Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Małżeństwo polityka z kobietą z „niższych sfer” byłoby bardzo źle widziane, i to właśnie przez owe „niższe sfery”! Utrzymywano też, zarówno wówczas, jak i potem, że Aspazja, zanim związała się z Peryklesem, była heterą, a więc dziewczyną lekkich obyczajów. W życiu towarzyskim Aten hetery odgrywały wielką rolę. W przeciwieństwie bowiem do mężatek, zawsze zamkniętych w domu, mogły swobodnie bywać wszędzie. Było wśród nich wiele kobiet takich jak Aspazja – inteligentnych i wykształconych. Żenić się z heterą jednak nie wypadało. Aspazja urodziła Peryklesowi syna, któremu dał on swoje imię. Być może dziecko przyszło na świat w tym samym roku, w którym osieroceni synowie Klejniasa znaleźli się w domu opiekuna. Tak więc wychowywało się u Peryklesa pięciu chłopców; dwóch z jego pierwszego małżeństwa, dwóch podopiecznych i jeden nieślubny. Wychowywali się na pewno razem, bo różnica wieku pomiędzy najstarszym a najmłodszym nie mogła wynosić więcej niż pięć lub sześć lat. Kapłanką tego domowego ogniska była kobieta, o której krążyły po Atenach plotki bardzo ucieszne. Kiedy chłopcy podrośli, niechybnie dowiedzieli się o wszystkim. Postarała się o to choćby pierwsza żona Peryklesa i nie bez skutku, bo stosunki pomiędzy Peryklesem a jego pierworodnym synem Ksantyposem układały się jak najgorzej. Wielokrotnie wyszydzano Aspazję publicznie, na scenie teatru. Przypisywano jej zgubny wpływ na Peryklesa, zarzucano nawet mieszanie się do spraw politycznych. Sami chłopcy co dzień mogli oglądać, jak Perykles całuje Aspazję, ilekroć wychodzi z domu lub powraca. Całe miasto mówiło o tym ze zgorszeniem, bo jawne okazywanie czułości kobiecie, nawet ślubnej żonie, było przez Ateńczyków źle widziane. Życie rodzinne w tym domu trudno byłoby więc uznać za budujące czy choćby normalne – oczywiście, patrząc na nie oczyma współczesnych. Sam Perykles był zbyt zajęty sprawami państwa, by osobiście czuwać nad tym, jak zachowują się chłopcy i jak przebiega ich kształcenie. We wszystkich zamożniejszych domach dziećmi opiekowali się niewolnicy – a raczej chyba tylko udawali, że się opiekują. Z reguły bowiem na „pedagogów” wybierano niewolników najstarszych, a więc nie nadających się już do żadnej pracy. W domu Peryklesa funkcję tę sprawował Zopyros, który – jak bardzo wielu niewolników w Atenach – pochodził z Tracji; być może zresztą, że miał powierzonego sobie tylko Alkibiadesa, co chyba sprawiało aż nadto kłopotu. Ze wszystkich spraw domowych naprawdę interesowało Peryklesa tylko jedno: jak najdalej posunięta oszczędność w prowadzeniu gospodarstwa. Podstawę bytu całej rodziny stanowiło to, co zdołano uzyskać ze sprzedaży płodów rolnych. Perykles nie brał udziału w żadnych przedsięwzięciach kupieckich i finansowych, choć to one dawały wówczas największe dochody; przywódca demokratów uważał widocznie, nie bez racji, że to podejrzane, jeśli polityk dochodzi do wielkiego majątku. Baczył więc pilnie, aby dochód z ziemi wystarczył na cały rok, i sam wyznaczał dokładnie, ile można wydać każdego dnia. 47 Perykles na pewno chciał swoim przykładem przyuczyć chłopców do skromnego, oszczędnego trybu życia. Szlachetny zamiar dał, jak to zwykle bywa, skutki wręcz przeciwne. Chłopców bolało, że nie mogą żyć tak wesoło i swobodnie jak wszyscy ich rówieśnicy z zamożnych domów. Ksantypos żył z wydzielanych przez ojca niewielkich pieniędzy nawet wówczas, gdy się ożenił. Doprowadzony do ostateczności dopuścił się oszustwa: pożyczył dość znaczną kwotę, występując w imieniu Peryklesa. * W rozmowie z Protagorasem w domu Kalliasa (do którego, jak pamiętamy, odźwierny nie chciał już wpuszczać sofistów) Sokrates powiedział: – Ja, tak samo zresztą jak inni Hellenowie, twierdzę, że Ateńczycy to mądrzy ludzie. Ale cóż widzę? Oto zbieramy się na zgromadzeniach ludowych. Zdarza się, że trzeba rozważyć sprawy dotyczące jakichś budowli państwowych. Powołujemy wówczas architektów, zęby nam doradzali. Podobnie, kiedy chodzi o budowę okrętów; wzywamy wówczas cieśli okrętowych. I tak się dzieje ze wszystkim, co, jak sądzą Ateńczycy, może być przedmiotem nauczania. A czegóż nie wyrabiają, kiedy próbuje radzić im ktoś, kogo nie uważają za fachowca w danej dziedzinie! Choćby nawet był to człowiek bardzo sympatyczny, bogaty; dobrze urodzony, nie przyjmą od niego żadnej wskazówki. Wyśmieją go i hałasują dotąd, póki albo on sam, zagłuszony, nie przestanie mówić, albo nie ściągnie go z mównicy i nie wyrzuci na rozkaz prytanów służba porządkowa. Tak postępują Ateńczycy w sprawach, które uważają za domenę fachowców. Ale kiedy trzeba radzić o czymś z zakresu ekonomii politycznej, to wtedy wstają i rad udzielają na równi: murarz, kowal, szewc, kupiec, dowódca okrętu, człowiek bogaty i biedny, arystokrata i ktoś z pospólstwa. I nikt im nie ma tego za złe! A przecież nigdzie nie