Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
To tylko pomaga³o jej zapamiêtaæ, jak siê teraz nazywa. - Nie. Nie. To Imperium jest okrutne, Lelilo. W swoim dzia³aniu kieruje siê okrucieñstwem. Wzbudza strach, grabi aby ros³a jego w³adza... - Imperium nie istnieje - przerwa³a mu Leia. - Skoñczy³o siê. Upad³o. Jesteœ wolny i ty, i twoi ludzie. Poniewa¿ oczekiwa³a podziêkowañ, a przynajmniej radoœci, by³a rozczarowana jego reakcj¹. - Upad³o! - uderzy³ piêœci¹ w stó³. - Powiedzia³aœ, ¿e mo¿esz mi daæ wolnoœæ! Ale ona nigdy nie by³a twoja, Lelilo, wiêc jak mo¿esz mi j¹ daæ! - Powiedzia³am, ¿e jesteœ wolny - poprawi³a go Leia. - To wszystko. Gdyby przyzna³a siê do tego, kim jest, mog³aby roœciæ sobie prawo do jego wolnoœci. Zamiast tego pozosta³a Lelil¹. Z jego gard³a wydoby³ siê niski pomruk. Chewbacca tak¿e warkn¹³. Ale Leia zachowa³a spokój. Uœmiechnê³a siê do bezimiennego. - Nikt mnie nie prosi³ o wyjaœnienie czegokolwiek. Zapyta³eœ jedynie o swoj¹ wolnoœæ. Prychn¹³ rozgoryczony, ale jego pogarda zmala³a, a w jej miejsce pojawi³ siê szacunek. Firrerreañczyk wsta³ i uk³oni³ siê. A potem skierowa³ do wyjœcia. - Dok¹d idziesz, bezimienny? - zapyta³a Leia. Nie odpowiedzia³. Jak mog³abym oczekiwaæ od niego jakiejkolwiek odpowiedzi? - pomyœla³a Leia. Opuœci³ kuchniê „Alderaana". Posz³a za nim. Dogoni³a go. By³ od niej o g³owê wy¿szy i mimo wycieñczenia, prawdopodobnie silny. Szed³ w kierunku w³azu, nie zauwa¿aj¹c jej obecnoœci. - Czy idziesz obudziæ swoich ludzi, bezimienny? Zrobiwszy kilka kolejnych kroków, zapyta³: - Tutaj, Lelilo? Niby w jakim celu? - Aby mogli odzyskaæ si³y... - Statek wspomaga ich si³y ¿yciowe podczas snu. - ...i aby mogli zdecydowaæ, co chc¹ zrobiæ teraz, kiedy s¹ wolni! - Czy powinniœmy powróciæ do naszych domów, Lelilo? - spyta³ opryskliwie. Wie - pomyœla³a Leia. Zastanawia³a siê, czy oddzia³y Imperium znêca³y siê nad nim, donosz¹c o zag³adzie jego planety. - Nie - odpar³a. - Przepraszam. Jest kwarantanna. Nikt nie mo¿e tam wyl¹dowaæ i ¿yæ... nic nie mo¿e nawet opuœciæ tej planety. Na chwilê zatrzyma³ siê w drzwiach w³azu. Mia³ opuszczone ramiona. Leia ujê³a go za ³okieæ. Wybuchn¹³ p³aczem pokonanego drapie¿nika. Wiedzia³a, co czu³. - Przykro mi - powtórzy³a. - Tak mi przykro. Odwróci³ siê do niej. - Lelilo, czy przy³o¿y³aœ rêkê do zatrucia mojego œwiata? - Nie! Ja... Ja mam swój ma³y udzia³ w doprowadzeniu do upadku ludzi, którzy rozkazali go zatruæ. - Brygady Starcrash? Brygada Starcrash by³a jedn¹ z elitarnych jednostek szturmowych Imperium. - Nie. Brygady... Imperium. Spojrza³a mu prosto j w oczy. - Zniszczyli tak¿e mój œwiat. Jego czarne oczy zwêzi³y siê. - Ach. Tak, Alderaan, Lelilo, tak myœla³em, ¿e jesteœ stamt¹d. Drzwi w³azu rozsunê³y siê. Bezimienny opuœci³ „Alderaana" i wkroczy³ do odbijaj¹cego echo przedniego cz³onu frachtowca. Leia chwyci³a go za nadgarstek, ale cofnê³a rêkê, kiedy poczu³a, ¿e napinaj¹ mu siê miêœnie. - Co zamierzasz zrobiæ? - spyta³a. - To, co robi³em do tej pory. - Nie musisz! Wszyscy jesteœcie wolni, panuje teraz Nowa Republika. - Imperium przekaza³o nam w testamencie œwiat. Przetrwamy. - Byæ mo¿e nie wiesz o tym, co dzieje siê z innymi, znajduj¹cymi siê tutaj wrakami statków? Odwróci³ siê do niej. Na skutek obni¿onej grawitacji jego w³osy u³o¿y³y siê pod wp³ywem ruchu w pasiast¹ aureolê. - Inne statki nie maj¹ nic wspólnego ze mn¹ - obruszy³ siê. - A ja nie mam nic wspólnego z nimi. Rób, co chcesz, Lelilo. A jeœli chodzi o nowy œwiat... jesteœmy ryzykantami. Wykorzystamy nasz¹ szansê. - Bêdziecie podró¿owaæ z prêdkoœci¹ podœwietln¹ - powiedzia³a Leia - bêdziecie wêdrowaæ latami! Republika mog³aby wam daæ hipernapêd albo znaleŸæ dla was jakiœ œwiat, uwolniæ was od ci¹g³ej tu³aczki... - W jakim celu? - zapyta³ znowu. - - Nie zauwa¿ymy up³ywu czasu. Nie dbamy o to. Bêdziemy spaæ. Bêdzie o wiele lepiej, kiedy zaniknie pamiêæ o Imperium, zanim siê obudzimy. Jeœli przeminie tak¿e twoja Republika, nie bêdzie nas to obchodziæ. Leia zrobi³a krok do ty³u. Wiedzia³a, ¿e nic, co powie, nie zmieni jego decyzji. Robi³ to, co by³o w jego pojêciu w³aœciwe. Nie mog³a go zmusiæ, aby uzna³ s³usznoœæ jej rozumowania. - W takim razie do widzenia - rzek³a. - ¯yczê ci szczêœcia. J - Pomyœlnych wiatrów, Lelilo