Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Doceniono go dopiero po śmierci - przez sześć i pół dekady, aż do roku 1989, jego dzieło stanowiło uznane i nie kwestionowane przez historyków wyjaśnienie sposobu, w jaki zginęła carska rodzina, oraz co stało się ze zwłokami. Publikacja i zaakceptowanie przez świat wersji Sokołowa zmusiły radziecki rząd do zmiany historii o losie cesarzowej i jej dzieci. W roku 1926, po ośmiu latach zaprzeczania, jakoby władze były w posiadaniu jakichkolwiek informacji o ich losie, wiarygodność Moskwy w tej kwestii została podważona przez szczegółowy opis wydarzeń i fotografie w książce Sokołowa. Ponadto czasy się zmieniły: Niemcy nie troszczyły się już o byłą niemiecką księżniczkę; Lenin nie żył, a Stalin jeszcze bardziej niż swój poprzednik cenił sobie zastraszanie bezwzględnością. Toteż doszło do napisania radzieckiego odpowiednika książki Sokołowa zatytułowanego Ostatnie dni caratu. Książka Pawła M. Bykowa, nowego przewodniczącego Uralskiej Rady Robotniczej, w znacznej mierze była plagiatem książki Sokołowa; przyznawano w niej, że Aleksandra, jej syn oraz córki zostali zamordowani wraz z Mikołajem. Teraz i czerwoni, i biali zgodni byli co do tego, że życia pozbawiono całą carską rodzinę. Jednak do opisu pozbywania się ciał Bykow dodał kilka zdań, które tylko na pierwszy rzut oka były nieistotną edytorską poprawką: Wiele mówiło się o nieodnalezieniu ciał. Tymczasem. . . szczątki po spaleniu zostały daleko wywiezione i zakopane w bagnistej okolicy, w której nie przeprowadzono ekshumacji. Ciała pozostały tam i z pewnością uległy już rozkładowi. W tych kilku zdaniach Bykow wskazał pięć tropów wiodących ku rozwiązaniu zagadki: istniały szczątki, które pozostały po spaleniu; szczątki te zostały pochowane, "daleko wywiezione", i pochowane "w bagnistej okolicy", "w której nie przeprowadzono ekshumacji". Innymi słowy coś zostało ukryte, ale nie w pobliżu Uroczyska Czterech Braci, gdzie Sokołow prowadził wykopaliska. Władza bolszewików w Rosji okrzepła i nowy porządek wprowadzony przez rewolucję zdawał się mieć trwały charakter. Sławnym miastom zmieniono nazwy: Sankt Petersburg przemianowano na Leningrad, Carycyn na Stalingrad, Jekaterynburg na Swierdłowsk. Ludzie mniej znaczący także zapragnęli, aby uznano ich rewolucyjne bohaterstwo. W 1920roku Jakow Jurowski przekazał radzieckiemu historykowi Michałowi Pokrowskiemu szczegółową relację ze swych dokonań wJekaterynburgu w lipcu 1918roku, "aby przeszły do historii", a w 1927roku swoje dwa rewolwery, colta i mausera, przekazał Muzeum Rewolucji na Placu Czerwonym. Natomiast Piotr Jermakow, uralski komisarz, ktury sobie przypisywał "zaszczytny czyn, jakim było dokonanie egzekucji ostatniego cara", swój rewolwer (także mauser) przekazał Swierdłowskiemu Muzeum Rewolucji. Na początku lat trzydziestych, w okolicach Swierdłowska, Jer'ył często występował przed chłopcami na obozowiskach. Rozbudziwszy swój entuzjazm butelką wódki, opisywał ze szczegółami, jak własnoręcznie zgładził cara. - Miałem wówczas dwanaście czy trzynaście lat - przypomina sobie jeden z jego ówczesnych słuchaczy, uczestnik pionierskiego obozu dla traktorzystów