Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Prócz tego czołówka cesai skiej generalicji i polscy hetmani. Dwa plany były brane pod ro; wagę: oswobadzać Wiedeń od południa czy poprowadzić nata: cię ze wzgórz Lasu Wiedeńskiego. Inne projekty, jak szczególn broniony wcześniej przez austriackich generałów plan napaści i tureckie tyły pod Preszburgiem, były już teraz nie do zrealiz 14 - Jan Sobieski 210 Rozdział 10 wania, gdyż sprzymierzone armie stały w Niecce Tullneńskiej, a krytyczna sytuacja Wiednia nie pozwalała na długotrwałe ma- newry oskrzydlające. Z tego powodu zrezygnowano również z nę- cącego pomysłu odrzucenia nieprzyjaciela w kierunku północnym na Dunaj i przez to wystawienia go na całkowitą zagładę. Zanim bowiem zakończono by trudny marsz w półkolu, stolicę zajęliby osmańscy żołnierze. Sobieski, jak sobie przypominamy, już wcześniej uzgodnił z Lotaryńczykiem plan działań wojennych. Po spotkaniu w Ober- hollabrunn książę Karol pozyskał również Waldecka, a ten do- prowadził przewodniczącego cesarskiej rady wojennej do tego, by się nie sprzeciwiał marszowi przez góry i atakowi z północy, zre- zygnował zaś z własnego planu ze względu na zbyt czasochłonną drogę okrężną aż do pogranicza z Węgrami. Zebrani w Stettel- dorfie książęta i generałowie rozeszli się w najlepszej zgodzie, ,,quos omnes Rex admiratione sua implevit ipsoque Regio vultu et alacritate ad ulteriores labores accendit".1 Następnego dnia zamknął się Sobieski wraz ze swoimi najbliższymi współpracowni- kami, aby podyktować dyspozycje do bitwy. Nic nie jest bar- dziej błędne niż twierdzenie, że władca traktował swoje zadanie tylko reprezentacyjnie. Monarcha siedział cały dzień nad mapami, rozważał swoje rozporządzenia, rozmawiał też swobodnie i niewy- muszenie z innymi wodzami, przede wszystkim z Lotaryńczy- kiem, z którym się doskonale rozumiał. Tak, zdaje się, że Sobie- ski solidnie się przepracował, bowiem zawładnęła nim jego czę- sta dolegliwość, uporczywa migrena, i tylko z wielkim samozapar- ciem ukończył plan bitwy, mistrzowskie dzieło twórczej fantazji wodza. < Tymczasem jednak ponownie ożywające uszczypliwości dwor- skich pochlebców i biurokratów o mało nie wyprowadziłyby z- równowagi tego subtelnie unerwionego artysty, który tylko wów- czas był zdolny do najwyższych dokonań, kiedy nic nie zakłóca- ło jego nastroju. Marco d'Aviano, po przybyciu do Sobieskiego, nie miał nic pilniejszego do roboty, niż natychmiast błagalnie ostrzec Leopolda I przed dalszą podróżą, albowiem inaczej król by się rozgniewał. Ta prośba z 5 września nie powstrzymała bi- skupa Sinellegd i najwyższego ochmistrza dworu, księcia Dietrich- steina, od nalegań na okazującego na to mało chęci cesarza, aby 1 których król napełnił podziwem dla siebie swym królewskim wyglądem ;i wzniecił zapał do największych trudów 'Wyprawa pod Wżedelt pojechał do kwatery głównej. Hrabia Sohaffgotsch, komisarz au- striacki przy królu polskim, otrzymał 7 września polecenie, żeb^ przekazać Sobieskiemu radosną wiadomość, iż Leopold chce przy- być następnego dnia do armii i należy mieć nadzieję, iż Janowi II: będzie to odpowiadać. Efekt był, jak oczekiwano, druzgocący Schaffgotsch wysłał natychmiast posłańca z radą, by cesarz ra' czej się nie śpieszył, gdyż mogłoby to przeszkodzić operacjorr wojskowym. Leopold, który ósmego wyruszył z Linzu, już v Durnstein tego żałował. Informacja od Schaffgotscha zmusiła g> do natychmiastowego zatrzymania się. Pozostał tam u stóp zamku w którym niegdyś Ryszard Lwie Serce marniał w więzieniu, czekał cierpliwie, czy go też jakiś poseł nie wybawi z tego mimo wolnego aresztu na ,,dożywotnim okręcie". Dworacy nie bardz' mogli zrozumieć; co ich władcę ukąsiło. Ten dobry książę pragną przecież tylko, jak sam pisał do Marka d'Aviano, żeby odsiec Wiednia przez przybycie Najjaśniejszej Osoby nie doznała szko dy: ,,Voglio e desidero che neppure un memento si perda pe: questo rispetto in dare ii soccorso a Vienna,"1 Dzięki nieobecności Leopolda na placu boju, podczas dni te rozstrzygającej o losie chrześcijaństwa walki panowało bezchmur ne niebo zgody. Tak więc nie mamy nic do opowiedzenia o intry gach czy politycznych finezjach, przynajmniej aż do czasu zwy cięstwa; teraz oręż miał głos. W czasie od 4 do 6 września wojsk dokonało przeprawy przez świeżo sporządzony most na Dunaj pod Tulln. Turcy, co wydaje się dziwne, nie uczynili żadnej prc by, by przeszkodzić przeciwnikowi w przejściu na drugi brze; Wieczorem, 7 września, wojska cesarskie, Rzeszy i Polacy byli gc towi do marszu na Wiedeń. Następny poranek ujrzał podniósł scenę, której miejsce umieszcza się błędnie na Kahienbergu: o ciec Marco odprawiał mszę, przy której ministrantem był Sobif ski. Król i katoliccy książęta przyjęli komunię z rąk kapucyn Ów rozpalił modlących kazaniem trafiającym do każdego serc "Prawdziwie to jest człowiek złączony z Panem Bogiem, nie pn stak i nie żaden bigot." Tymi słowy określił Jan III wrażeni które ów legat w mnisim habicie wywarł na książętach. 9 września wojsko dotarło do wzgórz Lasu Wiedeńskiego: pr, we skrzydło - Polacy - pod Kónigstetten; środek - wojsi Rzeszy - pod St. Andra; i lewe skrzydło - cesarscy, pośrc 1 Chcę i życzę sobie, aby z tego powodu nie stracono ani chwili w ni sieniu pomocy Wiedniowi. 212 Rozdział 20 których znajdował się korpus Hieronima Lubomirskiego - pod Greifenstein. Tego dnia zebrano się na ostatnią naradę wojenną w Tulln. Między Sobieskim i Lotaryńczykiem panowało jak zwy- kle najgłębsze porozumienie. "II en use fort bien avec moi, c'est un honnete homme et ii entend le metier de la guerre plus que les autres"1 - chwali król cesarskiego generała-lejtnanta. Zno- wu dzień męczącego marszu po drogach jak na złamanie karku. Następnie armia obsadza linię Kirchbach-Kierling-Klosterneuburg. Generał Heissier stoi na Kahienbergu, jeden z oddziałów wspina się na Leopoidsberg. Sobieski nocuje pod dębem