Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

W wielu miejscach stały ozdobione rzeźbionymi figurami zwierząt i ludzi wysokie słupy totemowe. W przystani bujały się na falach liczne łodzie, ich załogi zajęte były konserwacją silników i sieci. Grupa dzieci stała niedaleko chaty bez ścian i przyglądała się mężczyźnie obrabiającemu pień piłą łańcuchową. Dwie kobiety wieszały bieliznę, plotkując przy tym głośno. Jedna z nich zauważyła Pitta, wyciągnęła ku niemu rękę i zaczęła coś wołać. Kompletnie wycieńczony opadł na kolana. Podeszło do niego kilkanaście osób. Jakiś człowiek - pucołowaty i długowłosy - ukląkł i objął go ramieniem. - Wszystko w porządku - powiedział z powagą. Trzem mężczyznom stojącym obok kazał zanieść rannego do chaty plemiennej. Pitt popatrzył na niego uważnie. - Mason Broadmoor to nie przypadkiem pan? Mężczyzna obserwował Pitta czarnymi jak węgiel oczami. - To ja. - Świetnie - wydyszał Pitt opadając bez sił na ziemię. Nerwowy dziewczęcy chichot wyrwał go z lekkiego snu. Mimo zmęczenia przespał jedynie cztery godziny. Otworzył oczy, popatrzył przez chwilę 180 na dziewczynkę i zrobił zeza. Wybiegła przestraszona z pokoju wołając mamę. Znajdował się w przyjemnym pomieszczeniu z niewielkim piecykiem promieniującym cudownym ciepłem. Leżał na łóżku wyłożonym niedźwiedzimi i wilczymi skórami. Uśmiechnął się przypominając sobie Broadmoora, stojącego na środku indiańskiej wsi gdzieś na końcu świata z telefonem satelitarnym w dłoni, wzywającego samolot sanitarny po Stokesa. Pitt pożyczył potem telefon, żeby zadzwonić do biura Stokesa w Shearwater. Na samo wspomnienie jego nazwiska został natychmiast przełączony do inspektora Pendletona, który wypytał ze szczegółami o niedawne wydarzenia. Pitt zakończył sprawozdanie wskazówkami ułatwiającymi znalezienie miejsca, gdzie się rozbili, żeby policja wysłała ekipę po kamery i wywołała filmy - oczywiście jeżeli sprzęt przeżył zderzenie pływaków ze skałą. Zanim Pitt skończył miskę rybnej zupy żony Broadmoora, przyleciał wodolot. Lekarz zbadał Stokesa i zapewnił, że policjant ma wszelkie szansę się wykaraskać. Natychmiast po starcie wodolotu Pitt z wdzięcznością przyjął zaoferowane mu łóżko Broadmoorów. Spał jak zabity Do sypialni weszła żona Broadmoora. Irma Broadmoor była pełną gracji kobietą o pięknej figurze, mocną, ale prężną, jej twarz zdobiły uważne czarne oczy i stale uśmiechnięte usta. - Jak się pan czuje, panie Pitt? Spodziewałam się, że będzie pan spał jeszcze co najmniej trzy godziny. Pitt upewnił się, że ma na sobie spodnie i koszulę, dopiero wtedy odrzucił kołdrę i spuścił stopy na podłogę. - Przepraszam, że pozbawiłem panią i męża łóżka. Roześmiała się dźwięcznym i melodyjnym śmiechem. - Dopiero minęło południe. Spał pan od ósmej rano. - Jestem niezwykle wdzięczny za gościnność. - Musi być pan głodny. Miseczka zupy rybnej to za mało jak dla tak dużego mężczyzny. Co by pan zjadł? - Puszka fasoli byłaby znakomita. - Ludzie siedzący na północy wokół ogniska i jedzący fasolę z puszki to mit. Wrzucę na ruszt kilka steków z łososia. Mam nadzieję, że lubi pan łososia. - Lubię. - Nim będę gotowa, może pan iść porozmawiać z Masonem. Pracuje na dworzu. Pitt włożył skarpetki i buty, przeczesał palcami włosy i ruszył na spotkanie ze światem. Broadmoor w szopie rzeźbił w leżącym na czterech masywnych kobyłkach pięciometrowym pniu czerwonego cedru. Atakował drewno wklęsłym dłutem i drewnianym pobijakiem. Rzeźba była w tak surowym stanie, że Pitt nie umiał sobie wyobrazić efektu końcowego. Zwierzęce łby były jedynie naszkicowane. 181 Broadmoor podniósł głowę. - Dobrze pan spał? - Nie wiedziałem, że niedźwiedzie skóry są tak miękkie. - Proszę nikomu nic nie mówić, bo wybiją misie w ciągu roku - rzekł Broadmoor z uśmiechem. - Ed Posey powiedział mi, że rzeźbisz słupy totemowe. Jeszcze nigdy nie widziałem żadnego w trakcie rzeźbienia. - Moja rodzina zajmuje się rzeźbieniem od pokoleń. Totemy powstały, ponieważ dawni Indianie północnego zachodu nie mieli języka pisanego i opowieści rodzinne oraz legendy były zachowywane pod postacią rzeźbionych w czerwonym cedrze symboli, głównie zwierzęcych. - Mają znaczenie religijne? Broadmoor pokręcił głową. - Nigdy nie tworzono ich jako wyobrażeń Boga, raczej szanowano jako duchy ochronne