Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jeżeli w 1939 r Polacy spodziewali się, że dojdzie do zderzenia między Niemcami i wkraczającą Armią Czerwoną, to były to tylko pobożne życzenia. Oba wojska demonstracyjnie okazywały sobie koleżeństwo i zaufanie, "wykute we wspólnym boju", a w Brześciu odbyła się wspólna defilada zwycięstwa. Co więcej, przy okazji tej defilady z bezpośredniego rozkazu Stalina, przekazano w ręce Gestapo niemieckich uciekinierów, członków byłej Partii Komunistycznej Niemiec, która aż do dojścia Hitlera do władzy była wielką, milionową organizacją i której członkowie zaciekle walczyli z hitlerowcami na ulicach niemieckich miast. Stalin już przedtem zlikwidował wielu uciekinierów, a pozostałych, którzy i tak byli skazani, rozkazał przekazać Niemcom, pozostawiając tylko w głębokiej tajemnicy małą ilość z tych, którzy przedtem pełnili rolę donosicieli dla GPU i udowodnili czynnie, że gotowi są wypełnić każde najpodlejsze polecenie, zdradzić towarzyszy. Niewielka grupa takich, co w stadzie owiec woleli być rzeźnikami, została zachowana, gdyż mogli przydać się w przyszłości. W tamtych dniach, zawarto też oficjalne porozumienia w sprawie współpracy GPU i Gestapo w zwalczaniu i prześladowaniu Polaków, wspólne biuro łącznikowe zostało zorganizowane najpierw w Krakowie, a potem dla lepszego zachowania tajemnicy przeniesione w pobliże Zakopanego. Taka sama placówka powstała po stronie rosyjskiej. Tym niemniej ojciec Angusa opowiadał, że żołnierze rosyjscy przekonani byli, że wejście do Polski jest tylko początkiem i że mają przed sobą daleka drogę na zachód. Ojciec opowiadał, jak podobno śpiewali już wtedy: "Germańce, Germańce, job' waszu mat', zawtra w Berlinie budu skuszat'..." Na razie jednak trzymani byli na krótkiej smyczy, a za rozmowy na ten temat groziły kary. W 1939 i 1940 r czas pracował dla Stalina. Po pierwsze odbudował częściowo armię, która podczas kampanii fińskiej przeszła próbę i obnażyła swoje słabości i braki. Ludzi nie brakło, a włożono morderczy wysiłek w produkcję sprzętu, za cenę głodu, niewolniczej pracy do zupełnego wyczerpania i wielu żyć ludzkich. Najgorzej było z kadrą dowódczą, nie dało się szybko zastąpić setek tysięcy wymordowanych oficerów, a tym bardziej wyższych dowódców, ale ci którym udało się przeżyć w obozach, "mniej winni", byli teraz stopniowo zwalniani i po leczeniu i krótkim odpoczynku w kurortach Krymu wracali do służby. W 1940 r wyznaczone zadania zostały na papierze wykonane i od początku 1941 r Armia Czerwona zaczęła zajmować pozycje wyjściowe, czemu towarzyszyły kilkakrotnie ukazywały się komunikaty, powtarzane także w niemieckich gazetach, że nie ma żadnych ruchów wojsk po stronie rosyjskich, odbywa się tylko normalna rotacyjna wymiana oddziałów. Zasadnicza różnica między Niemcami i ZSRR polegała na tym, że Niemcy dysponowały gęstą siecią dobrych dróg, nie wspominając już o autostradach i także gęstej sieci kolejowej, natomiast ZSRR miał kiepską infrastrukturę terenową, daleki transport spoczywał praktycznie całkowicie na kolejach, których sieć też była stosunkowo rzadka, resztę nadrabiać musiały nogi piechura. Dlatego Niemcy mogły przerzucić wojska w ciągu kilku dni, najwyżej tygodni, podczas gdy ZSRR potrzebował na to miesięcy. Zdecydowawszy się na wojnę gdy wyczerpały się możliwości posuwania dzięki samym tylko prezentom Hitlera, Stalin potrzebował więcej czasu na przygotowania