Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

 To dlatego, |e malutki bardzo boi si zarazków, kochanie"  wyja[niBa matka. Teraz sBu|cy niósB zawinitko w kierunku kuchni i Francesca z przera|eniem zakryBa dBoni usta. Czy|by zamierzali wBo|y go do piecyka i ugotowa na kolacj? Po chwili w holu pojawiB si Maitland z ogromnym srebrnym póBmiskiem, przykrytym kopulast pokryw. Strach dodaB skrzydeB dziewczynce. ZbiegBa po pokrytych grubym dywanem schodach, potykajc si o mosi|ny prt. Omal nie uderzyBa noskiem o biaBo-czarn szachownic marmurowej posadzki. Bosymi stopkami przemknBa przez zimn podBog i stanBa w lekko uchylonych drzwiach jadalni. DBugi stóB l[niB w blasku [wiec, srebra i krysztaBów. ZwiatBo zaBamywaBo si w rubinowej czerwieni wina w karafkach, a powietrze przecinaBy bBkitne smugi wonnego dymu z cygar. Ojciec, Harmon Harrison, siedziaB w szczycie stoBu. ByB wysoki, brodaty i pot|nie zbudowany. Z caBej postaci biBy siBa i pewno[ siebie. UtkwiB wzrok w Maitlandzie, nioscym srebrny póBmisek. ZastukaB w kieliszek i dwudziestu trzech zgromadzonych wokóB stoBu m|czyzn posBusznie umilkBo.  Panowie!  zagrzmiaB.  ZaprosiBem was tu dzisiaj nie tylko po to, by cieszy si towarzystwem i wspólnie obmy[li plan nadania naszemu miastu rangi, na jak zasBuguje. Nie, panowie! PodzieliBem si z wami wszystkim, co dom Harrisonów ma do zaoferowania, ale jeszcze chciaBbym wam pokaza co[ speq"alnego. Co[ zupeBnie wyjtkowego.  WstaB i szerokim gestem zdjB srebrn przykryw z póBmiska.  Panowie!  oznajmiB dumnie.  Mam zaszczyt przedstawi wam mojego syna i dziedzica, Harmona Lloyda Harrisona, juniora. Noworodek, okryty tylko baweBnian pieluszk, spaB sBodko na posBaniu z soczystych zielonych paproci, nie sByszc [miechu i gBo[nych powinszowaD. Chwytajc mocniej póBmisek, Harmon Harrison podniósB go do góry.  Panowie, zdrowie mojego syna!  zawoBaB. Toast speBniono najlepszym porto w uroczystej ciszy. Francie staBa nie zauwa|ona w drzwiach, a póBmisek z dziedzicem 34 fortuny Harrisonów kr|yB wokóB stoBu, przechodzc z rk do rk. Dziecko byBo spokojne i ciche jak jej lalka. Nagle dziewczynka z krzykiem podbiegBa do ojca