Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zdusił niedopałek w popielniczce i poprawiwszy sobie na nosie przekrzywione okularki, rzucił się w wir pracy. Treść teczki Vara Borji pokrywała się z hasłem w Encyklopedii drukarzy oraz książek rzadkich i osobliwych Crozeta: TORCHIA, Aristide. Drukarz, rytownik i introligator wenecki (1620-1667), Znak drukarski: wąż i drzewo rozszczepione przez piorun. Terminował w Lejdzie (Holandia), w warsztacie Elzevierów. Po powrocie do Wenecji sporządził cykl dzieł filozoficznych i hermetycznych, niewielkiego formatu (12°, 16°), bardzo wysoko ocenionych. Szczególnie cenne były Sekrety Wiedzy Nicolasa Tamissa (3 t., 12°, Wenecja 1650) i osobliwy Klucz do myśli zniewolonych (i t, 132 x 75 mm, Wenecja 1650), Troje Ksiąg Sztuki Paola d’Este (6 t., 8°, Wenecja 1659), Objaśnienie tajników i figur hieroglificznych, Wenecja 1659), przedruk Słowa utraconego Bernarda Treuisana (11, 8°, Wenecja 1661) i Dziewięcioro Wrót do Królestwa Cieni (i t, m folio, Wenecja 1666). Wydanie tego ostatniego dzieła ściągnęło nań Inkwizycję. Jego warsztat zniszczono wraz z całym nakładem już wydrukowanym i przygotowanym jeszcze do druku. Torchię spotkał ten sam los co jego dzieło. Oskarżony o magię i czarno-księstwo, spłonął na stosie 17 lutego 1667 roku. Odsunął się od komputera i jął badać pierwszą stronę dzieła, które kosztowało Wenecjanina życie. DE UMBRARUM REGNI NOVEM PORTIS - brzmiał tytuł. Poniżej widniał znak typograficzny: podpis drukarza. Czasem jest to zwykły monogram, czasem zaś zawiła ilustracja. W przypadku Aristidego Torchii, zgodnie z tym, co pisał Crozet, znak składał się z rysunku drzewa, którego gałąź odpadła na skutek uderzenia gromu. Wokół pnia owinięty był wąż pożerający własny ogon. Rycinie towarzyszyła dewiza: Sic luceat Lux. Oby rozbłysła Światłość. Na samym dole umieszczono miejsce, nazwisko i datę: Venetiae, apud Aristidem Torchiam. Drukowano w Wenecji, w domu Aristidego Torchii. Jeszcze niżej, pod małym ornamentem: M.DC.LX.VI. Cum superiorum privilegio veniaque. Za specjalnym przyzwoleniem zwierzchników. Corso znów zasiadł do klawiatury: Egzemplarz bez ekslibrisu i ręcznych dopisków. Według katalogu aukcyjnego kolekcji Terral-Coy - kompletny. Błąd u Mateu (8 zamiast 9 rycin w nin. egzemplarzu). In folio, 299 x 215 mm. 2 zewnętrzne kartki czyste, 160 stron i 9 ksylografii poza tekstem, oznaczonych numerami od I do VIIII. Strona i tytułowa ze znakiem drukarskim, 157 stron tekstu. Ostatnia czysta, bez kolofonu. Ryciny pionowe, zajmujące całą stronicę. Verso czyste. ##OBRAZKI 01-09.png Przyjrzał się po kolei wszystkim ilustracjom. Varo Borja twierdził, że oryginały przypisywano ręce samego Lucyfera. Każdej ksylografii towarzyszyła cyfra rzymska, jej ekwiwalent hebrajski i grecki i zdanie łacińskie zaszyfrowane za pomocą abrewiatury. Pisał dalej: I. NEM. PERV.T QUI N.N LEG. CERT.RIT Rycerz jedzie konno ku ufortyfikowanemu miastu. Palec na jego ustach doradza ostrożność lub milczenie. II. CLAUS. PAT. T: Pustelnik przed zamkniętymi drzwiami. Latarnia na ziemi, dwa klucze w dłoni. Towarzyszy mu pies. Obok znak podobny do litery hebrajskiej tet. III. VERB. D.SUM C.S.T ARCAN.: Włóczęga, a może pielgrzym, zmierza w kierunku mostu na rzece. Na każdym krańcu mostu warowna wieża z zamkniętym przejściem. Łucznik na chmurze wypuszcza strzałę w stronę drogi wiodącej ku