Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. żadna z nich nie pamiętała teraz o Bo. Rikki była o kilka centymetrów wyższa, bardziej umięśniona i wygimnastykowana, lecz siła Sally Jane była siłą szaleńca. Bo podbiegł do balkonu, krzycząc na Sally Jane, lecz narastający w oddali dźwięk syren zagłuszył jego głos. Zatrzymał się więc i uniósł rewolwer, modląc się o czysty strzał, który mógłby dosięgnąć Sally Jane, nie raniąc przy tym Rikki. Rikki tymczasem udało się chwycić dłoń Sally Jane i odsunąć nóż nieco od swojej szyi. Gdy groźba poderżnięcia gardła została czasowo zażegnana, uderzyła Sally mocno w żebra, a potem z całej siły stanęła jej na nodze. Sally Jane rozluźniła uścisk i Rikki wyswobodziła się. Dźwięk, który wydobył się z gardła Sally Jane, w niczym nie przypominał ludzkiego głosu, brzmiał raczej jak ryk rozwścieczonego zwierzęcia. Bo nacisnął spust, gdy tylko Rikki odsunęła się z linii strzału, a Sally Jane uniosła nóż, celując w plecy swej niedoszłej ofiary. Nie rozległ się żaden krzyk, gdy siła uderzenia przerzuciła Sally Jane przez balustradę. Usłyszeli tylko głuchy łoskot, kiedy jej ciało uderzyło o brukowaną podłogę patio poniżej. 345 - Już po wszystkim, Blue - powiedział Bo, biorąc ją w ramiona. Nie spojrzała na niego. Przycisnęła tylko twarz do jego koszuli, pozwalając mu tulić się, kiedy płakała. W tej chwili do pokoju wpadł Scooter Witcomb, a tuż za nim dwaj jego zastępcy. - Bo? Rikki? Z wami wszystko w porządku? - Może niezupełnie w porządku, szeryfie, lecz w każdym razie żyjemy. Rikki została ugodzona nożem, ale to chyba nic poważnego. - Dobrze się czujesz, panienko? Rikki uśmiechnęła się z trudem. - Chyba tak, Scooter. - To wspaniale, panienko. To naprawdę wspaniale. Po klepał ją po ramieniu, a potem zwrócił się do Bo. - Co tu się, u diabła, wydarzyło? - Sally Jane próbowała zabić Rikki. Zastrzeliłem ją. Jest tam, na dole - wyjaśnił Bo, wskazując głową taras. - Do diaska, chłopcze, tyle to i ja wiem. Ale dlaczego? - Myślę, że jak na razie taka odpowiedź wystarczy - powiedział Bo, wskazując równy rządek butów nie od pary, ustawiony starannie na podłodze obok łóżka. - Jeśli będzie pan miał jeszcze jakieś pytania, odpowiemy na nie jutro. Szeryf zdjął stetsona i przesunął dłonią po swojej kudłatej głowie. - Tak, no cóż, to chyba wszystko wyjaśnia, nie? Rozdział 22 Rikki nie chciała wracać do szpitala. Lecz Bo nalegał, a szeryf także go poparł. Kiedy doktor Pond odmówił wypuszczenia Rikki po zbadaniu jej, nalegając, żeby została na noc w szpitalu, popatrzyła na Bo, który tylko wzruszył ramionami. Zwróciła się więc znów do doktora: - Ale przecież powiedział pan, że obrażenia są powie rzchowne. - Bo są - odparł doktor Pond, ściskając ją pocieszająco za ramię. - Ale przeżyła pani dwa okropne ataki w ciągu niespełna sześciu godzin, z których każdy mógł spowodować szok. To zbyt wiele jak dla jednej osoby. Nie sądzę co prawda, żeby skończyło się to jakimiś poważniejszymi konsekwen cjami, lecz lepiej mieć na panią oko dziś w nocy. Rikki poddała się bez dalszych kłótni. Była zbyt zmęczona, żeby się sprzeczać. Uśmiechnęła się słabo do Bo. - No cóż, skoro tak, równie dobrze możesz już iść do domu. - Nie ma mowy. Zostaję z tobą. Doktor Pond podniósł się ze stołka, na którym siedział. - W porządku, zatem proszę się położyć i odpoczywać. Zaraz zjawi się tu asystentka i zabierze panią do jej pokoju. Przy drzwiach zatrzymał się. - A tak, przy okazji, panno Blue, bardzo się cieszę, że zamieszkała pani w naszym pięknym 347 miasteczku. Pani sama dostarcza mi więcej pracy, niż miałem przez całe trzy lata, odkąd tu przyjechałem. - Ha, ha, ha - wynagrodziła go Rikki. Bo nie słuchał już dalszej wymiany zdań. Myślał o tym, co powiedział lekarz, o tym, że Rikki zamieszkała w St. Joan. Czy naprawdę? A może teraz, gdy osiągnęła to, po co przyjechała, po prostu zamknie sklepik i wróci z powrotem do Bostonu? Zadawał sobie to pytanie przez całą noc, którą spędził przy jej łóżku, a także rano, kiedy odwoził ją do domu. Postanowił, że porozmawia z nią, gdy tylko zostaną sami. - Jesteś jakiś milczący - stwierdziła Rikki, gdy wyjeżdżali ze szpitalnego parkingu. - To tylko zmęczenie - mruknął. Wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. - Powinieneś był pojechać do domu wczoraj wieczorem, zamiast siedzieć przy moim łóżku. Odpowiedział uśmiechem, który zawsze powodował, że serce zaczynało jej szybciej bić w piersi. - Nie mogłem postąpić inaczej. Westchnęła przeciągle, z satysfakcją. Wszystko skończone. Teraz będzie mogła pomyśleć o życiu z mężczyzną, którego kochała od ponad dziesięciu lat. Zaczęła o tym mówić, ale zmieniła zdanie. Jeszcze nie teraz. Poczeka, aż dojadą do domu. Chciała, by ją przytulał, chciała czuć jego ramiona wokół siebie, gdy powie mu o swoich uczuciach. Bo włączył radio. „A teraz wiadomości lokalne. Rikki Blue, sławna prezenter-ka radiowa, która ostatnio powróciła do St. Joan, ledwo uniknęła wczoraj śmierci, i to nie raz, ale dwa razy. Jednakże dwie inne mieszkanki St. Joan nie miały tyle szczęścia. Sędzia Lilah Montana zginęła, gdy przypuszczalnie próbowała zepchnąć pannę Blue z autostrady Butter Forest wczoraj po południu. Następną ofiarą była Sally Jane Matthers, która 348 zgodnie z tym, co twierdzi szeryf Witcomb, została zastrzelona w swoim domu podczas próby zamordowania panny Blue. Nie znamy jeszcze wszystkich faktów, lecz nasz reporter dowiedział się, że panna Matthers i sędzia Montana były partnerkami w firmie, podejrzanej o oszustwwa na rynku nieruchomości. Cała ta sprawa została wykryta przez prokuratora, Keena Bohannona. Będziemy..." - Wyłącz to, Bo - powiedziała Rikki słabo, a kiedy radio umilkło, zwróciła głowę w jego stronę. - Czy już podzięko wałam ci za uratowanie mi życia wczoraj wieczorem? - Nie w tak wielu słowach. Uśmiechnęła się