z Czelabińska w 1933roku. Przedstawiono go nam jako bohatera. Dostał kwiaty. Patrzyłem na niego z nieukrywaną zazdrością. Swój wykład zakończył słowami: "osobiście zastrzeliłem cara". Czasami Jermakow nieco zmieniał swoją historię. W 1935roku dziennikarz Richard Halliburton odwiedził Jermakowa w jego swierdłowskim mieszkaniu, rzekomo umierającego na raka gardła: "Na niskim, prostym rosyjskim łożu. . . w purpurowej bawełnianej pościeli. . . olbrzymi. . . otyły, pięćdziesięcioletni mężczyzna niespokojnie poruszał się, próbując złapać oddech. . . . Jego usta były otwarte, w kącikach dostrzegłem krople krwi. . . Spojrzał na mnie przekrwionymi, delirycznymi, czarnymi oczami". Podczas rozmowy trwającej trzy godziny, Jermakow wyznał Halliburtonowi, że to Jurowski zastrzelił Mikołaja. Natomiast jego ofiarą, jak twierdził, była Aleksandra: "Wypaliłem z mojego mausera w kierunku cesarzowej - stała w odległości niecałych dwóch metrów, nie mogłem chybić. Trafiłem ją prosto w usta. W ciągu niespełna dwóch sekund była martwa. Jego opis zniszczenia ciał zdawał się potwierdzać przypuszczenia Sokołowa: "Zbudowaliśmy wielki stos z dwóch warstw bali, tak długich, aby ułożyć na nich ciała; oblaliśmy je benzyną z pięciu cynowych beczek, potem wylaliśmy na nie dwa wiadra kwasu siarkowego i podpaliliśmy. . . Zostałem tam, by upewnić się, że wszystko zostanie spalone. Aby spalić czaszki, musieliśmy długo podtrzymywać ogień". Na koniec Jermakow powiedział: "Na ziemi nie pozostawiliśmy ani odrobiny popiołu. . . Beczki z popiołami kazałem załadować na wóz i zawieźćw stronę drogi. Popioły wyrzucono wysoko w powietrze; wiatr niósł je poprzez pola i las". Po powrocie do Nowego Jorku Halli burton opublikował wywiad zJermakowem jako jego wyznanie na łożu śmierci. Tymczasem w Swierdłowsku Jermakow powstał ze swej purpurowej pościeli i żył jeszcze siedemnaście lat. W 1976 roku, w czterdzieści jeden lat po wydaniu książki Halliburtona, dwóch dziennikarzy telewizji BBC postawiło nowe pytania dotyczące zniknięcia Romanowów. W książce The File on the Tsar Anthony Summers i Tom Manęold podali w wątpliwość konkluzję Sokołowa, iż w ciągu dwóch dni, nawet posiadając znaczną ilość benzyny i kwasu siarkowego, oprawcy byli w stanie zniszczyć ponad pół tony ciała i kości" oraz, jak twierdził Jermakow, "rozsiać popioły w powietrzu". Profesor Francis Camps z brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, specjalista w zakresie patologii o trzydziestoletnim doświadczeniu w sądownictwie, wyjaśnił autorom książki, jak trudno jest spalić ludzkie ciało: - Ogień zwęgla ciała - wyjaśnił - i proces ten nie dopuszcza do całkowitego zniszczenia. Podczas kremacji przeprowadzonej w specjalnych gazowych piecach, w których temperatura sięga dwóch tysięcy stopni, ludzkie ciało istotnie ulega spopieleniu, lecz podobnych pieców w syberyjskim lesie z pewnością nie było. Jeżeli zaś chodzi o kwas siarkowy, to doktor Edward Rich, amerykański ekspert z West Point, wyjaśnił autorom, że "oblanie ciał jedenaściorga dorosłych lub niemal dorosłych ludzi może najwyżej zniekształcić skórę i zeszpecić rysy twarzy, ale poza tym kwas nie dokona większych zniszczeń"