednostajnym, upartym wzrostem. Powyżej zalegał piasek naniesiony sztormami z nieznanych obszarów oceanicznego dna. A jeszcze wyżej rósł gąszcz użytecznych roślin wodnych ze stu lub więcej gatunków. W tym gąszczu roiło się od rozmaitych morskich stworzeń. Niższe poziomy zamieszkiwały różne gatunki skorupiaków, które filtrowały wodę morską przez swoje miękkie tkanki, zatrzymując cenne minerały wykorzystywane później przez wyspiarzy. Wśród nich kręciły się węże i robaki morskie. Tam szukały pożywienia pulchne i delikatne ryby. Właśnie teraz Lawler zobaczył ławicę ogromnych, fosforyzujących stworzeń poruszających się i pulsujących falami niebieskofioletowego światła: wielkie bestie znane jako jamochłony, a może nawet platformy, jednak było jeszcze zbyt ciemno, aby je rozpoznać. A za jaskrawozieloną wodą zatoki rozpościerał się wielki ocean falujący aż po horyzont i dalej, trzymający cały świat w swoim uścisku jak dłoń w rękawiczce trzymająca piłkę. Patrząc nań, Lawler po raz nie wiedzieć który poczuł jego ogrom, moc i nieustępliwość. Spojrzał w kierunku elektrowni, masywnej i samotnej na malutkim, perkatym cypelku wysuniętym w wody zatoki. A jednak nie ukończyli jej. Niezgrabny budynek, otoczony girlandami plecionych ze słomy mat dla ochrony przed deszczem, był cichy i ciemny. Kilka niewyraźnych sylwetek kręciło się wokół. Po pochyleniu pleców można było bezbłędnie rozpoznać w nich Skrzelowców. Elektrownia miała wytwarzać elektryczność dzięki wykorzystywaniu różnic temperatury morza. Dann Henders, który na Sorve był kimś w rodzaju inżyniera, objaśnił to Lawlerowi za pomocą wydobytego od jednego ze Skrzelowców szkicu projektu. Ciepła, powierzchniowa woda morska była wciągana przez wirniki do kabiny próżniowej, w której znacznie obniżano jej punkt wrzenia. Następnie gwałtownie wrząca woda miała produkować rozrzedzoną parę, która napędzałaby turbiny generatora. Zimna woda morska, pompowana z niższych poziomów morza spoza zatoki, miała być następnie użyta do ponownego skraplania pary w wodę, która wracałaby do morza poprzez otwory wylotowe umieszczone w odległości około połowy obwodu wyspy od elektrowni. Skrzelowcy wykonali całą jednostkę - przewody, pompy, wirniki, turbiny, kondensatory oraz samą kabinę próżniową - z różnorodnych organicznych tworzyw sztucznych otrzymywanych z glonów i innych roślin wodnych. Najwidoczniej nie zastosowano w konstrukcji prawie żadnych metali, co nikogo nie dziwiło, biorąc pod uwagę trudność uzyskiwania metali na Hydros. Całość była bardzo pomysłowa, zwłaszcza że na ogół Skrzelowcy nie byli utalentowani technicznie w porównaniu z innymi inteligentnymi gatunkami tej galaktyki. Autorem tego pomysłu musiał być jakiś prawdziwy geniusz. Mimo to musieli włożyć bardzo dużo pracy w uruchomienie czegoś, co właśnie miało wyprodukować swój pierwszy wat. Większość ludzi zastanawiała się, czy kiedykolwiek do tego dojdzie