mostowi. IIII. (Liczebnik rzymski zapisany w ten sposób, a nie, jak zwykle, IV) FOR. N.N OMN. A.QUE: Błazen przed kamiennym labiryntem. Drzwi wejściowe też są zamknięte. Trzy kości do gry, rozrzucone na ziemi; widoczne są trzy boki każdej z nich, odpowiadające numerom 1, 2 i 3. V. FR.ST.A.: Skąpiec czy tez kupiec przelicza złoto, które ma w worku. Za jego plecami stoi śmierć trzymająca w jednej ręce klepsydrę piaskową, w drugiej wiejskie widły. VI. DIT.SCO M.R.: Wisielec, taki jak w Tarocie, powieszony za jedną stopę, ręce ma związane na plecach. Zwisa z blanku zamkowego obok zamkniętej furty. Przez otwór strzelniczy wysuwa się ręka w rycerskiej rękawicy, ściskająca płonący miecz. VII. DIS.S P.TI.R M.: Król i żebrak grają w szachy na planszy z samymi białymi polami. Przez okno widać Księżyc. Pod oknem, obok zamkniętych drzwi, walczą ze sobą dwa psy. VIII. VIC. I.T VIR.: Pod murami miasta klęcząca kobieta pochyla odsłoniętą szyję przed katem. W głębi widać koło Fortuny z trzema postaciami ludzkimi: jedna stoi na szczycie, druga zmierza w górę, trzecia w dół. VIIII. (Też w ten sposób, zamiast przyjętego IX). N.NC S.C.O TEN.BR. LUX: Siedmiogłowy smok, którego dosiada naga kobieta. Trzyma ona w ręku otwartą księgę, a półksiężyc zasłania jej przyrodzenie. W głębi na wzgórzu płonący zamek, do którego brama jest zamknięta jak i na pozostałych ośmiu rycinach. Odsunął się od klawiatury, pomasował zdrętwiałe mięśnie i ziewnął. Pokój, oświetlony tylko biurkową lampą i odblaskiem monitora, tonął w półmroku. Przez szyby sączyła się wątła poświata ulicznych latarni. Podszedł do okna i wyjrzał, nie bardzo wiedząc, co właściwie spodziewa się zobaczyć. Może samochód zaparkowany na chodniku, ze światłami wygaszonymi i ciemną sylwetką wewnątrz. Jednak nic jakoś nie zwróciło jego uwagi. Tylko w pewnej chwili pomiędzy ciemnymi bryłami domów zawyła syrena oddalającej się karetki. Zerknął ku zegarowi na wieży pobliskiego kościoła. Było pięć minut po północy. Zasiadłszy ponownie przy komputerze, otworzył książkę na stronie tytułowej. Przyjrzał się znakowi drukarskiemu z wężem-ouroborosem, którym Aristide Torchia posługiwał się w sygnowanych przez siebie wydawnictwach. Sic Luceat Lux. Węże i diabły. Zaklęcia i ukryte znaczenia. Ujął w dłoń szklankę i wzniósł sarkastyczny toast za pamięć drukarza - to musiał być ktoś bardzo odważny albo bardzo głupi. Za takie numery drogo się płaciło w siedemnastowiecznych Włoszech, choćbyś nawet drukował cum superiorum privilegio veniaque. I właśnie w tym momencie Corso zamarł i zaczął głośno przeklinać własną głupotę, wodząc oczami po mrocznych kątach pokoju. Że też wcześniej na to nie wpadł... „Za specjalnym przyzwoleniem zwierzchników”. To było niemożliwe. Nie odrywając wzroku od książki, odchylił się do tyłu na krześle i zapalił pogniecionego papierosa. Unoszące się spirale dymu utworzyły w świetle lampy przezroczystą, szarą zasłonę, przez którą przebijały niewyraźne linie rysunku. Cum superiorum privilegio veniaque brzmiało jak absurd. Albo jak niebywały niuans. W przypadku owego imprimatur zwykła władza nie wchodziła w grę. Kościół katolicki żadną miarą nie mógł zatwierdzić tej książki w 1666 roku, skoro jej poprzedniczka - Delomelanikon - już od pięćdziesięciu pięciu lat figurowała w indeksie ksiąg zakazanych. Zatem Aristide Torchia nie powoływał się na zgodę cenzorów kościelnych