Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Być może przez chwilę nachodzi go podejrzenie, że Lapecorę zabiła Karima. Nie wiem, czy pan to wie, ale Karima, z rozkazu Fahrida, zmusiła staruszka, by ją ukrył w domu. Fahrid nie chciał, żeby w tych decydujących godzinach dziadkowi strzeliło coś do głowy. Nie wiedział jednak, że Karima, wypełniwszy swoją misję, już wróciła do domu. W każdym razie feralnego poranka Fahrid spotkał się z Karimą i musiało między nimi dojść do gwałtownej kłótni, w trakcie której mężczyzna poinformował ją o śmierci brata. Karima próbowała uciec. Ale nie udało się jej i została zamordowana. - Jak rozumiem - powiedział Lohengrin Grucha - wie pan już wszystko. Teraz proszę się zastanowić: pan, podobnie jak ja, wiernie i z oddaniem służy naszemu państwu. A zatem... - Niech pan je sobie wsadzi w dupę - mruknął cicho Montalbano. - Nie rozumiem. - Powtarzam: niech pan wsadzi sobie w dupę nasze wspólne państwo. Ja i pan mamy zupełnie odmienne koncepcje służenia państwu, praktycznie służymy dwóm różnym państwom. A więc proszę, by nie porównywał pan swojej pracy z moją. - Montalbano, teraz udaje pan Don Kichota? Każda społeczność potrzebuje kogoś, kto umyje kibel. Ale to nie oznacza, że ten, kto myje kibel, nie należy do społeczności. Montalbano czuł, jak narasta w nim złość. Każde kolejne słowo byłoby z pewnością chybione. Przysunął do siebie talerz z lodami i zaczął jeść. Lohengrin Grucha zdążył się już do tego przyzwyczaić i kiedy Montalbano jadł lody przez cały czas milczał. - Czy może pan potwierdzić, że Karima została zamordowana? - spytał Montalbano po którejś tam łyżce lodów z rzędu. - Niestety, tak, Fahrid bał się, że... - Nie interesują mnie motywy. Interesuje mnie tylko to, że została zamordowana za pełnomocnictwem wiernego sługi państwa. Jak pan nazywa ten konkretny przypadek, neutralizacją czy morderstwem? - Montalbano, nie można przykładać miary powszedniej moralności... - Pułkowniku, już pana uprzedzałem: niech pan nie używa w mojej obecności słowa “moralność”. - Chciałem powiedzieć, że czasami racja stanu... - Wystarczy - przerwał mu Montalbano, który pochłonął już resztę lodów czterema wściekłymi łyżeczkami. Potem, nagle, trzasnął się ręką w czoło. - Która to godzina? Pułkownik spojrzał na swój drogi zegarek, mały jak dziecięca zabawka. - Jest już druga. - Dlaczego Fazio jeszcze nie przyjechał? - spytał samego siebie Montalbano, udając zatroskanie. I dodał: - Muszę zadzwonić. Wstał, podszedł do aparatu, który stał na biurku, dwa metry dalej. Mówił głośno, żeby Lohengrin Grucha wszystko usłyszał. - Halo? Fazio? Tu Montalbano. Fazio ledwo mówił, zamroczony snem. - Komisarzu, co pan? - Jak to, zapomniałeś o tym aresztowaniu? - O jakim aresztowaniu? - spytał Fazio, całkiem zbity z tropu. - O aresztowaniu Simone Fileccii. Simone Fileccia został zatrzymany poprzedniego dnia właśnie przez Fazia. I Fazio natychmiast zrozumiał: - Co mam robić? - Przyjeżdżaj do mnie, pojedziemy razem go aresztować. - Moim prywatnym samochodem? - Nie, lepiej służbowym. - Już jadę. - Czekaj. Komisarz nakrył dłonią słuchawkę i zwrócił się do pułkownika. - Jak długo jeszcze będziemy rozmawiać? - Zależy od pana - odparł Lohengrin Grucha. - Umówmy się, że przyjedziesz za jakieś dwadzieścia minut - powiedział komisarz do Fazia - nie wcześniej. Muszę przedtem skończyć rozmowę z przyjacielem. Odłożył słuchawkę, usiadł. Pułkownik się uśmiechnął. - Jeżeli mamy tak mało czasu, to proszę od razu powiedzieć, jaka jest pańska cena. I proszę się nie obrażać za to wyrażenie. - Kosztuję mało, maleńko - powiedział Montalbano. - Słucham. - Tylko dwie rzeczy. Chcę, żeby w ciągu tygodnia zostało odnalezione ciało Karimy i żeby nadawało się do niepodważalnej identyfikacji. Lohengrin Grucha wolałby chyba dostać cios w głowę. Otworzył i zamknął maleńkie usta, chwycił łapkami za krawędzie stołu, jak gdyby się bal, że spadnie z krzesła. - Dlaczego? - zdołał wymamrotać głosem jedwabnika. - Chuj ci do tego - zabrzmiała soczysta i lapidarna odpowiedź. Pułkownik potrząsał główką z lewej do prawej i z powrotem; wyglądał jak pajacyk na sprężynach. - To niemożliwe. - Dlaczego? - Nie wiemy, gdzie została... pochowana. - A kto wie? - Fahrid. - A Fahrid został zneutralizowany? Wie pan, nawet spodobało mi się to słowo. - Nie, ale wrócił do Tunezji. - Więc nie ma problemu. Proszę się skontaktować ze swoimi kumplami z Tunisu. - Nie - powiedział twardo karzeł. - Teraz gra już jest skończona. Nie możemy jej wznawiać dla poszukiwania jakichś zwłok. Nie, to nie wchodzi w rachubę. Niech pan żąda, czego pan chce, ale tego nie możemy panu obiecać. Chyba że się dowiem, jakie ma pan powody. - Szkoda - powiedział Montalbano, wstając. Automatycznie Lohengrin Grucha również wstał. Nie był typem, który łatwo rezygnuje