Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nigdy przedtem nie były one jednak materialne, jak te tutaj. Wiedział już, że te animowane symbole nie poddadzą się biernie konwencjonalnej analizie. Zamek był podobny do tych, które widział na innych kartach; być może była to ta sama budowla. Symbolika Tarota na ogół była stała; rzeka zawsze oznaczała strumień nieświadomości, biorący swój początek od trenu długiej i powłóczystej sukni Arcykapłanki, a kielich oznaczał naczynie uczuć lub religii. Ten zamek oznaczał dla niego punkt zborny, wstępną odpowiedź. Może należałoby do niego wejść? Cóż, można spróbować. Zbyt dużo czasu poświęcał rozważaniom miast działaniom. I zamek zaczął rosnąć. Wydostał się ze swego kielicha i stał się wspaniałą budowlą stojącą na szczycie stromej góry. Z jego wyniosłych wieżyczek powiewały sztandary. Był piękny. Brat Paweł ruszył w jego kierunku. Towarzyszył mu Therion, nucąc coś pod nosem, jakby obojętny na to, co się dzieje. — Znam tę piosenkę — powiedział brat Paweł, zdecydowany podtrzymać udział Theriona w obecnych wydarzeniach. — Nie mogę jej tylko nijak umiejscowić. — „Piosenka — zagadka” — odpowiedział mu natychmiast jego towarzysz. — Jeden z najsubtelniejszych ludowych utworów erotycznych. — Ach, tak. „Dałam ukochanemu wisienkę” — ale dlaczego ma to być utwór erotyczny? Przecież to zwykła, prosta piosenka miłosna. — Ha. Wisienka to jej hymen, który on rozerwał. Prowadziłeś zbyt zamknięty tryb życia i nigdy nie nauczyłeś się właściwego języka. — Czyżby? A on jej dał kurczaka bez kości, pierścień bez końca i dziecko bez płaczu. — Kurczak bez kości to jego pozbawiony kości, a mimo to twardy penis, wbijający się w otwór w kształcie pierścienia i płodzący dziecko, które naturalnie w tym czasie jeszcze nie płakało. — No cóż, interpretacja jedna z wielu możliwych. Powinienem był pozostać przy strumieniu nieświadomości — mruknął do siebie brat Paweł. — O, tak. Przy tej wodzie, o której Artwaite powiada, że przepływa przez całą talię Tarota, a wypływa z sukni ladacznicy. Co za brednie! — Znów to samo! Zawsze uważałem to za piękne ujęcie problemu. Jak ci się udaje widzieć w nim brednie? — Na wiele sposobów, bracie! Są to brednie, bo opierają się na kompletnym nonsensie; woda symbolizuje wiele rzeczy oprócz nieświadomości i śmieszne jest udawanie, że się o tym nie wie. Ale bardziej bezpośrednio, ten eufemizm, który podrzuca swoim fanom — czy naprawdę sądzisz, że ten płyn bierze początek w jej sukni! — Cóż, może to być licencja poetycka, ale… — Jej suknia zakrywa tylko prawdziwe źródło, którym jest jej ciało. Kobieta jest naczyniem pełnym wypływającej cieczy, co chciałem ci uzmysłowić moją Siódemką Kielichów. Mleko z jej piersi, krew z jej… — Mleko i krew są chemicznie podobne — powiedział szybko brat Paweł. — W rzeczywistości chlorofil, kluczowy dla metabolizmu roślin, jest także zadziwiająco bliski… — Wypływające ze wszystkich otworów, zalewające cały Tarot gorącym, gęstym… — Zmieńmy lepiej temat — powiedział brat Paweł, niechętny kontynuowaniu takiej rozmowy. Cóż za szczególny przypadek ginofobii — lęku przed kobietami! — Przybywam. Przed nimi pojawił się nagle smok. Brat Paweł chwycił za miecz, który równie nagle odkrył u swego boku. — Toż to Smok Pokusy — wykrzyknął. — Przecież on należy do innego kielicha, a ja go nie wzywałem! — Musiałeś go jednak wezwać, Pawle — powiedział spokojnie Therion. — Bo ja tego łajdackiego czynu nie popełniłem. — Ależ ja animowałem zamek i był to jedyny kielich, jaki opróżniłem! Therion uśmiechnął się złośliwie. — Ty o tym wiesz i ja o tym wiem, ale czy toto o tym wie? Wyświechtany i mało zabawny frazes! A tu wielki, czerwony Smok Pokusy już szarżował na niego przez równinę. Nie było czasu na dyskusje o tym, kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy; musiał go jakoś powstrzymać. — Rycerze Okrągłego Stołu przynajmniej dosiadali wierzchowców — mruknął brat Paweł. — A lanca i zbrojny rumak… — Z Pokusą walczy się samotnie — przypomniał mu Therion. — Zawsze tak było. Na to wyglądało. Therion nie miał ani zbroi, ani broni; nie mógł więc stawić czoło smokowi, gdyby nawet miał taki zamiar. Brat Paweł zachował zbroję, którą miał w rydwanie, choć sam rydwan utracił. Wszystko więc zależało od niego. Smok miał ogromny, klinowaty łeb, z którego tryskał niewielki pomarańczowy płomień. Nie, był to tylko jego haczykowaty jęzor. Przednie łapy wyrastały mu tuż za głową, prawie jak uszy, a niewiele dalej, z szyi, jak pióra czy włosy, sterczało dwoje małych skrzydeł. Wyglądało to na niezbyt sensowną i skuteczną konstrukcję, ale to samo można by powiedzieć o konstrukcji dinozaura gatunku Tyrannosaurus Rex, przedstawionej na papierze. Reszta potwora zwężała się spiralnie ku ogonowi, na kształt jakiegoś robaka. Tylko jego przednia część wyglądała groźnie, przy wycofywaniu się takie stworzenie byłoby nieszkodliwe. Co zresztą pozostawało w pełnej zgodzie z naturą Pokusy czy jakiegokolwiek innego zagrożenia. Ale smok się nie wycofywał. Podskakiwał radośnie do przodu, a jego wężowate ciało odbijało się od ziemi jak sprężyna. Brat Paweł wyszedł mu naprzeciw, z mieczem błyszczącym jak Excalibur. Miał jednak wątpliwości; uważał się za człowieka pokoju, a nie wojownika, dlaczego więc miałby atakować żywe stworzenie ostrym i niebezpiecznym narzędziem. Co prawda nie było to żywe stworzenie, był to tylko animowany symbol. Mimo to problem go niepokoił