Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Przeważnie schodziła tylko do źródła, a później powoli i mozolnie wspinała się z powrotem do znanych sobie korytarzy. Tylko raz, kiedy zbliżyła się do dziury w asfalcie, zobaczyłem jej oczy. Były białoszare, bez blasku. Ich martwość podkreślały obwódki wyleniałej, jakby wypalonej skóry. Natychmiast przypomniałeś sobie drżącego z chłodu Tamtego Szczura, z krwawymi jamami zamiast oczu. On też bał się pozostać sam. Zawróciłeś i pobiegłeś w dół, a Ślepa wolno szła za tobą. Srebrzysta nie gryzła Ślepej, a Ślepa nie zwracała na nas uwagi. Duża nora Srebrzystej pachniała jeszcze poprzednim samcem. Opuścił ją niedawno? Mógł wpaść w pułapkę lub pójść za Szczurołapem. A może po prostu powędrował gdzieś przed siebie? Jego zapach słabł i słabł, aż zupełnie zniknął. Razem wgryzaliśmy się w ogromne masy twardego drzewa... Jak z oddali dochodził nas odgłos zębów Ślepej i szum przejeżdżających nad nami pojazdów. Wkrótce też znalazłem inne wyjście, przebicie do piwnicy pobliskiego, domu, w którego fundamentach puściły zmurszałe cegły. Wychodziliśmy tędy częściej niż górą, gdzie ryczały motory i naszczekiwały biegające psy. Niebawem wśród odgłosów zabrakło chrobotu zębów i świszczącego oddechu Ślepej. W korytarzu prowadzącym ku jej norze wyczułem zapach gnicia... Ślepa leżała na 47 boku i nie była to już Ślepa, lecz rozkładające się mięso. Wkrótce też żuki i czerwie objadły Ślepą i pozostał z niej tylko szkielet. Wśród splątanych korzeni spoczywały szkielety psów, ptaków, ludzi, węży. Szkielet olbrzymiego człowieka odzianego w przerdzewiałe, podziurawione blachy, zwisał tuż przy naszym gnieździe i kiedy Srebrzysta poruszała się niespokojnie podczas snu, zaczepiała niekiedy pazurami o metal, wywołując dźwięczne zgrzytanie i pobrzękiwanie. Nie bałem się ogromnego szkieletu i podgryzałem niekiedy spróchniałe kości. Jednak ten przypadkowy dźwięk pazurów pocierających o blachę drażnił mnie, przypominając o prześladowaniach, pułapkach i pogoniach. Wydawało się, że pochodzi spoza korzeni naszego drzewa, stamtąd gdzie żył Szczurołap i na pewno nadal mnie poszukiwał. Kuliłem się, dreszcze wstrząsały grzbietem, a łapki drżały nerwowo. Metalowe blachy przeżarte rdzą groziły ostrymi, cienkimi krawędziami, o które łatwo było zawadzić futerkiem. Dlatego starałem się spać jak najdalej od ściany, której bok stanowił spoczywający nieco wyżej szkielet. Z miasta do podziemnego lasu docierały inne szczury i przeważnie zostawały tu, zadowolone ze znalezienia tak wygodnej kryjówki. Korzenie sięgały daleko i głęboko, więc poszczególne rodziny szczurów lokowały się na różnych poziomach, wśród odległych od siebie odgałęzień, nie przeszkadzając sobie, a nawet nie wiedząc o swym istnieniu. Wkrótce też pierwsze potomstwo moje i Srebrzystej podrosło i wywędrowało. Byłem szczurem spokojnym i nie atakowałem innych. Najbliższy śmietnik, do którego najczęściej zaglądałem, dostarczał nam masę jedzenia. Odkryłem też kolejne przejścia na zewnątrz, które poszerzyłem i powiększyłem. Wzdłuż rury z gorącą wodą dotarłem do piwnic i garaży. Na najdalszym krańcu, tam gdzie rozprzestrzeniły się cienkie odrosty korzeni, znalazłem wypłukaną przez wodę szczelinę, prowadzącą do rozległego placu. Wysadziłem nos między kamiennymi płytami i dostrzegłem wokół ludzkie nogi, wiele nóg. Poruszyłem wibrysami wyczuwając rozkoszny zapach. Dziąsła aż zabolały z pragnienia. W pobliżu leżał wafel wypełniony zimną, rozlewającą się substancją. Wyłowiłem woń cukru, jajek, mleka. Wylazłem, złapałem zębami rozmiękczony wafel i wciągnąłem do nory. Długo zlizywałem słodki, pachnący płyn... Ze Srebrzystą przychodziliśmy tu najchętniej o zmierzchu, gdy nasza barwa pozwalała poruszać się niezauważalnie. Pewnej nocy wyjrzałem spomiędzy kamiennych płyt i już, już miałem wyjść, gdy usłyszałem znajomy, ściszony głos piszczałki. Zamarłem, nadstawiłem uszu, słuchałem. On szukał mnie nadal... Srebrzysta nie pojmowała znaczenia tych dźwięków. Były jej równie obojętne, jak bełkotliwe i syczące głosy spacerujących ludzi, warkot motorów czy szum wiatru. Szybko wybiegła na zewnątrz, w stronę błyszczącego srebrzystego papierka i zaczęła zlizywać resztki słodkiego płynu, przymykając oczy z rozkoszy. Rozejrzałem się z niepokojem. Głos piszczałki dochodził równocześnie z wielu stron, bliższych i dalszych. Pomyślałem z przerażeniem, że raptem pojawiło się wielu Szczurołapów i okrążają nas równocześnie. Czy to możliwe? Dźwięk piszczałki brzmiał jednostajnie, nie zbliżał się i nie oddalał. A więc gra i wypatruje mnie... Echa nakładały się, przenikały, cichnąc w kamiennych i betonowych tunelach. Czyżby Szczurołap nie poruszał się? Nie chodził? Czy mógł przebywać w kilku miejscach równocześnie? 48 Najbliższy dźwięk pochodził z miejsca, gdzie nie wyczuwałem nikogo. Srebrzysta pobiegła w tamtą stronę, a ja, chociaż z lękiem, ruszyłem za nią. Dźwięk stał się wyraźniejszy. Rozchodził się z góry, ze słupa. Nie widziałem Szczurołapa, tylko ciemną skrzynkę, z której wydobywał się głos. Srebrzysta biegła obojętnie, węsząc za słodkimi przysmakami. Dźwięk oddalił się, a gdy podchodziliśmy do następnego słupa, znowu zaczął się zbliżać. Szczurołapa nie widziałem. Słyszałem natomiast głos piszczałki. Chciał mnie zastraszyć? Czy tylko mnie? A może Srebrzystą? A może wszystkie inne szczury, które wybiegają nocą na place i ulice w poszukiwaniu słodyczy porzuconych przez ludzi? Srebrzysta zatrzymała się i zanurzyła zęby w lepkim lizaku. Pachniał jeszcze ustami człowieka