i starał się za wszelką cenę kupić ten czas. Dlatego wojskom pierwszego rzutu, kategorycznie zabroniono strzelać i nawet odpowiadać na ogień niemiecki, unikać za wszelką cenę jakichkolwiek konfliktowych sytuacji i w żadnym wypadku nie dać się sprowokować. Trudno powiedzieć, czy na bezpośredni rozkaz Stalina, czy z inicjatywy lokalnych generałów, panicznie obawiających się najmniejszego posądzenia, że mogli popełnić jakiekolwiek zaniedbania lub niedostatecznie gorliwie wykonać rozkaz Stalina, oddziałom zajmującym pozycje w pobliżu granicy, nie wydano przeważnie nawet ostrej amunicji. Obowiązywał też bezwzględny zakaz strzelania do niemieckich samolotów wywiadowczych, które w ostatnich tygodniach całkiem jawnie i masowo prowadziły rozpoznanie lotnicze. Wreszcie dosłownie do ostatniej godziny, może nawet minuty, granicę przejeżdżały pociągi z zaopatrzeniem dla Niemiec. Rozpoczęto intensywne prace, przy likwidacji potężnej linii fortyfikacji, zwanych Linią Stalina. Ten gigantyczny pas umocnień, głęboki na kilkadziesiąt kilometrów i nie do sforsowania przez nowoczesną armię zmotoryzowaną, stanowił poważną przeszkodę komunikacyjną i dlatego otwierano w nim szerokie przejścia, dla nadciągających mas Armii Czerwonej i transportu zaopatrzenia. Nie ma sensu zgadywać, kiedy Armia Czerwona miała rozpocząć uderzenie, zwłaszcza że i tak ostatecznie zależało to od rozkazu Stalina, który często zmieniał decyzje, nawet cofał się jeżeli nabrał najmniejszych podejrzeń, że istnieje jakieś ryzyko i zapewne do ostatniej chwili kazałby się przekonywać zaufanym współpracownikom, że wszystko jest gotowe i zapięte na ostatni guzik. W dniu 22 czerwca, większość oddziałów armii była już w wyznaczonych rejonach i zakończenie koncentracji zajęłoby jeszcze parę tygodni. Ale wydaje się, że w ocenie sytuacji po stronie rosyjskiej, trzeba uwzględnić jeszcze inny czynnik. W obozach koncentracyjnych ZSRR, na dalekiej północy, znajdowało się wiele milionów więźniów, którzy w czasie czystek w armii i w ogóle w latach terroru, nie dostali tzw., "czapy" to jest natychmiastowej kary śmierci. Normalnej egzekucji w ważniejszych i można powiedzieć reprezentatywnych wypadkach, albo, przeważnie, kuli w tył głowy w piwnicy i bez niepotrzebnych ceremonii. W skrajnie trudnych warunkach obozów odbyła się już naturalna selekcja, przeżyli tylko najsilniejsi, w tym wielu dawnych wojskowych. Obecnie ci "mniej winni" otrzymali możliwość "odkupienia dawnych przewinień" swą krwią. Opróżniono obozy, dawni więźniowie zostali żołnierzami. Chociaż na razie bez broni i często nawet bez mundurów, popędzono ich najpierw pieszo i po dotarciu do linii kolejowych, pociągami na zachód. Ta ostatnia fala była dopiero w drodze. Jeżeli miała ona stanowić rezerwę, to w takim razie stan gotowości był sprawą paru tygodni. Ale jeżeli ci byli więźniowie mieli stanowić pierwsze oddziały szturmowe, które miały torować drogę zmobilizowanej regularnej armii, położyć pierwsze szeregi trupów, rozpoznając i przełamując obronę niemiecką, to znaczyło by, że Stalin planował początek wojny później. Niemcy napotkali dywizje byłych więźniów dopiero we wrześniu, kiedy znaczna część armii z poboru już nie istniała. Ponieważ autor osobiście uważa, że miały one właśnie znajdować się na pierwszej linii, przypuszcza, że Armia Czerwona miała ruszyć dopiero jesienią, albo na początku zimy, ale jak zaznaczył, nie ma na to żadnych dowodów